Do tej pory udział pracowników z Ukrainy wynosił ponad 80 proc. całości migracji zarobkowej, lecz obecnie widzimy systematyczny spadek. Nasi wschodni sąsiedzi, którzy zazwyczaj szukali pracy głównie w Polsce, teraz szukają jej w innych krajach i mają ku temu możliwości z uwagi na liberalizację przepisów. Nie mamy już tej przewagi bliskości kulturowej, geograficznej czy językowej - mówi Andrzej Korkus, prezes EWL, agencji pracy tymczasowej i usług HR.


W 2014 r. ówczesny wiceminister pracy Jacek Męcina mówił mi podczas jednego z wywiadów, że gdyby nie pracownicy z Ukrainy, to nasze ogrodnictwo i rolnictwo borykałoby się z ogromnymi problemami kadrowymi. Wtedy mówiło się o milionie pracowników z tego kraju. Stopa bezrobocia w Polsce była wówczas bardzo niska, a zapotrzebowanie na pracowników na wysokim poziomie. Gdy w 2022 r. wybuchła wojna na Ukrainie, do naszego kraju wjechały miliony obywateli Ukrainy. Jakie są szacunki dotyczące liczby pracujących u nas Ukraińców?
Miarą liczby pracujących osób z zagranicy w Polsce była liczba oświadczeń o powierzeniu pracy cudzoziemcom, ale nie były to w pełni wiarygodne dane. Wedle naszych szacunków 10 lat temu w Polsce pracowało mniej niż milion obywateli Ukrainy. Teraz mamy bardziej sprawdzone informacje. W bazie ZUS jest zarejestrowanych ponad 1 milion 200 tys. pracowników z zagranicy, dwie trzecie z których to Ukraińcy, do tego trzeba doliczyć kolejne kilkaset tysięcy osób, które są poza systemem.
O ile 10 lat temu te wspomniane wcześniej rolnictwo nie było w stanie sobie poradzić bez pracowników z Ukrainy, tak teraz ciężko wyobrazić sobie funkcjonowanie całej gospodarki bez tych obcokrajowców. Gdybyśmy teraz wyjęli te 1,5 miliona Ukraińców i inne nacje z rynku pracy, to byłaby zapaść.
Gdy kilkanaście lat temu realizowałem zlecenie na rzecz jednej firmy kurierskiej, to poznałem osobiście pracowników z Ukrainy, których udało się wówczas zrekrutować. Do dziś mamy kontakt i obecnie jeden jest lekarzem, bo przed wyjazdem skończył medycynę w Kijowie, a drugi, choć bez wyższego wykształcenia, jest teraz kierownikiem floty w jednej z dużych firm spedycyjnych. Ci ludzie, którzy do nas przyjechali, nie dość, że się dobrze zintegrowali, to przeszli ścieżkę rozwoju, nostryfikowali dyplomy, ukończyli w Polsce studia i nauczyli się języka. Przed wojną część z nich wracała do Ukrainy i tam zakładała biznesy – podobnie jak Polacy, którzy wracali do domu z krajów zachodnich.
Mówi Pan o drabinie, po której wspinają się pracownicy z zagranicy. Jednak cały czas obserwujemy, że migranci zarobkowi z Ukrainy wykonują proste prace – czy to w transporcie, czy też w handlu. Jakie ma Pan spostrzeżenia obserwując ten proces?
10 lat temu pracownicy z Ukrainy nie pracowali na kasach, ale przy zbiorach owoców, warzyw na polach uprawnych czy budowach. Teraz nauczyli się języka i pracują na lepszych stanowiskach, co jest elementem ewolucji na rynku pracy. Jest też coraz więcej ludzi w biurach, ale te osoby nie rzucają się w oczy. Na całym świecie można zaobserwować mechanizm, w którym w pierwszej kolejności osoby z zagranicy pracują często poniżej swoich kwalifikacji. Duże jest też rola państwa, aby mądrze je integrować i tym samym pozwalać na dalszy rozwój - dzięki temu, rośnie też gospodarka kraju.
W jakim przedziale wiekowym są Ukraińcy pracujący w Polsce?
To są osoby przede wszystkim w wieku produkcyjnym w przedziale 20-50 lat w peaku swoich możliwości. To są bardzo mobilni pracownicy i dla nich nie było problemu, aby pojechać do Wrocławia czy Szczecina za pracą. To wielki benefit dla naszej gospodarki. Jest mnóstwo opracowań, które wskazują, jak duży jest ich udział w budowaniu polskiego PKB. Na przykład badanie Deloitte wskazuje, że tylko w ubiegłym roku obywatele Ukrainy pomogli wygenerować 2,7% PKB Polski.
