Afrodyzjaki były znane w medycynie ludowej różnych kultur świata od starożytności do czasów współczesnych. Miały budzić miłość tam, gdzie jej nie było, i rozpalać namiętność tam, gdzie dominowała oziębłość. Właściwości takie przypisywano licznym roślinom, owocom, zwierzętom i minerałom, kierując się doświadczeniami, mitami, magią i ich podobieństwem do narządów płciowych.
Nie jest przesadą twierdzenie, że niektóre potrawy zaostrzają apetyt na seks. Casanova zjadał na śniadanie 50 ostryg. Don Juan omlet z 10 jaj z ogromną ilością ziół i przypraw, takich jak bazylia, lubczyk oraz czosnek. Madame Pompadour, faworyta króla Francji Ludwika XV, gustowała natomiast w soku z marchwi. Właściwie zestawione i wykwintnie podane afrodyzjaki potrafią rozbudzić w kochankach prawdziwy wulkan zmysłowości.

Początki kulinarnej sztuki miłosnej
Pierwszy przepis na miksturę przedłużającą akt miłosny zapisano hieroglifami w Egipcie w 1700 r. p.n.e. Zalecał regularne spożywanie suszonych liści tarniny i akacji z miodem.Średniowieczny lekarz Mosza Majmonides uważał, że wspaniałą potencję zapewnia mieszanka pieprzu, korzenia galgantu, rośliny podobnej do imbiru, cynamonu, anyżu, gałki muszkatołowej i macisu, czyli suszonego, sproszkowanego miąższu owocu muszkatołowca. Należało nią posypywać każde danie.
W Europie, gdzie od wieków dominowało chrześcijaństwo, wiedza o afrodyzjakalnych substancjach długo musiała być wstydliwie ukrywana. Zupełnie inaczej rzecz miała się w krajach Orientu, które bez ograniczeń czerpały ze swych wielowiekowych tradycji. Były tam powszechnie dostępne nie tylko informacje o afrodyzjakach, ale również składniki, które w naszych kręgach kulturowych do dziś nie mogą być legalnie produkowane. Jedną z najlepiej znanych mieszanek roślinnych jest „orientalna pigułka szczęśliwości”. Zawiera takie szatańskie dodatki, jak 10-% nalewka opiumowa, posiekane liście konopi indyjskich oraz pokruszony haszysz. W krajach Orientu właśnie opium i haszysz udowodniły swą skuteczność jako silnie stymulujące afrodyzjaki.
Do dzisiaj w odległych regionach, nieskażonych przemysłem i niedotkniętych zachodnią cywilizacją, przetrwało głębokie przywiązanie do naturalnych afrodyzjakalnych środków. Niektóre plemiona indiańskie używają jeszcze wielu świętych roślin, takich jak peyote, krzew kokainowy, amiana, ololinqui czy grzyb teonacatl, jako uniwersalnych środków odurzających i wzbudzających pragnienie miłosne. Do najbardziej znanych należy afrodyzjak pozyskiwany z drzewa yohimbe. Jego kora zawiera związek chemiczny – johimbinę. W zachodnioafrykańskiej kulturze korę tego drzewa stosowano i nadal stosuje się jako środek wzmagający potencję płciową.

Najsilniejsze afrodyzjaki – skorupiaki
Z morza pochodzi wszelkie życie. Z niego również wyszła Afrodyta i ono właśnie stanowi przebogate źródło afrodyzjaków. Wszystkie skorupiaki zawierają fosfor, wapń, jod, żelazo i witaminę B. Owoce morza są lekkie i ubogie w zabójczy dla libido tłuszcz. Ich kształty bywają sugestywne, a kolorystyka nawiązuje do miłości i rozbudzonych żądz. Przyrządzone z nich potrawy są egzotyczne, oryginalne i pobudzające wyobraźnię.– Kuchnia z silnymi afrodyzjakami to ta bogata w owoce morza, mięczaki, skorupiaki, takie jak ostrygi, krewetki, homary i mule. Dominuje tu chyba kuchnia francuska, jako że i amant francuski jest powszechnie uważany za tego najlepszego, najładniejszego czy najskuteczniejszego... – twierdzi Karol Okrasa, szef kuchni najbardziej ekskluzywnych hoteli.
