Wśród największych bolączek rynku kapitałowego regularnie wskazywany jest podatek Belki. Uderza on nie tylko w giełdowych inwestorów, ale i oszczędzających na lokatach ciułaczy. Czy w świetle rządowej polityki zachęcania do oszczędzania możemy sobie pozwolić na rezygnację z tego podatku i czy istnieją dla niego sensowne alternatywy?


Tekst powstał w ramach cyklu #NaBankiera, w którym to Wy, czytelnicy, wskazujecie nam, którym tematem mamy się zająć.
W ubiegłorocznej edycji Ogólnopolskiego Badania Inwestorów (tegoroczna jeszcze trwa) jako największą bolączkę polskiego rynku kapitałowego inwestorzy wskazali "podatek od zysków kapitałowych". Odpowiedź ta uzyskała 41 proc. głosów, w badaniu zaś wzięło udział 4711 ankietowanych. W 2016 roku podatek zajął w ankiecie drugie miejsce (32,8 proc. głosów), podobnie w 2015 roku (34,1 proc.). Ankietowani problem sugerowali także we wcześniejszych badaniach, nie będzie więc przesadą, gdy podatek od zysków kapitałowych nazwiemy – przynajmniej z punktu widzenia inwestorów – jednym z największych problemów polskiego rynku kapitałowego.


Problem dotyczy zresztą nie tylko inwestycji na giełdzie. Podatek od zysków kapitałowych nazywany jest często podatkiem Belki od nazwiska Marka Belki, który był ministrem finansów w 2002 roku, gdy wprowadzano podatek. Zgodnie z jego założeniem osoba, która zarobiła dzięki posiadanemu przez siebie kapitałowi, musi oddać państwu 19 proc. swojego zysku. Dotyczy on więc także m.in. zysków z obligacji, funduszy inwestycyjnych, instrumentów pochodnych, dywidend oraz lokat i kont oszczędnościowych. Szczególnie warto zwrócić uwagę na tę ostatnią grupę, która czyni podatek Belki podatkiem w zasadzie powszechnym. Dosięga on nie tylko inwestorów obracających pieniędzmi na rynkach kapitałowych, ale także ciułających pieniądze na lokatach Polaków.
ReklamaPodatek od strat na lokatach
Podatek ma wiele wad. Pierwszą i najbardziej oczywistą jest oczywiście zniechęcanie Polaków do inwestowania pieniędzy i oszczędzania. Przy rekordowo niskich stopach procentowych lokaty oferują śmiesznie niskie oprocentowanie. Jak wynika z porównywarki Bankier.pl tylko dwa banki oferują bezwarunkowe lokaty (okres 3 miesiące), których oprocentowanie przewyższa inflację (1,8 proc.). A ta ostatnia przecież wynosi mniej niż środek celu inflacyjnego NBP (2,5 proc.), bankierzy centralni będą więc dostosowywali swoją politykę, by ta poszła raczej w górę niż dół. W przypadku większości ofert lokat w ujęciu realnym stratni więc jesteśmy w zasadzie już na starcie. A dodatkowo musimy jeszcze od tego zapłacić podatek Belki.


Nawet gdy oprocentowanie jest wyższe, podatek mocno uderza nas po kieszeni. Przykładowo, załóżmy, że wkładamy 10 tysięcy złotych w inwestycję, która daje nam stale 3 proc. rocznie, np. lokatę. Teoretycznie po roku zarabiamy na takiej inwestycji 300 zł. W praktyce jednak, po opłaceniu podatku, otrzymujemy tylko 243 zł. Jeszcze gorzej sprawa wygląda po uwzględnieniu realnej wartości pieniądza. Gdyby bowiem inflacja trafiła idealnie w cel NBP, to nasze 10 243 zł po lokacie byłoby mniej warte niż 10 000 zł sprzed lokaty (kupili byśmy za nie mniej dóbr, bo te by podrożały). Realnie byśmy więc i tak stracili. Fiskus tymczasem na nas i tak by zarobił. W ten sposób właśnie podatek Belki zniechęca do oszczędzania, nasze marne dochody z kapitału bowiem są jeszcze uszczuplane albo nawet przejadane przez podatek.
Rząd mówi jedno, tymczasem mamy drugie
Jednocześnie obecnie na rynku dostępny jest tani kredyt, teoretycznie więc obecne otoczenie pcha Polaków w stronę zadłużania się, a nie oszczędności. A przecież deklaracje rządu są zupełnie inne. - Dzisiaj musimy budować nasze oszczędności, a z nich inwestycje – deklarował premier Morawiecki w maju 2017 roku. Jeszcze mocniej wagę oszczędności premier zaakcentował w marcu 2018 roku. Szef rządu przekonywał, że silne państwo i wielka Polska powstanie, kiedy będziemy w stanie wypracować więcej oszczędności, inwestycji i innowacyjności. – Dlatego właśnie budowa kapitału polskiego, polskiej własności, polskich oszczędności jest tak kluczowa – przekonywał.


