Sejm poparł ustawę, która zamrozi ceny prądu. Problem, że tylko na 2019 rok i że będzie leczyła objawy, a nie przyczyny. Dodatkowo rząd w ostatniej chwili zmienił projekt, czym zaskoczył posłów.


W Sejmie przegłosowano projekt ustawy o zmianie ustawy o podatku akcyzowym oraz o zmianie niektórych innych ustaw. Poparło go 389 posłów, przeciw było 3, 17 zaś się wstrzymało. Ustawa to rządowy projekt, którego celem było zamrożenie cen prądu w 2019 roku na poziomie z I półrocza w 2018 roku. Warto jednak podkreślić, że przegłosowany przez Sejm dokument różni się nieco od tego co przedstawił rząd przed świętami. Nowy projekt pojawił się w Sejmie wczoraj, liczba stron wzrosła z dwóch do dwunastu, pojawiło się także kilka istotnych zmian.
Co zakłada przegłosowany przez Sejm projekt? Przede wszystkim ustawa w znacznym stopniu redukuje administracyjne obciążenia rachunków za energię elektryczną poprzez zmniejszenie poziomu podatku akcyzowego z 20 zł/MWh do 5 zł/MWh. To zmiana zgodna z wcześniejszymi zapowiedziami. Warto dodać, że unijne przepisy nie zezwalają na niższy podatek akcyzowy niż 1 euro/MWh, poziom 5 zł/MWh można więc uznać jednym z najniższych możliwych.
Przegłosowana ustawa zakłada większą niż pierwotnie zapowiadano obniżkę tzw. opłaty przejściowej. Jak wynika z uzasadnienia ustawy, zmiana skali obniżki opłaty przejściowej będzie kosztowała budżet państwa nie 1,7 mld zł, jak podawano przed świętami, ale ok. 2,24 mld zł. - Obniżeniu ulegnie również opłata przejściowa o 95 proc. dla wszystkich odbiorców energii elektrycznej. Takie obniżenie stawki podatku oraz opłaty przejściowej zapewni utrzymanie łącznych kosztów odbiorców, w szczególności odbiorców w gospodarstwie domowym, na poziomie zbliżonym do roku 2018 – czytamy w uzasadnieniu ustawy.
Spółki cofną podwyżki
Niemniej – co podkreślone jest w uzasadnieniu - sama obniżka podatku akcyzowego oraz opłaty przejściowej może być niewystarczająca dla zachowania cen energii elektrycznej sprzed wzrostów, czyli z I półrocza 2018 r. dla niektórych grup odbiorców, dlatego w ustawie wprowadza się mechanizm utrzymania cen energii elektrycznej, przy jednoczesnej wypłacie utraconych przychodów przedsiębiorstwom obrotu oraz dystrybucyjnym. Wypłatą rekompensat ma zajmować się państwowy celowy Fundusz Wypłaty Różnicy Ceny. Koszt dla budżetu wyniesie - według projektu ustawy - ok. 4 mld zł. Środki mają pochodzić ze sprzedaży uprawnień do emisji CO2.
W zamian przegłosowana ustawa obliguje spółki energetyczne do zmiany - najpóźniej do 1 kwietnia 2019 r. (ale ze skutkiem wstecz, od 1 stycznia 2019 r.) – zawartych w drugim półroczu 2018 roku umów, w których odbiorcom zaordynowano podwyżkę cen prądu. Dotyczyć to będzie m.in. samorządów, które narzekały na spore podwyżki cen zaproponowane przez spółki energetyczne. Przedsiębiorstwo energetyczne, które nie zastosuje się do wymogu renegocjacji umów może zostać ukarane karą pieniężną do 5 proc. przychodu, wynikającego z działalności koncesjonowanej, osiągniętego w poprzednim roku podatkowym.
Ostatni element programu to ok. 1 mld zł na Krajowy system zielonych inwestycji. Mechanizm ten polega na dofinansowaniu projektów w nowe niskoemisyjne źródła energii, modernizacje zmniejszające jednostkowy wskaźnik emisyjności lub projektów inwestycyjnych w infrastrukturę dystrybucyjną.
Rozwiązanie tymczasowe
Roczny budżet całego projektu sięga 9 mld zł. Część rozwiązań jest tymczasowa, jak wypłata rekompensat dla spółek energetycznych. Sprzedane uprawnienia zapewnią 4 mld zł, ale tylko na przyszły rok. Tym bardziej, że koszty emisji CO2 najprawdopodobniej będą rosnąć. To sprawia, że o ile rzeczywiście w 2019 roku spółki wyjdą „na zero”, w 2020 roku problem wróci i albo będzie trzeba podwyższyć ceny prądu (zamrożenie będzie więc tymczasowe), albo uderzyć w spółki, które czeka ogrom inwestycji, albo wymyślić jakiś nowy system dopłat.