Ostrygi
Ostrygi to kwintesencja afrodyzjaka. Koneserzy jadają je na surowo w sosie własnym, z dodatkiem odrobiny soku cytrynowego, na talerzu obłożonym kruszonym lodem. Spożywane w ten prosty sposób są wyjątkowo smaczne, a przy tym najskuteczniej działają na organizm.Sam Giacomo Casanova twierdził, że to ostrygom zawdzięcza swoje niemalejące zainteresowanie płcią przeciwną. Dziś już wiemy, że nie kłamał: ostrygi zawierają ogromną ilość minerałów i pierwiastków śladowych, zwłaszcza cynku, który odpowiada za produkcję spermy. Historia zna przypadki, że niedobór cynku powodował bezpłodność – zapewne by tego uniknąć, wielki kochanek zjadał codziennie ponad… 50 ostryg. Ale zdaniem współczesnych znawców afrodyzjaków, by osiągnąć efekt pobudzenia organizmu, w zupełności wystarczy tuzin. Zwłaszcza przy ich cenach…
Magda Gessler polubiła ostrygi, kiedy pierwszy raz się zakochała. – Pierwszy raz jadłam ostrygi w Toronto ze swoim obecnym mężem, ponieważ były spełnione wszelkie warunki na to, abym mogła ich spróbować – mówi właścicielka nowej warszawskiej restauracji GAR. – Dopiero przy nim byłam w stanie je polubić, posmakować, zdecydować się na ich istnienie – dodaje.
Homary
Większość ludzi je tylko białe mięso homara, ale to błąd, ponieważ mleczna substancja i zielona wątroba, a także koralowa ikra samiczek, są również bardzo skutecznymi afrodyzjakami. Najlepiej po prostu ugotować homara i podawać go z butelką chablis jako wspaniałe preludium do miłosnych uciech.Kawior
Dokonując przeglądu morskich afrodyzjaków, wspomnieć należy również o kawiorze, lecz trzeba go potraktować w indywidualny sposób. To najwyższej jakości afrodyzjak. Kiedyś jedzony złotymi łyżkami przez carów Rosji, obecnie dostępny dla każdego, kogo na niego stać. Jest afrodyzjakiem tej samej klasy co ostrygi – łatwy do jedzenia i lekkostrawny. Prawdziwy kawior otrzymuje się z ikry jesiotra, ryby żyjącej wyłącznie w morzach północnych, żywiącej się pokarmami bogatymi w fosfor. Najbardziej afrodyzyjną przystawką, która rozpali nawet najtwardsze serce, jest cienka grzanka z kawiorem przykryta płatkami orchidei.
Zmysłowe przyprawy
Handel korzeniami i innymi wonnymi przyprawami znany był ludzkości od zarania dziejów. Przyprawy korzenne stosowano w obrzędach religijnych jako środki lecznicze, a także jako afrodyzjaki na długo przedtem, zanim zaczęto ich używać w kuchni. Arabowie pilnie strzegli tajemnicy pochodzenia tych wonności i rozpowszechniali fantastyczne historie na ich temat. Legendy arabskie mówiły, że rośliny korzenne rosną w jeziorach pilnowanych przez skrzydlate bestie lub w lasach pełnych jadowitych węży, co czyniło je jeszcze bardziej tajemniczymi i „metafizycznymi”.„Korzeń życia”, czyli żeń-szeń, to jeden z najbardziej skutecznych afrodyzjaków. Rosnący dziko w Mandżurii, Korei i Rosji, był znany i ceniony już przez starożytnych Chińczyków. Uchodził za towar na wagę złota. Jego cena zależała od wielkości. Wyjątkowość żeń-szenia potwierdzili naukowcy – ich badania wykazały, że wzmacnia centralny układ nerwowy, poprawia sprawność fizyczną i psychiczną, samopoczucie, a przede wszystkim oczywiście potencję. Jego działanie nie jest jednak natychmiastowe. Spożywając go codziennie, na efekty możemy czekać ok. 3 miesięcy.