Na oszczędności bardzo dużą uwagę zwraca się także w sztandarowym projekcie premiera Morawieckiego: „Planie na rzecz Odpowiedzialnego rozwoju”. Tam już na pierwszych stronach znajduje się fraza mówiąca, że Polacy nie mają oszczędności zapewniających im bezpieczeństwo finansowe i zaspokajających potrzeby inwestycyjne polskiej gospodarki. Same oszczędności zaś ujęte są jako jeden z filarów rozwoju gospodarczego Polski. Plan zaś wprost mówi o budowaniu oszczędności Polaków, zamiast zaciągania kredytów. Słowa polityków znowu nie mają więc pokrycia z rzeczywistością.
Przestańmy zniechęcać do oszczędzania
Rząd może jednak postarać się to zmienić. O ile o stopach procentowych decyduje bardzo gołębia Rada Polityki Pieniężnej, która póki co nie widzi potrzeby podwyżki stóp i przestawienia wajchy z kredytów na oszczędności, o tyle rząd ma w swoim ręku narzędzia fiskalne. Skoro rządowi zależy na tym, by Polacy oszczędzali, podatek Belki do oszczędzania zaś zniechęca, może warto byłoby przejść od slajdów do czynów i coś z owym podatkiem zrobić.


Szczególnie, że podatek Belki nie jest z punktu widzenia budżetu kluczowy. W 2017 roku wpływy z tego źródła sięgały 3 mld zł, podczas gdy całość dochodów budżetowych w tymże roku sięgnęła 350 mld zł. Podatek Belki nie stanowi więc nawet 1 proc. Dodatkowo z roku na rok jego udział w budżecie spada. Rządy co roku szastają miliardami, by kupić sobie poparcie wyborców, tymczasem tutaj niewielkim kosztem można byłoby zlikwidować jeden z czynników zniechęcających Polaków do oszczędzania. Potrzeba tylko woli politycznej.
Nadchodzi gospodarcza zima. Zadbaj o finansową niepodległość

Zawsze jest dobry moment na to, żeby zrobić coś ze swoimi finansami. Jesień 2018 r. z wielu powodów jest jednak najlepszym ku temu okresem. Łatwiej może już nie być.
Polska – kraj niskich oszczędności
O tym, że z polskimi oszczędnościami krucho, dobitnie przekonują dane Eurostatu. W Unii Europejskiej tylko w trzech krajach - na Łotwie, Litwie i Cyprze – stopa oszczędności gospodarstw domowych jest niższa niż w Polsce (4,36 proc.). Daleko nam nie tylko do krajów Zachodu, ale i naszego regionu. W tyle zostawia nas nawet Bułgaria, która do UE dołączyła po nas (dla Rumunii i Chorwacji brak jest danych).


