REKLAMA
PROMOCJA CITI I BANKIER.PL

"Różowy podatek" to nie podatek

Michał Żuławiński2017-03-08 06:00analityk Bankier.pl
publikacja
2017-03-08 06:00

W Dniu Kobiet wypada zająć się ich problemami. W ostatnich latach do tej długiej listy doszedł jeszcze jeden, czyli „różowy podatek” (ang. pink tax). Czy zjawisko to faktycznie istnieje?

„Różowy podatek”, zwany też czasem „kobiecym podatkiem” oznacza różnice w cenach produktów dla kobiet i mężczyzn. Zjawisko to ma powodować, że kobiety za to samo płacą więcej niż mężczyźni (niektóre definicje mówią też o dobrach dla obu płci, które również mają być tańsze od tych dedykowanych tylko kobietom).

Sztandarowym przykładem, po który sięgają zwolennicy i zwolenniczki teorii o istnieniu różowego podatku, są kosmetyki i przybory toaletowe z dezodorantami i maszynkami do golenia na czele. Często przytaczane są także ceny ubrań, zabawek, a nawet usług (np. pralnia chemiczna). Jak zwykle jednak, diabeł tkwi w szczegółach.

Więcej za (prawie) to samo

Wobec braku dogłębnych badań polskiego rynku wystarczyć nam muszą przykłady z USA. Nowojorski departament ds. konsumentów (DCA) w 2015 r. przeprowadził badanie 794 produktów z 35 kategorii. Jego główny przekaz, który za sprawą wielu mediów poszedł w świat, jest następujący: w 30 przebadanych kategoriach produkty dla kobiet były droższe niż dla mężczyzn, w tym o 13% więcej należało zapłacić za kosmetyki, 8% więcej za ubrania i 7% więcej za zabawki. Autorzy badania nie pokusili się o podanie łącznej kwoty „różowego podatku” (kalifornijskie badania z 1994 r. podały 1351 dolarów rocznie), lecz jasno stwierdzili, że „w ciągu życia kobiety płacą tysiące dolarów więcej niż mężczyźni za kupno podobnych produktów”.

Przede wszystkim należy dokonać kluczowego rozróżnienia między produktami „identycznymi”, a „podobnymi” czy „zaspokajającymi te same potrzeby”. Wystarczy zwrócić uwagę na odmienny skład chemiczny (i sam zapach!) dezodorantów lub zauważyć, że niektóre maszynki do golenia dla kobiet są inaczej wyprofilowane niż męskie. Wszystkie te cechy mogą mieć wpływ na koszt produkcji, a następnie na oferowaną cenę. Ponadto nawet jeżeli produkt damski i męski różni tylko kolor albo opakowanie, to też jest to jakaś różnica. Pewne uwzględnienie tych uwag znajdziemy w przytoczonym już badaniu.

fot. Ariwasabi / / YAY Foto

- Chociaż za niektórymi różnicami cen mogą stać usprawiedliwione czynniki, których w badaniu nie poruszono, to większości wyższych cen kobiety nie są w stanie uniknąć. Pojedynczy konsument nie ma wpływu na składniki zawarte w produktach do niego adresowanych i musi dokonywać wyborów w oparciu o to, co dostępne jest na rynku. W tej sytuacji wybory dokonywane przez sprzedawców i producentów skutkują większym ciężarem finansowym dla konsumentek niż dla konsumentów – stwierdza DCA w komentarzu do swojego badania.

Takie postawienie sprawy w bardzo niekorzystnym świetle stawiałoby kobiety – oznacza to bowiem, że nie są one w stanie kupić niczego, co nie byłoby jasno do nich skierowane i całkowicie bezmyślnie reagują na strategie przebiegłych marketingowców. Nie chcąc obrażać kobiet (szczególnie w dniu ich święta), tezę taką należy odrzucić i zdroworozsądkowo przyjąć, że kobiety są w stanie kupować produkty skierowane zarówno do nich, jak i do mężczyzn (lub wszystkich, bez rozróżniania na płeć).

Dopłać albo kup męskie

W tym miejscu dochodzimy do podstawowego pytania godzącego w teorię o „różowym podatku” – skoro kobiety mogą kupować inne, tańsze produkty, to dlaczego tego nie robią i dlaczego droższe produkty adresowane do kobiet w ogóle istnieją?