W kuchni żeń-szeń stanowi dodatek do sosów z nutą miodu lub suszonych śliwek, które dzięki niemu nabierają bardziej wyrazistego smaku i ziołowego aromatu. Jako dodatek do herbaty może być też doskonałym zakończeniem miłosnej uczty: 100 g zielonej herbaty należy wymieszać z suszoną skórką jabłka i korzeniem żeń-szenia, a następnie dodać do smaku smażoną skórkę pomarańczy i cytryny oraz – jeśli ktoś lubi – liść suszonej mięty.
Innym korzeniem używanym jako afrodyzjak jest imbir. W medycynie azjatyckiej uchodzi za „gorący”, wzniecający ogień w ciele. Pobudza więc również organy płciowe. Prawie wszędzie tam, gdzie rośnie, używa się go jako afrodyzjaku. Arabski podręcznik miłosny „Ogród wonności” zaleca stosowanie imbiru wewnętrznie i zewnętrznie. W Indiach natomiast radzono stosować mieszankę imbirowego soku z miodem i jajkami co wieczór przez miesiąc jako lekarstwo na niemoc płciową.
Imbir i kolendra to ulubione przyprawy Karola Okrasy. – Zawsze staram się namawiać osoby, z którymi gotuję na lekcjach czy pokazach, by smarowały nimi skórę tuż za uchem, używając ich jako afrodyzjakalnych perfum. A kobieta pachnąca kolendrą to byłoby coś… – mówi.
Szafran był stosowany już przez Asyryjczyków, Fenicjan i Greków, wierzących, że dziewczyna, która go spożywała przez tydzień, nie oprze się kochankowi. Jest bardzo drogi, gdyż potrzeba 100 tys. kwiatów, aby otrzymać 450 g przyprawy. Istnieje teoria, że szafran pobudza macicę i poprawia krążenie krwi.
Lubczyk to chyba najbardziej swojski afrodyzjak, doceniany od stuleci w naszym kraju. Dziewczęta od zawsze wiedziały, że dodanie ukochanemu szczypty lubczyku do wina czy piwa sprawi, iż odwzajemni uczucie. Do dziś jest doskonałą, wyostrzającą smak potraw przyprawą i, jak wszystkie przyprawy, zwiększa ukrwienie tej najważniejszej dla miłosnego aktu męskiej części ciała, co korzystnie wpływa na potencję. Ale warto wiedzieć, że jeśli lubczyku nie ma pod ręką, podobnie działa odpowiednia dawka pieprzu, chili, gałki muszkatołowej czy papryki.

Świat przypraw przebogaty jest w te sprzyjające uwodzeniu i spełnieniu. Jeżeli nie wystarczy imbir, żeń-szeń czy lubczyk, można pomóc sobie, dodając do potraw bazylię, cynamon, chrzan, kolendrę, kardamon lub aromatyczny czosnek. Wielkim zwolennikiem tego ostatniego był znany ze swych malarskich arcydzieł i podbojów miłosnych – Pablo Picasso. W restauracjach zamawiał dania, które opierały się na czosnku. Mistrz kubizmu przepadał za czosnkiem we wszystkich postaciach. Obok wina i chleba miał go zawsze pod ręką w swoim studiu, kiedy malował najsłynniejsze dzieła. „Uwielbiam go, Pablo jest moim mistrzem, ale trudno z nim rozmawiać, bo strasznie cuchnie czosnkiem” – mawiał Salvador Dali. Muzom i oblubienicom hiszpańskiego amanta widać to nie przeszkadzało.
