Kryzys migracyjny pokazał słabość UE i jej całkowite nieprzygotowanie na nasilenie problemu napływu do Europy ludności z krajów rozwijających się. Zdaniem ekspertów Uniwersytetu Warszawskiego, doraźne rozwiązania nie rozwiążą problemu, który musi być zwalczany u źródła.


Według danych Biura Wysokiego Komisarza ONZ ds. Uchodźców (UNHCR) w latach 2015-16 Morze Śródziemne przepłynęło 1 377 tys. ludzi szukających w Europie schronienia przed wojną i prześladowaniami oraz lepszego życia. Tę liczbę udało się znacznie ograniczyć po wprowadzeniu w życie umowy między Turcją i Unią Europejską, która zamknęła tzw. szlak bałkański, jednak nadal tysiące ludzi przypływają na wybrzeża Włoch i Malty.
"Obecny kryzys migracyjny był nieunikniony i przewidywaliśmy go już kilka lat temu, jednak gdy już wystąpił, byliśmy do niego całkowicie nieprzygotowani. Jego główną przyczyną jest demografia. W krajach o znacznie niższym dochodzie, niż w państwach europejskich, rodzi się wiele osób, które widzą, że za morzem żyje się lepiej i chcą mieszkać w krajach bogatszych. Arabska Wiosna tę falę tylko przyspieszyła" – mówi dr hab. Maciej Duszczyk z Ośrodka Badań nad Migracjami UW.
Kolejne fale nadejdą
Problem będzie narastał, ponieważ w krajach Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej liczba ludności będzie się zwiększać i w ciągu najbliższych 25 lat wzrośnie o 50 proc. Jak pokazały wywołane przez ostatnią falę napięcia społeczne w Unii Europejskiej, a także polityczne między poszczególnymi jej krajami, nie jesteśmy gotowi na masowe i praktycznie niekontrolowane przyjmowanie migrantów.
Jak podkreśla Ewa Moncure z Europejskiej Agencji Straży Granicznej i Przybrzeżnej Frontex, całkowita kontrola tak ogromnego obszaru, jak Morze Śródziemne jest niemożliwa. Skoro zatrzymanie fali uchodźców przez służby graniczne nie jest wykonalne, jeżeli chcemy rozwiązać ten problem, konieczne jest podjęcie działań po drugiej stronie Morza Śródziemnego. Ich propozycje były jednym z tematów I Ogólnopolskiej Konferencji Naukowej EUMIGRO "Europa a migracje międzynarodowe – na rozdrożu?", która odbyła się 11 stycznia 2017 r. w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie
"W pierwszej kolejności należy wysłać migrantom sygnał, że więcej już nie przyjmujemy" – twierdzi Maciej Duszczyk. "Deklaracja Angeli Merkel, że migranci są mile widziani w Niemczech była konieczna, bo zapobiegła katastrofie humanitarnej na Węgrzech, gdzie początkowo przyjechało niemal 200 tys. osób. Pani kanclerz zachowała się tak, jak powinna w tym czasie, jednak wysłała ona sygnał, że przyjmuje i już drugiego dnia powinna była zakomunikować, że na tym koniec, więcej nie. Teraz także powinien pójść jasny sygnał, że nie jesteśmy w stanie przyjąć aż tylu ludzi w tak krótkim czasie, a niespełniający określonych warunków będą odsyłani" - dodaje Duszczyk
Kryzys może rozsadzić Unię
Konsekwencje braku tego sygnału odczuwamy w ten sposób, że żyjemy w innym społeczeństwie niż jeszcze 2 lata temu. Ludzie boją się przyszłości, obawiają się tych, którzy przyjeżdżają i jednocześnie tracą zaufanie do rządzących, co odzwierciedla choćby wzrost notowań partii antysystemowych, którzy grają na nastrojach antyimigracynych. W opinii dr. hab. Macieja Duszczyka apogeum absurdu Unia osiągnęła forsując pomysł realokacji uchodźców, który nie miał szans zadziałać w sytuacji, gdy nieliczna grupa chciała zostawać np. w Polsce, a jedynie spowodowała utratę wiarygodności UE.