A przecież to właśnie z tych oszczędności Polacy mogą nie tylko zapewnić sobie poduszkę finansową na wypadek nieprzewidzianych zdarzeń, ale także i budować portfel emerytalny, który sprawi, że po zakończeniu zawodowego życia nie będą zdani na niewydolny państwowy system ubezpieczeń społecznych. Z kolei w ujęciu makro, z tychże oszczędności mogą być finansowane inwestycje napędzające gospodarkę, na co słusznie uwagę zwraca „Plan na Rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju”. Na wyższej stopnie oszczędności w długim terminie korzystają więc zarówno obywatele, jak i gospodarka.
Likwidacja optymalna, ale czy realna?
Zachodzi jednak pytanie, czy likwidacja podatku jest optymalnym wyjściem? To z pewnością najprostsze rozwiązanie, które uprościłoby system podatkowy, zmniejszyło biurokrację i ulżyłoby oszczędzającym Polakom. Jest to jednak ruch dość radykalny z punktu widzenia dominującej obecnie w naszej polityce idei rozdawnictwa i raczej szukania nowych podatków niż likwidowania starych. Szczególnie, że podatek Belki płacą także osoby, których do oszczędzania zachęcać nie trzeba, mają bowiem spore majątki i właśnie ich przykład może być pokazywany jako argument przeciw obniżce/likwidacji podatku Belki.
Jest jednak rozwiązanie, które pozwala zarówno pozostawić podatek bogatszym inwestorom, jak i zdjąć to obciążenie z dopiero budujących swoje oszczędności. To kwota wolna. Rozwiązanie jest w swoim zamyśle proste i znane choćby z podatku PIT. W skrócie polegałoby ono na tym, że póki nie osiągnie się pewnego progu dochodów z kapitału, póty nie płaciłoby się podatku. Wówczas, przynajmniej w założeniu, można byłoby rozwiązać opisany wyżej problem.
Przeczytaj także
W rzeczywistości sprawa nie jest jednak aż tak prosta. Po pierwsze wprowadzenie stopy wolnej mogłoby wymagać nieco większej biurokracji. Po drugie podatek Belki nie jest obecnie rozliczany wspólnie, co stanowi kolejną jego wadę. Przykładowo, gdy w danym roku zarobimy na giełdzie 1000 zł, a na funduszach inwestycyjnych stracimy 1500 zł, to z punktu widzenia fiskusa nie mamy – jak w rzeczywistości – straty na poziomie 500 zł. Musimy normalnie zapłacić podatek w wysokości 190 zł od zarobionego 1000 zł na giełdzie, mimo straty na funduszach. Jej fiskus nie zauważa. Wprawdzie przynajmniej straty na giełdzie możemy wykorzystywać do pomniejszania zysków, działa to jednak w bardzo okrojonym zakresie - więcej na ten temat można przeczytać w artykule "PIT: Jak rozliczyć stratę z giełdy w rozliczeniu rocznym?". De facto więc obecnie na rynku nasz każdy zysk, to okazja dla fiskusa, by ściągnąć z nas podatek, straty zaś musimy w sporym stopniu znosić sami.
Blaski i cienie kwoty wolnej
Rozdzielność wszystkich inwestycji to problem także z punktu widzenia kwoty wolnej. Jeżeli bowiem kwota wolna odnosiłaby się do transakcji/lokaty, nie trudno wyobrazić sobie inwestycje "antybelkowe" polegające na rozdrabnianiu inwestycji. Nieco trudniej byłoby np. obejść kwotę wolną dedykowaną poszczególnym rodzajom inwestycji. To sprawdziłoby się np. na giełdzie, jednak zabiłoby automatyzm przy lokatach czy funduszach i sprawiło, że inwestycje w te źródła trzeba byłoby rozliczać tak jak giełdę. A to krok w złą stronę.
Podobny problem towarzyszyłby zebraniu wszystkich dochodów z kapitału z różnych źródeł i rozliczeniu ich razem. Wówczas wprawdzie rozwiązany zostałby problem niemożności obniżenia zysków stratami z innych źródeł, jednak znów każdą lokatę, fundusz etc. musielibyśmy rozliczać. Obecnie bowiem płacimy ryczałt, który de facto w momencie powstania dochodu odciągany jest automatycznie i nie wymaga od nas ingerencji (wyjątkiem jest giełda, gdzie trzeba dołączyć osobny PIT). Przy wspólnym liczeniu wszystkich źródeł sprawa by się nieco skomplikowała. Uwagę na to zwraca także Ministerstwo Finansów, które piórem Pawła Gruzy odpowiedziało 18 września 2017 roku na interpelację poselską dotyczącą podatku Belki.