Odpowiedź na to pytanie jest oczywista: kobiety kupują „różowe” produkty, bo uważają je za lepiej zaspokajające ich potrzeby od produktów „niebieskich” lub „neutralnych”. Nieważne czy chodzi o czysto fizyczne właściwości produktu, czy o wrażenia estetyczne związane z jego użytkowaniem lub zakupem. Ważne, że sprzedawcy i producenci wychodzą naprzeciw kobiecym potrzebom. Fakt zawierania milionów dobrowolnych transakcji zakupu takich dóbr oznacza, że obie strony są usatysfakcjonowane.

Dobrowolność to w tym kontekście pojęcie kluczowe – „różowy podatek” nie jest w rzeczywistości żadnym podatkiem (nieodpłatnym, przymusowym, powszechnym i bezzwrotnym świadczeniem, za nieuregulowanie którego władze państwowe mogą obywatela wsadzić do więzienia), lecz w najlepszym wypadku swego rodzaju „premią” za lepsze dopasowanie produktu do potrzeb konsumenta. Zjawisko to działa doskonale także gdzie indziej  – możemy założyć, że mężczyźni więcej niż kobiety zapłacą np. za mocne w smaku (i nie tylko) piwo, zaś nastolatków bardziej przyciągną wizerunki YouTuberów, których dorośli często nawet nie znają.

Nie możemy zapominać także, że same potrzeby kobiet i mężczyzn mogą się różnić. Być może dla większości kobiet wybór kosmetyku konkretnej marki ma dużo większe znaczenie niż dla większości mężczyzn, którzy zadowolą się dowolnym produktem z określonej półki cenowej. Podobnie z ubiorem – w świecie Zachodu nie ma żadnych przeciwwskazań, by kobiety zakładały męskie ubrania, a mimo to wiele pań po prostu nie chce wyglądać jak mężczyźni i gotowe są płacić więcej za ubrania bardziej im odpowiadające (od wyprofilowanych t-shirtów i jeansów po suknie wieczorowe).

Wszystkie powyższe rozważania podsumować można w jeden prosty sposób. W ostatecznym rozrachunku ceny dóbr oferowanych na rynku zależą od subiektywnego wartościowania konsumentów. Skoro kobiety/mężczyźni swoimi pieniędzmi manifestują, że chcą kupować różowe/niebieskie produkty, to ich producenci i sprzedawcy mają dowód, że postępują właściwie. Nie ma żadnego światowego spisku przemysłowców dyskryminujących kobiety i gdyby okazało się, że „różowe produkty” nie cieszą się właściwym zainteresowaniem, to firmy je produkujące wycofałyby je z oferty, aby nie tracić udziałów w rynku i nie ponosić niepotrzebnych kosztów.

Walka o "równość" walką z wolnością

Organizacje feministyczne w Europie Zachodniej i USA walkę z „różowym podatkiem” prowadziły i wciąż prowadzą na drodze prawnej lub starają się zmobilizować opinię publiczną na rzecz przekonania polityków do uchwalania stosownego prawa. W rzeczywistości działania te są wymierzone w wolność gospodarujących jednostek i otwierają drogę do administracyjnego manipulowania cenami w kolejnych obszarach życia.

Pod płaszczykiem walki o równość zwolennicy likwidacji nieistniejącego „różowego podatku” chcą, aby to państwo zastąpiło rynek przy ustalaniu cen. Dowodów na nieefektywność takiego rozwiązania teoria i historia dostarczają aż nadto. Jestem przekonany, że gdyby producentom i sprzedawcom ręce krępowały wytyczne specjalnej Komisji ds. Równości Cen, to doszłoby do szeregu zawirowań na rynku: część produktów mogłaby w ogóle zniknąć z półek, ceny innych natomiast zostałyby wyrównane w górę.

W Dniu Kobiet wypada zająć się kobiecymi problemami. W ostatnich latach do ich długiej listy doszedł jeszcze jeden, czyli „różowy podatek” (ang. pink tax). Czy zjawisko to faktycznie istnieje?

