S&P 500 wyłamał podczas poniedziałkowej sesji trend boczny i wzbił się ponad najwyższe wartości z 2015 roku. Tym samym amerykański indeks wspiął się na swoje historyczne maksima.


Dotychczasowy rekord wynosił 2134,72 punktów i został ustanowiony w maju 2015 roku. Od tamtej pory indeks popadł w trend boczny, kilkakrotnie zbliżając się do tej granicy. Pokonać ją udało się dopiero dzisiaj, kiedy to już na początku sesji notowania S&P 500 sięgnęły 2135,65 punktów. To wzrost o ledwie 0,27% względem piątkowego zamknięcia, wystarczył on jednak, aby pobić rekord.
Historyczne maksima udało się ustanowić dwa tygodnie po brytyjskim referendum, które wstrząsnęło europejskimi rynkami i w atmosferze zbliżającego się kryzysu bankowego na Starym Kontynencie. Za oceanem z kolei oddalił się nieco scenariusz normalizowania polityki monetarnej. Dziś rusza też na Wall Street sezon wynikowy. Spółki będą się chwaliły wynikami za drugi kwartał, co zapewne wydatnie wpłynie na notowania ich akcji.
A zyski te w ostatnich latach, mimo iż S&P prze w górę, spadają. Ostatni raz wzrost odnotowano w pierwszym kwartale 2015 roku – o symboliczne 0,4% rdr. Jest to najdłuższa seria malejących zysków od bessy z lat 2008-09. M.in. takie statystyki sprawiają, iż wielu obserwatorów uważa, że obecnie na Wall Street urosła bańka. Potwierdza to także wskaźnik P/E, który wykracza daleko ponad średnią. Wyraźnie drożej za akcje płacono jedynie podczas bańki internetowej i ostatniego krachu.
Warto także zauważyć, że Wall Street w biciu historycznych maksimów jest osamotniona. DAX, CAC, o Nikkei nawet nie wspominając, wszystkie te indeksy od rekordów zachowują obecnie "bezpieczną" odległość. Również polscy inwestorzy o maksimach, póki co nie mają co marzyć. Aby je osiągnąć, WIG20 musiałby więcej, niż podwoić swoją wartość.

























