Dzika namiętność, czyli kusząca dziczyzna
Wiele mistycyzmu odnaleźć można w polowaniu i zawodach, w których zabijanie i spożywanie upolowanych zwierząt jest równoznaczne z przekazywaniem męskości. Ponętni arabscy książęta i naftowi magnaci nie brali udziału w polowaniach, ale chętnie jadali jądra upolowanych lwów. Jądra, ale te pozyskane od byków, chętnie jadał wspomniany już Pablo Picasso. W Hiszpanii są one uważane nie tylko za wielki przysmak, ale również intensywnie działający afrodyzjak – zwłaszcza te pochodzące od byków zabijanych podczas korridy. Oczywiście im byk waleczniejszy, tym cenniejsze jądra. Podawane do dziś w wytwornych restauracjach Barcelony czy Madrytu potrawy z jąder tych zwierząt kosztują ok. 100 euro. Trzeba je zamawiać z dużym wyprzedzeniem i niejednokrotnie czekać w kolejce kilka tygodni.Apetyt na kolejny z rzędu akt seksualny wyostrzają na pewno dania z dzikiego ptactwa i zajęcy. Ptaki uważane były zawsze za łagodne afrodyzjaki, przeznaczone raczej dla kobiet. Mężczyźni woleli dziki i jelenie. Henryk IV z Nawarry wierzył, iż kuropatwy dodają kobiecie ciepła i tkliwości, toteż kiedy odwiedzał swoją kochankę, towarzyszył mu zawsze mistrz kuchni z mnóstwem ugotowanych kuropatw w specjalnie ogrzewanych naczyniach, a ponadto z winami, słodyczami i armaniakiem.
Zając natomiast jest księciem afrodyzjaków, pod warunkiem że wiemy, jak ma być przyrządzony. Łączy go szczególne powinowactwo z kobietami i boginiami. Wielki zając był czczony przez Indian oraz egipskie dynastie. Był też ulubionym kompanem anglosaskiej bogini jutrzenki i urodzaju – Istrze. Związany z wiosną i świętami wielkanocnymi, zwiastuje zmysłową miłość, płodność i nowe życie.
Za szczególnie służące męskości uważane są również podroby: wątroba, nerki, żołądki, flaki, szpik kostny i móżdżek, a także tak znienawidzona przez staropolskich amantów czarna polewka, czyli zupa z kaczej lub gęsiej krwi, inaczej zwana czerniną.

Owocowy koktajl pożądania
Wiadomo nie od dziś, że niektóre produkty spożywcze są szybko działającymi afrodyzjakami – to np. grzyby shiitake lub korzeń rumu kampyo. Inne natomiast działają wprawdzie wolniej, ale, spożywane systematycznie, są nie mniej skuteczne. Do grupy tej zaliczyć można owoce.Okazuje się, że afrodyzjakiem może być poczciwy ananas. Zjedzony z dodatkiem chili i miodem, stawia na baczność nawet najbardziej wyczerpanych (chwilowo) sypialnianych szermierzy. Trzeba tu wymienić również mango, jędrne, czerwone maliny, pomarańcze, truskawki, szczególnie w połączeniu z szampanem, i, uznawane przez Magdę Gessler za króla owocowych afrodyzjaków – jabłko. Sama Kleopatra gustowała w tym, wydawałoby się zwyczajnym, owocu, nadziewanym daktylami, cynamonem oraz miodem, i podawanym na gorąco. Inne erotyczne jabłko, zwane przez starożytnych „jabłkiem miłości”, to granat. Był symbolem bogini Astarte (Afrodyty, Wenus) i od dawien dawna przypisywano mu afrodyzjakalną moc. Skórka bogata w garbniki, sok zawierający białko, tłuszcze i wiele kwasów owocowych przysporzyły granatowi wielu zwolenników w Indiach, gdzie uznawany jest za lekarstwo na niepłodność.
Najbardziej erotycznym z owoców, szczególnie z powodu kształtu i uwodzicielskiego koloru, jest banan. Wąż, który skusił Ewę, schował się w liściach bananowców. Stąd łacińska nazwa tych owoców – Musa paradisica, czyli rajski owoc, lub Musa sapienta – owoc poznania. Jeżeli, jak głosi legenda, raj znajdował się na Cejlonie, to Adam prawdopodobnie przykrywał swoją nagość liściem bananowca. W Afryce Środkowej istnieje przekonanie, że liście tego owocu wpływają na płodność kobiet.