- Zmiana zasad opodatkowania dochodów z funduszy kapitałowych poprzez likwidację zryczałtowanej formy opodatkowania, skutkowałaby skomplikowaniem systemu podatkowego. Konsekwencją byłoby nałożenie obowiązku rozliczania podatku od przychodów z tego tytułu przez podatników. W wyniku tego nastąpiłoby zwiększenie zakresu obowiązków informacyjnych instytucji zarządzających funduszami kapitałowymi. Powstałby obowiązek składania zeznań przez podatników uzyskujących takie dochody lub wykazywania ich w składanych zeznaniach. Skutkiem byłaby również konieczność dodatkowego gromadzenia i przetwarzania danych dotyczących tych przychodów (dochodów) przez organy podatkowe, jak i podatników. W konsekwencji zwiększyłoby to koszty obsługi podatku (zarówno po stronie podatników, płatników, jak i organów podatkowych). Mając powyższe na uwadze, obecnie nie są podejmowane prace zmierzające do zmiany zasad opodatkowania dochodów z kapitałów pieniężnych – czytamy w odpowiedzi na interpelację.
Trzeba działać!
Sprawa z kwotą wolną wcale więc nie jest taka prosta. Wprawdzie są kraje, gdzie kwota wolna działa, jednak rzeczywiście istotnie zwiększyłoby to skomplikowanie podatku i mogłoby być uciążliwe również dla nas, płacących ten podatek. Może więc rzeczywiście w kontekście niewielkiego znaczenia podatku Belki dla budżetu lepszym rozwiązaniem byłaby pełna likwidacja tego obciążenia bądź znaczące jego obniżenie? Choćby dla inwestycji o dłuższym horyzoncie, a więc tych z punktu widzenia oszczędzania najważniejszych. Obecny rząd nawet już sugerował, że trzeba zmniejszyć stawkę podatku dla inwestycji na okres powyżej 12 miesięcy, na słowach się jednak skończyło.
(Jeżeli nie widzisz ankiety, kliknij tutaj)
Warto dodać, że we wspominanej już odpowiedzi na interpelację znalazło się także odniesienie do tematu likwidacji podatku. - Zwolnienie z podatku określonej grupy przychodów, jako odstępstwo od zasady powszechności opodatkowania wymaga uzasadnienia przewidywanych skutków (kosztów i korzyści), z uwagi na możliwość spotkania się z zarzutem naruszenia konstytucyjnej równości podmiotów w prawie – napisał Paweł Gruza. To o wiele bardziej miękki powód niż w przypadku rozbudowanej biurokracji przy kwocie wolnej. Wyjątek od powszechności znaleziono bowiem dla IKE i IKZE, gdzie pod kuratelą państwa możemy oszczędzać na emeryturę, unikając podatku Belki.
Przeczytaj także
To dowód na to, że podatek ten wcale nie jest skałą nie do ruszenia i przy odrobinie woli można byłoby znaleźć także i uzasadnienie dla jego szerszego obniżenia bądź nawet pełnej likwidacji. Trzeba tylko chcieć. Tym bardziej, że tego typu podatku do 2002 roku nie mieliśmy w ogóle i nikt problemu konstytucyjnego w tym nie dostrzegał. Sami współtwórcy daniny do dziś przekonują zaś, że miało to być rozwiązanie tymczasowe, by łatać dziurę budżetową, a nie nieść „sprawiedliwość społeczną”.
Oczywiście na Zachodzie tego typu podatki funkcjonują, warto jednak zwrócić uwagę, że stopa oszczędności jest tam na zupełnie innym szczeblu niż w Polsce. Problem jest istotny, a jednym z ruchów mogących przynajmniej w niewielkim stopniu go rozwiązać jest reforma podatku Belki. Dlatego o tym problemie nie warto tylko mówić, istotne jest by rząd w końcu przeszedł do czynów i w końcu coś w tej kwestii zrobił.