Kredytobiorcy żądający przed warszawskim sądem zwrotu zapłaconej składki na ubezpieczenie niskiego wkładu własnego przegrali w pierwszej instancji. Sąd Okręgowy w wyniku apelacji zmienił jednak wyrok na ich korzyść. Inaczej niż w wielu podobnych sprawach szalę przeważyło literalne potraktowanie zapisów umowy, a nie uznanie klauzul za niedozwolone.
Ponad 26 tys. zł wraz ustawowymi odsetkami odzyskać mogą kredytobiorcy, którzy w 2014 r. pozwali jeden z banków o zwrot kosztów związanych z pokryciem kosztów ubezpieczenia niskiego wkładu własnego w kredycie indeksowanym kursem franka szwajcarskiego. W marcu 2015 r. Sąd Rejonowy dla Warszawy-Mokotowa oddalił powództwo klientów (sygn. akt I C 645/14). Konsumenci wnieśli apelację, a Sąd Okręgowy w Warszawie zmienił w sierpniu tego roku wyrok na ich korzyść.


Jak w wielu podobnych sprawach dotyczących ubezpieczenia niskiego wkładu własnego towarzyszących kredytom hipotecznym klienci powołali się na występujące w umowie niedozwolone, ich zdaniem, postanowienia. W szczególności zakwestionowali dwukrotne przeliczenie waluty na potrzeby ustalenia brakującego wkładu własnego. W umowie kredytowej klientów widniała oznaczona wprost kwota pierwszej składki, a kolejne pobierane były co 36 miesięcy, gdy relacja długu do wartości nieruchomości nie osiągnęła oznaczonego progu.
ReklamaCo ciekawe, bank korespondując z kredytobiorcą, podjął indywidualną decyzję o przeliczeniu składki według uproszczonego wzoru, bez podwójnego przewalutowania. Odmówił jednak przekazania dokumentów umowy odnoszących się do ubezpieczenia. Klient w kolejnych reklamacjach żądał zwrotu poniesionych nakładów, a ostatecznie skierował sprawę do sądu.
W pierwszej instancji kredytobiorcy przegrali
Sąd Rejonowy oddalił powództwo jako niezasadne i nie uznał, że klauzule zawarte w umowie mają charakter niedozwolonych postanowień umownych. Sąd Okręgowy rozpatrujący apelację również nie dopatrzył się w umowie nieprawidłowości. Sędziowie zapoznali się jednak z dokumentami dostarczonymi przez bank i wskazującymi, jakie kwoty zostały odprowadzone do towarzystwa ubezpieczeniowego w zamian za objęcie umowy ochroną. Z 5505 zł pierwszej transzy zapłaconej przez kredytobiorców, bank przekazał wyłącznie kwotę 3303 zł. Sąd uznał, że klientom należy się zwrot różnicy – 2202 zł.
Co więcej, w kolejnych okresach bank odprowadzał składki na rzecz innego towarzystwa ubezpieczeniowego niż wskazanego w umowie kredytowej. „Powodowie nie zobowiązywali się refinansować kosztów ubezpieczenia poniesionych przez pozwanego na podstawie umów zawartych z innym ubezpieczycielem. Okoliczności dotyczące rezygnacji przez ubezpieczycieli z regresu w stosunku do powodów w razie zajścia wypadku ubezpieczeniowego oraz to, że aktualnie Bank na nowo zawarł umowę z następcą (...) pozostają wobec podstawy rozstrzygnięcia bez znaczenia” – czytamy w orzeczeniu sądu.
Zwycięstwo bez odniesienia do klauzul niedozwolonych
Ten szczegół zadecydował o przyznaniu kredytobiorcom zwrotu poniesionych nakładów na ubezpieczenie niskiego wkładu własnego, z wyjątkiem części pierwszej płatności. Decydujące okazało się porównanie obciążeń klienta z płatnościami wykonanymi przez bank oraz fakt, że w umowie wprost wskazano, który ubezpieczyciel dostarczy zabezpieczenie. Kosztami postępowania obciążono obie strony, z zachowaniem proporcji, przyjmując, że powodowie wygrali proces w 89 proc.