Natomiast, przypominająca krągłą pierś, brzoskwinia z czerwonym rumieńcem i soczystym miąższem kusi równie skutecznie jak banan. Wśród wielu gatunków brzoskwiń rosnących we Francji jest jeden zwany „le sein de Wenus” – pierś Wenus. Albertus Wielki, średniowieczny zielarz, pisał, że „brzoskwinia przedłuża stosunek płciowy”, a w „Buch der Natur” znajduje się uwaga, iż „u mężczyzn cierpiących na impotencję z powodu oziębłości wzbudza namiętność”. Może zatem owoc zjadany na deser nie jest złym pomysłem?
Czekolada – pokarm Wenus
Afrodyzjakalne właściwości czekolady znane są od wieków. „Pokarm Wenus” to miano, jakie nadał jej wiedeński lekarz Michael Haider już w okresie oświecenia, kiedy to bardziej niż kiedykolwiek kwitła wiara w jej właściwości pobudzające do miłosnych igraszek. Pewne jest, że Indianie z Nowej Hiszpanii poświęcili drzewo kakaowca bogu Quetzalcoatlowi, który obdarzał ludzi m.in. bogactwem oraz potencją seksualną, i już oni wierzyli, że czekolada jest zdolna obudzić żądze. Według Bernata Diaza del Castillo aztecki imperator pijał czekoladę przed udaniem się do haremu, w którym czekały na niego liczne „obowiązki”.Niezaprzeczalnie ta szczególna cecha czekolady podbiła serca Europejczyków. W XVII w. nie obywało się bez dyskusji na ten temat, szczególnie w środowiskach kościelnych. W 1624 r. teolog Johannes Franciscus Rauch, występując przeciw spożywaniu nadmiernej ilości napoju w klasztorze, zażądał wręcz ścisłego zakazu picia czekolady w miejscach świętych. Również w wieku XVIII czekolada cieszyła się nie najlepszą opinią. Osławiony miłosnymi podbojami Casanova przedkładał ją, jak mówiono, nad szampana, a hrabina du Barry podobno poiła nią swoich kochanków. Czekoladę uznawano za specjał skłaniający do rozpusty również w XIX w., choć już nie przywiązywano do tego tak dużej wagi.
Nie powinna nas chyba dziwić kariera, jaką robiła czekolada już przed wiekami, gdyż faktem jest, że zawiera ona substancje psychofarmakologicznie aktywne, które stymulują układ nerwowy i pobudzają go, wprawiając ludzi w stan identyczny ze stanem zakochania. Związany z nią kult jest więc całkowicie uzasadniony.

Procenty, które uderzają w serce
Nie ma wątpliwości, że napoje alkoholowe sprzyjają wzniosłym uczuciom, rozwiązują języki, przez co miłosne wyznania stają się łatwiejsze, i dodają lekkości, a czasami nawet skrzydeł. Usuwają zahamowania, wyostrzają zmysły, umożliwiają pełnię doznań. Oczywiście we wszystkim, a więc i w piciu napojów alkoholowych, należy zachować umiar, gdyż, jak pisze w swojej książce „Kuchnia erotyczna” Tadeusz Olszański „[…] bardzo łatwo przekroczyć granicę dzielącą orła od czworonogów, do których zaliczamy również osła i świnię”. Aby owej granicy nie przekroczyć, trzeba postawić na jakość, a nie na ilość.Według Magdy Gessler, szczególnie afrodyzyjne są wszelkie miody pitne, wina, porto, sherry, a także szampan – król pobudzających trunków. – Wszystkie te alkohole, które odurzają, pozwalają oddalić się odrobinę od rzeczywistości i wejść w uwodzicielską przestrzeń koloru i zapachu – tłumaczy pani Magda. – Nalewki są bardziej oczyszczające, powodują dobre trawienie, ale nie sprawiają, że ma się ochotę czerpać garściami z życia. Chyba że mowa o bursztynie rozpuszczonym w alkoholu – podkreśla.