„Różowy podatek”, zwany też czasem „kobiecym podatkiem”, definiowany jest jako różnica w cenie dóbr czy usług, spośród których tańsze adresowane są do mężczyzn, a droższe do kobiet. Innymi słowy, zjawisko to ma powodować, że kobiety za to samo płacą więcej niż mężczyźni (niektóre definicje mówią też o dobrach dla obu płci, które również mają być tańsze od tych dedykowanych tylko kobietom).

Sztandarowym przykładem, po który sięgają zwolennicy i zwolenniczki teorii o istnieniu różowego podatku, są kosmetyki i przybory toaletowe z dezodorantami i maszynkami do golenia na czele. Często przytaczane są także ceny ubrań, zabawek, a nawet usług (np. pralnia chemiczna).

Więcej za (prawie) to samo

Wobec braku dogłębnych badań polskiego rynku, wystarczyć nam muszą przykłady z USA. Nowojorski departament ds. konsumentów (DCA) w 2015 r. przeprowadził badanie 794 produktów z 35 kategorii. Jego główny przekaz, który za sprawą wielu mediów poszedł w świat, jest następujący: w 30 przebadanych kategoriach produkty dla kobiet były droższe niż dla mężczyzn, w tym o 13% więcej należało zapłacić za kosmetyki, 8% więcej za ubrania i 7% więcej za zabawki.

Autorzy badania nie pokusili się o podanie łącznej kwoty „różowego podatku” (kalifornijskie badania z 1994 r. podały 1351 dolarów rocznie), lecz jasno stwierdzili, że „w ciągu życia kobiety płacą tysiące dolarów więcej niż mężczyźni za kupno podobnych produktów”. Jak zwykle jednak, diabeł tkwi w szczegółach, do których teraz przejdziemy.

Przede wszystkim, należy dokonać kluczowego rozróżnienia między produktami „identycznymi”, a „podobnymi” czy „zaspokajającymi te same potrzeby”. Wystarczy zwrócić uwagę na odmienny skład chemiczny (i sam zapach!) dezodorantów lub zauważyć, że niektóre maszynki do golenia dla kobiet są inaczej wyprofilowane niż męskie. Wszystkie te cechy te mogą mieć wpływ na koszt produkcji, a następnie na oferowaną cenę. Ponadto, nawet jeżeli produkt damski i męski różni tylko kolor albo opakowanie, to też jest to jakaś różnica. Pewne uwzględnienie tych uwag znajdziemy w przytoczonym już badaniu.

- Chociaż za niektórymi różnicami cen mogą stać usprawiedliwione czynniki, których w badaniu nie poruszono, to większości wyższych cen kobiety nie są w stanie uniknąć. Pojedynczy konsument nie ma wpływu na składniki zawarte w produktach do niego adresowanych i musi dokonywać wyborów w oparciu o to, co dostępne jest na rynku. W tej sytuacji wybory dokonywane przez sprzedawców i producentów skutkują większym ciężarem finansowym dla konsumentek niż dla konsumentów – stwierdza DCA w komentarzu do swojego badania.

Takie postawienie sprawy w bardzo niekorzystnym świetle stawiałoby kobiety – oznacza to bowiem, że nie są one w stanie kupić niczego, co nie byłoby jasno do nich skierowane i całkowicie bezmyślnie reagują na strategie przebiegłych marketingowców. Nie chcąc obrażać kobiet (szczególnie w dniu ich święta) tezę taką należy odrzucić i zdroworozsądkowo przyjąć, że kobiety są w stanie kupować produkty skierowane zarówno do nich, jak i do mężczyzn (lub wszystkich, bez rozróżniania na płeć).

Dopłać albo kup męskie

W tym miejscu dochodzimy do podstawowego pytania godzącego w teorię o „różowym podatku” – skoro kobiety mogą kupować inne, tańsze produkty, to dlaczego tego nie robią i dlaczego droższe produkty adresowane do kobiet w ogóle istnieją?