Część rozwiązań jest jednak bardziej długofalowa. Szczególnie obniżka akcyzy. Ta w przyszłym roku kosztować ma budżet 1,85 mld zł, w ciągu najbliższych 10 lat zaś w sumie dochody budżetowe z tego tytułu spadną – według założeń ustawy – o 20,28 mld zł. Niewątpliwie cieszy, że rząd w końcu się opamiętał i zamiast dalszego rozdawnictwa (pierwotny pomysł zakładał wypłatę rekompensat), proponowana jest jak najbardziej logiczna obniżka podatków. Inna sprawa, że opłata ta świetnie pokazuje, jak rząd głęboko sięgał do kieszeni Polaków. Istnieje także szansa, że co budżet straci na jednym podatku, będzie chciał sobie odbić na innym. Rząd Prawa i Sprawiedliwości słynie z podnoszenia podatków i sprzedawania tego obywatelom jako coś zupełnie innego niż podwyżka. Choćby opłatę przejściową, którą teraz rząd obniża, wcześniej podwyższył.


Kolejny problem z nową ustawą to leczenie objawów, nie przyczyn. Teoretycznie w nowym projekcie zapisano 1 mld zł na nowe, zmniejszające emisję projekty. To jednak ledwie 1 mld zł w wycenianym na 9 mld zł projekcie. 4 mld zł trafią zaś do spółek kontrolowanych przez Skarb Państwa, co de facto będzie przerzucaniem pieniędzy z państwowej kieszeni, do państwowej kieszeni. Spółki te mogą oczywiście wydać te pieniądze na OZE, bądź projekt elektrowni jądrowej, budowana jest jednak także węglowa Ostrołęka C, która problemu wzrostu kosztów, wynikającego z dużego udziału węgla w miksie energetycznym, nijak nie rozwiązuje. Wręcz przeciwnie, 6 mld zł zostanie wydane na projekt, który problem pogłębi.
Projekt pisany na kolanie
Warto także podkreślić, że cały proces radzenia sobie rządu z problemem wzrostu kosztów produkcji energii elektrycznej pozostawia spory niesmak. Początkowo problemu nie zauważano i zapewniano, że ceny nie wzrosną. W perspektywie były wówczas jednak wybory samorządowe. Po wyborach okazało się, że problem jest na tyle poważny, że nie da się go zamieść pod dywan. Tym bardziej, że w 2019 roku czekają nas wybory parlamentarne, duże podwyżki cen prądu mogłyby więc uderzyć w notowania PiS-u.
Najpierw zaproponowano rekompensaty, pomysł był jednak na tyle zawiły i absurdalny, że w grudniu rząd zobaczył, że nie da się go wprowadzić. Więcej na ten temat pisaliśmy w artykule „W energetyce absurd goni absurd”. Propozycja obniżenia akcyzy wydaje się najsensowniejsza, problem, że obudowana jest rekompensatami dla spółek i wydatkowaniem pieniędzy na zieloną energię właśnie na te rekompensaty. Dodatkowo tykający zegar sprawił, że zmiany musiały być procedowane na szybko. Dzisiejsze posiedzenie zostało zorganizowane specjalnie po to, by zająć się cenami energii jeszcze przed końcem roku. Zmiana projektu ustawy w ostatniej chwili pokazuje, jak całe „zamrażanie cen” pisane jest na kolanie. Nie jest to rozwiązanie przemyślane, dopieszczone i nie dotyczy źródła problemu. To gaszenie pożaru, który mógłby zaszkodzić sondażom rządzącej partii, która przygotowuje się do obrony swojej pozycji podczas nadchodzących wyborów parlamentarnych.