Pierwszym napojem alkoholowym człowieka było najprawdopodobniej wino i od zarania trunkowi temu nadawano mistyczne znaczenie. Służyło kultowi płodności, spełniano nim ofiary w intencji obfitych plonów, było napojem bogów i bogiń. Dawało ludziom szczególną moc. To dzięki niemu śpiewali, tańczyli, śmiali się i kochali.
Jeżeli kogoś nie przekonał do swojej mocy tokaj – król win i wino królów – ani, jak mówi Magda Gessler, zniewalające kolorem miłości, czerwone wino, pozostaje tylko poddać się działaniu niezwykłego węgierskiego wina z okolic góry wulkanicznej Somoló. Węgrzy mówią, że ów kopiec usypali z nudów aniołowie, kiedy Bóg tworzył świat. Może właśnie dlatego owo wino ma niespotykany bukiet i cudowne właściwości. Jest powszechnie uznawane za znakomity lek na bezdzietność.
Wina odurzają, rozgrzewają, czarują swoim aromatem, ale na pokuszenie wodzi tylko szampan. To właśnie ten trunek został stworzony do wszelkich miłosnych ceremonii. Bez niego nie obejdą się zaręczyny, ślub czy najważniejsza, intymna randka. Aby szampan zadziałał, musi być podany elegancko, najlepiej w srebrnym kubełku z lodem, i pity w specjalnie do tego przeznaczonym kieliszku. Ale żeby uwieść, oprócz szampana potrzebna jest odpowiednia atmosfera, wyczucie chwili, pełnia księżyca i zapach truskawek w ogrodzie.
„Afrodyzjakalne” ciekawostki
Bardzo znane, choć trudno dostępne na rynku, a przez to wyjątkowo drogie, są trufle. Ze względu na miły i silny aromat cenione były już w starożytności. Do ich szczerych orędowników należał Napoleon, który podobno miewał kłopoty w sypialni. Aromatyczne, bardzo rzadkie grzyby zawierają substancje przypominające hormony. Według mistrza kuchni paryskiej Savarina, każdy, kto wypowiada słowo „trufle”, budzi najpiękniejsze wspomnienia kulinarne i erotyczne.Według Karola Okrasy należy jednak pamiętać, że nie tylko ekskluzywne produkty czy potrawy należą do tych afrodyzjakogennych. – W różnych kulturach odmienne czynniki mają tu najważniejsze znaczenie: u jednych jest to smak, u innych kształt albo kolor. Dlatego też zwykła truskawka z szampanem może działać pobudzająco na zmysły, ale równie dobrze mogą to być kurze wątróbki z tą samą truskawką, z aromatem octu balsamicznego i prażonymi pestkami dyni – przekonuje nasz rozmówca.
Świat przepełniony jest miłością. Bez względu na upodobania kulinarne każdy znajdzie coś dla siebie na nieskończenie długiej liście pobudzających produktów. Dla wegetarian idealne są owoce i warzywa, dla uwielbiających mięso – dziczyzna, dla mających wysublimowane podniebienia – owoce morza, dla odważnych – cykady lub bycze jądra, a dla znanego dziennikarza Tomasza Lisa – książki, i to nie kucharskie. Jednak w sztuce uwodzenia ważne są nie tylko smaki i nie tylko one wprawiają zmysły w drgania. Kolor, forma, zapach i sposób podania – wszystko to składa się na swoiste misterium, którego celem nie jest wyłącznie zaspokojenie głodu. Każde uczucie ma swój kolor, każda emocja kojarzy się z aurą o określonej barwie. Uwieść możemy zapachem, kolorem obrusa i formą kieliszków. Należy o tym pamiętać, rozpoczynając kolację z ukochaną osobą od surowych ostryg, a kończąc na bananach w curry.
tekst: Kama Poznańska























