Kolejnym pomysłem jest pomoc uchodźcom na miejscu w znalezieniu zatrudnienia. Ogromna większość ludzi zmuszonych do opuszczenia swoich domów z powodu wojny, lub prześladowań, przebywa niedaleko granic swojego kraju. Jeżeli pojadą dalej, to najprawdopodobniej już nie wrócą do siebie. Z tego powodu konieczne jest umożliwienie lokalnym rynkom pracy absorpcji uchodźców, by nie musieli oni uciekać dalej.
Nie oznacza to całkowitej rezygnacji z przyjmowania migrantów do Europy, ale ograniczenie zakresu przyjmowanych osób do tych, którzy mają określone kwalifikacje potrzebne na terenie krajów UE. Powinniśmy dać tym ludziom możliwość zdobycia tych kwalifikacji w miejscu ich pobytu i dopiero później wydanie zgody na migrację. Oznacza to przyjmowanie na teren UE tylko tych osób, które coś zrobią, wykażą się wysiłkiem, a nie wszystkich.
Inwestycje przede wszystkim
Te działania wiążą się z koniecznością podjęcia działań, które dr Artur Adamczyk z Centrum Europejskiego UW nazywa "nowoczesnym planem Marshalla", czyli szeregu inwestycji mających na celu poprawę jakości życia nie tylko w państwach przyjmujących najwięcej uchodźców, ale ogólnie w krajach na południe od Morza Śródziemnego. W wielu z nich bezrobocie wśród młodych sięga 80 proc. i brak perspektyw jest jednym z czynników zmuszających ich do niebezpiecznej przeprawy przez morze. Niestety nieznane są konkrety, jak ten program miałby wyglądać, jakie projekty obejmować, ani tym bardziej ile miałby kosztować i kto miałby za to zapłacić, a dyskusja na temat jego ewentualnego kształtu dopiero się rozpoczyna.
Innym pomysłem jest dogadanie się z przywódcami autorytarnymi i utworzenie z państw przygranicznych strefy Schengen strefy buforowej. W tym scenariuszu Unia Europejska powinna płacić dyktatorom określone sumy i przymykać oko na naruszanie przez nich standardów demokratycznych i łamanie praw człowieka. Podobna umowa zawarta z Turcją pokazuje skuteczność tego typu rozwiązań. Wiąże się to jednak z rezygnacja przez Unię Europejską z wartości demokratycznych w zamian za spokój z migrantami. Inną przeszkodą na drodze tego rozwiązania może być niestabilność takich państw jak Libia, lub potencjalnie Algieria, która może pogrążyć się w chaosie po ewentualnej śmierci prezydenta, który nie namaścił dotychczas swojego następcy.
Najważniejszym jednak działaniem, bez którego trudno będzie zatrzymać falę uchodźcom jest zdaniem dr Artura Adamczyka otwarcie rynku unijnego na produkty pochodzące z krajów Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej. Szczególnie dotyczy to płodów rolnych, które są przez nie tanio i efektywnie produkowane, jednak ich napływ do UE jest blokowany w obawie przed wywołaniem zaburzeń na rodzimych rynkach rolnych. Otwarcie nowych rynków zbytu pomogłoby przyspieszyć wzrost gospodarczy w krajach, z których napływają do nas migranci i obniżyć tam bezrobocie, przez co docelowo zaczęłyby znikać powody do podejmowania niebezpiecznej drogi przez Morze Śródziemne. "Jeżeli nie chcemy by przyjeżdżali do nas ludzie, z południa, powinniśmy zacząć wpuszczać stamtąd produkty" – podsumowuje dr Artur Adamczyk.
Ostatni kryzys migracyjny jest tylko namiastką problemu, który czeka Unię Europejską w przyszłości. Bliski Wschód i Afryka Północna są tykającą bombą demograficzną i przy obecnym poziomie różnic w standardzie życia po obu stronach Morza Śródziemnego, nie istnieje tama, która byłaby w stanie powstrzymać wzbierającą falę. Unia Europejska już teraz powinna myśleć nad tym, co z tym problemem zrobić, by mu zapobiec, lub być lepiej przygotowanych do następnych kryzysów.