Polacy zagłosowali za zmianą. Czy będzie ona jednak rzeczywista? Prezydent Polski to przecież nie prezydent Stanów Zjednoczonych.


Wpływ decyzji, jakie będą zapadały w kancelarii prezydenckiej z punktu widzenia gospodarki takiej jak polska jest trudny do przecenienia. Nie można spodziewać się, że nagle odmienią sytuację życiową milionów Polaków. Obietnice składane w trakcie kampanii wyborczej, szczególnie na jej finiszu, mogą jednak odbić się echem w dalszej walce o władzę. Paradoksalnie: partia rządząc i broniąc swojego, może teraz jeszcze bardziej rozwiązać worek z obietnicami, za które po wyborach w wyższych podatkach słono zapłacimy.
Polacy chcą państwa opiekuńczego
Wybory prezydenckie jako preludium wyborów parlamentarnych ujawniły przede wszystkim społeczne kierunki oczekiwanych zmian. Bez względu na wybór oczekujemy rozwoju państwa opiekuńczego. Jednocześnie wszyscy chcielibyśmy państwa prostszego, bardziej przejrzystego i tańszego. Ale obietnice takie, jak obniżanie wieku emerytalnego, przyspieszone przejście na emeryturę w systemie ubezpieczeń społecznych czy dopłaty dla dzieci, które stały się elementem kampanii, być może nawet i potrzebne, są rzeczami, na które w tej chwili nas po prostu nie stać.
Co charakterystyczne i mimo wszystko jest krokiem w dobrą stroną, źródła finansowania wskazane zostały jeszcze w kampanii wyborczej. Niestety brakło głębszej refleksji, że np. dodatkowe opodatkowanie czy to sektora bankowego, czy też sieci handlowych, zostanie finalnie i tak przerzucone na konsumentów. W sektorze bankowym zresztą ten proces już trwa: zwiększające się wpłaty banków na Bankowy Fundusz Gwarancyjny wypłacający odszkodowania deponentom upadających SKOK-ów już przyczyniły się do wzrostu opłat bankowych.
Polska gospodarka osiągnęła szklany sufit
Relatywnie wysoki fiskalizm państwa przy jednoczesnej jego niskiej efektywności to największy problem, z jakim w Polsce musi uporać się w tej chwili każda władza. Bez względu na orientację polityczną polska gospodarka osiągnęła szklany sufit, którego nie da się podnieść bez daleko idących reform, ale i decyzji strategicznych. Luka kapitałowa, którą z powodzeniem od kilkunastu lat zasypujemy środkami unijnymi, nadal się zwiększa. Rosnące potrzeby inwestycyjne, rosnące oczekiwania społeczne i etatyzm gospodarczy powodują, że wewnętrzne oszczędności są na wyczerpaniu. Czy to oznacza, że - szukając ich na zewnątrz - prezydent-elekt poważnie zacznie dyskutować o wejściu Polski do strefy euro?
Czy nowa prezydentura pokaże, że Polaków można rzeczywiście zjednoczyć w imię wspólnego celu, tak jak było to przy wstępowaniu Polski do Unii Europejskiej? Z nadzieją na dalszy wzrost dobrobytu. To największa zagadka, nie mniejsza niż enigmatyczny życiorys wybranego prezydenta-elekta. Dużo zależy od osobistych ambicji samego Andrzeja Dudy. Ale może pomimo wszystko to właśnie on jest tą szansą, na zmianę pokoleniową, na bardziej nowoczesne podejście do polityki. I nie chodzi tu oczywiście o poglądy. Bo, że różnice na argumenty są i będą, to oczywiste. Ale największym wyzwania nowego prezydenta będzie zmiana sposobu uprawniania polityki po polsku. Z tradycyjnego kunktatorstwa na kooperację, albo przynajmniej konkurencję.