Odpowiedź na to pytanie jest oczywista: kobiety kupują „różowe” produkty, bo uważają je za lepiej zaspokajające ich potrzeby od produktów „niebieskich” lub „neutralnych”. Nieważne czy chodzi o czysto fizyczne właściwości produktu czy o wrażenia estetyczne związane z jego użytkowaniem lub zakupem. Ważne, że sprzedawcy i producenci wychodzą naprzeciw kobiecym potrzebom. Fakt zawierania milionów dobrowolnych transakcji zakupu takich dóbr oznacza, że obie strony są usatysfakcjonowane.

Dobrowolność to w tym kontekście pojęcie kluczowe – „różowy podatek” nie jest w rzeczywistości żadnym podatkiem (nieodpłatnym, przymusowym, powszechnym i bezzwrotnym świadczeniem, za nieuregulowanie którego władze państwowe mogą obywatela wsadzić do więzienia) lecz w najlepszym wypadku swego rodzaju „premią” za lepsze dopasowanie produktu do potrzeb konsumenta. Zjawisko to działa doskonale także gdzie indziej  – możemy założyć, że mężczyźni więcej niż kobiety zapłacą np. za mocne w smaku (i nie tylko) piwo, zaś nastolatków bardziej przyciągną wizerunki YouTuberów, których dorośli często nawet nie znają.

Nie możemy zapominać także, że same potrzeby kobiet i mężczyzn mogą się różnić. Być może dla większości kobiet wybór  kosmetyku konkretnej marki ma dużo większe znaczenie niż dla większości mężczyzn, którzy zadowolą się dowolnym produktem z określonej półki cenowej. Podobnie z ubiorem – w świecie Zachodu nie ma żadnych przeciwwskazań, by kobiety zakładały męskie ubrania, a mimo to wiele pań po prostu nie chce wyglądać jak mężczyźni i gotowe są płacić więcej za ubrania bardziej im odpowiadające (od wyprofilowanych t-shirtów i jeansów po suknie wieczorowe).

Wszystkie powyższe rozważania podsumować można w jeden prosty sposób. W ostatecznym rozrachunku ceny dóbr oferowanych na rynku zależą od subiektywnego wartościowania konsumentów. Skoro kobiety/mężczyźni swoimi pieniędzmi manifestują, że chcą kupować różowe/niebieskie produkty, to ich producenci i sprzedawcy mają dowód, że postępują właściwie. Nie ma żadnego światowego spisku przemysłowców dyskryminujących kobiety i gdyby okazało się, że „różowe produkty” nie cieszą się właściwym zainteresowaniem, to firmy je produkujące wycofałyby je z oferty, aby nie tracić udziałów w rynku i nie ponosić niepotrzebnych kosztów.

Walka o równość, walką o manipulacje

Organizacje feministyczne w Europie Zachodniej i USA walkę z „różowym podatkiem” prowadziły i wciąż prowadzą na drodze prawnej lub starają się zmobilizować opinię publiczną na rzecz przekonania polityków do uchwalania stosownego prawa. W rzeczywistości działania te są wymierzone w wolność gospodarujących jednostek i otwierają drogę do administracyjnego manipulowania cenami w kolejnych obszarach życia.

Pod płaszczykiem walki o równość, zwolennicy likwidacji nieistniejącego „różowego podatku” chcą, aby to państwo zastąpiło rynek przy ustalaniu cen. Dowodów na nieefektywność takiego rozwiązania teoria i historia dostarczają aż nadto. Jestem przekonany, że gdyby producentom i sprzedawcom ręce krępowały wytyczne specjalnej Komisji ds. Równości Cen, to doszłoby do szeregu zawirowań na rynku: część produktów mogłaby w ogóle zniknąć z półek, ceny innych natomiast zostałyby wyrównane w górę.

Na koniec pewna frapująca uwaga – środowiska, które domagają się walki z „różowym podatkiem” poprzez sprowadzenie cen produktów na kobiet do poziomu cen produktów dla mężczyzn najczęściej domagają się jednocześnie podniesienia przeciętnych płac kobiet do poziomu przeciętnych płac mężczyzn. Postawa przeciwna – „obniżmy pensje mężczyzn i podnieśmy ceny produktów do nich adresowanych” – nie występuje tak szeroko, choć teoretycznie „równość” również zostałaby w ten sposób osiągnięta.

Źródło:
Tematy
Miejski model Ford Puma. Trwa wyjątkowa wyprzedaż

Komentarze (69)

dodaj komentarz
~alm
...a no...
Jeżeli różne produkty dedykowane wyłącznie kobietom są rzeczywiście droższe od tych dedykowanych wyłącznie mężczyznom, to czyja to wina? Kobiet? Oczywiście, że nie.
Kobiety chcą imponować i czuć się atrakcyjnymi mężczyznom i odwrotnie. Trend wszędobylski 21 w. to dbanie o siebie (a żeby być zadbanym trzeba kupować
...a no...
Jeżeli różne produkty dedykowane wyłącznie kobietom są rzeczywiście droższe od tych dedykowanych wyłącznie mężczyznom, to czyja to wina? Kobiet? Oczywiście, że nie.
Kobiety chcą imponować i czuć się atrakcyjnymi mężczyznom i odwrotnie. Trend wszędobylski 21 w. to dbanie o siebie (a żeby być zadbanym trzeba kupować kosmetyki, perfumy, ubrania, dieta, suplementy diety na to czy na tamto...i uprawiać sport od tańca, aerobik po siłownie... a to wszystko kosztuje ). Im kobieta starsza, tym ma większy problem, bo wie że się starzeje i chce nadal wyglądać młodziej/atrakcyjniej niż tak jak wygląda bez używania makijażu/zabiegów kosmetycznych, czyli naturalnie- to także kosztuje. Kobieta (żona i matka dzieci) powyżej 40 lat może mieć problem np. taki: jak sprawić/co kupować by być bardziej atrakcyjną dla swego męża , no bo od jakiegoś czasu chyba coś się psuje w relacjach damsko męskich, no i ten cellulitis/rozstępy, może już mu się nie podobam, a co będzie jak odejdzie do młodszej/piękniejszej, zastanówmy się... koleżanka ostatnio mi mówiła/przeczytałam w gazecie/obejrzałam w tv/internecie o takim ponoć cudownym kremie/cudownej diecie po której znikną mi zwały tłuszczu/takim zbiegu, który sprawi, że zniknie mój problem.... dodajmy również kuszące wyprzedaże, tanie (drogie) Chińskie nietrwałe ale śliczne to czy tamto a może ta sukienka- na pewno będę w niej ślicznie wyglądała... a i te przeróżne sklepy internetowe, ile tam jest wszystkiego i te promocje... A Mężczyźni jak wiadomo, są wzrokowcami (Kobiety myślą i postrzegają inaczej niż Mężczyźni). Ileż to ta biedna współczesna Kobitka musi się natrudzić (to wszystko to koszta), żeby mieć/zatrzymać przy sobie pracę/mężczyznę... No i co? Kto jest winny? Kobieta? Nie.
~glos_rozsadku
JEST RACZEJ NA ODWRÓT: mężczyźni płacą więcej za to samo - spodnie, buty itd.
~chybanie
buty!? o czym ty mówisz? zwykłe, rozpadajace się po dwóch miesiacach laczki dla kobiet są w cenach porządnych, skórzanych męskich butów :/ spróbuj kupić skórzane buty damskie poniżej 500 zł, to dostaniesz medal ode mnie
~glos_rozsadku odpowiada ~chybanie
a to nie wiedziałem. No, ale spodnie tańsze.
~D1 odpowiada ~glos_rozsadku
Ostatnio kupiłem szampon do włosów dla kobiet, ponieważ składy był praktycznie identyczny jak dla mężczyzn, ale był właśnie znacznie tańszy.
~rttyuiop odpowiada ~D1
wyjątki potwierdzają regułę
~hdrvn odpowiada ~rttyuiop
nie ma żadnej reguły
~rttyuiop
problem w tym że w dużej części podatek ten płacą faceci, jak sobie coś ubzdura taka kobieta to cena nie ma znaczenia a ty facecie płać i płacz, ot zagadka rozwiązana dlaczego na wolnym rynku ceny dla kobiet są wyższe.....
~rafalp
O podatkach "kobiecych" w dzień kobiet....
~Ja
Jestem ciekaw ile mężczyzn kupiło by maszynkę do golenia koloru różowego gdyby była tańsza?

Polecane

Najnowsze

Popularne

Ważne linki