A czy zarobki są równorzędne jak w przypadku pracowników z Polski, czy też Ukraińcy są poszkodowani?
Zasadniczo nie ma tu dysproporcji, a różnice wynikają z benefitów. Widzimy, że część pracodawców pokrywa koszty zakwaterowania dla pracowników, różnice mogą być w systemach motywacyjnych. Na tych samych stanowiskach nie ma możliwości, by pracownicy z Ukrainy i Polski zarabiali inaczej.
Porozmawiajmy o przyszłości. Jakie plany mają pracownicy z Ukrainy? Oni chcą tu zostać, czy raczej wracać do siebie? Gdy 20 lat temu obserwowaliśmy masowy wyjazd za pracą Polaków na wyspy brytyjskie i do Irlandii, to później nie było już takich spektakularnych powrotów. Od kilkunastu i to nawet mimo pandemii, mamy niezłą koniunkturę – jesteśmy dwudziestą gospodarką na świecie, mamy niskie bezrobocie, rosnące zarobki. Obserwując Polaków w minionych dwóch dekadach, jakie Pan widzi możliwe scenariusze w przypadku Ukraińców w Polsce?
Część Polaków z wysp wróciła na przestrzeni lat, co obserwujemy nawet w naszej firmie. Przywieźli ze sobą świetne know how, które z powodzeniem wykorzystują teraz w naszym kraju. Według badań, które robiliśmy dwa lata temu wynikało, że 30 proc. ukraińskich uchodźców planuje wracać. Z każdym rokiem wojny, ten odsetek będzie spadał, bo ludzie zdążą zapuścić w nowych miejscach korzenie - szczególnie jeśli w takich rodzinach są dzieci, które wchodzą do nowego systemu edukacyjnego.
W przypadku migrantów ekonomicznych odsetek chętnych do powrotu po zakończeniu wojny zmniejszał się do 15-20 proc. Bilet autobusowy z Warszawy do Lwowa kosztuje 80 zł, tak też to nie jest żadna bariera, w związku z czym ta mobilność transgraniczna była bardzo elastyczna. Jak ci ludzie tracili pracę u siebie, to przyjeżdżali do nas. Jak coś tutaj nie poszło dobrze, to wracali do siebie i korzystali z zarobionych pieniędzy. W przypadku zakończenia wojny jest wiele pytań m.in.
- jakie będą warunki pokoju?
- w jaki sposób będzie wyglądała odbudowa tego kraju czy Ukraina stanie się wielkim placem budowy?
Wiele zależy od tego w jaki sposób zachowają się kraje UE, które wcześniej bardzo się otworzyły na pracowników z Ukrainy i zliberalizowały swoje rynki pracy. Patrząc z perspektywy Ukrainy – oni będą bardzo potrzebowali tego, żeby ci obywatele wrócili i stali się częścią gospodarki.
Trzy lata temu Polacy otworzyli dla Ukraińców swoje serca i domy. Wojna zmęczyła wszystkich, zaczęły pojawiać się napięcia społeczne. Po obu stronach doszli do głosu ekstremiści polityczni. Mieliśmy histerię antyimigrancką na naszej zachodniej granicy. Czy pracownicy z Ukrainy narzekają na to, że są gorzej traktowani w Polsce?
Nastroje uległy pogorszeniu, rośnie niechęć i ona jest po obu stronach. Gdy wybuchła wojna Polacy zachowali się niesamowicie. Otworzyliśmy granice, gdy jeszcze trwała pandemia koronawirusa. Przyjechało do nas 5-6 mln uchodźców. Część z nich została, a część pojechała dalej na Zachód. W naszym punkcie dla uchodźców, który otworzyliśmy na Dworcu Zachodnim w Warszawie schronienie znalazło 100 tys. osób w ciągu dwóch lat.
Zbudowaliśmy jako naród niesamowity kapitał. Ci, którzy w tamtych miesiącach przeszli przez nasz kraj, nigdy nam tego nie zapomną. Teraz niestety to tracimy, a moglibyśmy zbudować na tym więcej. Nie ma zbyt dużo narodów na świecie, które byłyby w stanie nauczyć się naszego języka w pół roku. Ponadto, my nie mamy zbyt dużych różnic kulturowych i ten milion osób się naprawdę niesamowicie zintegrował zarówno z rynkiem pracy, jak i ze społeczeństwem. To jest element, który należy pielęgnować, on powinien być poza jakąkolwiek walką polityczną.
Nasza polityka dotycząca migracji osób z Europy Wschodniej była liberalna i nasz rynek pracy historycznie na tym bardzo skorzystał. Obywatele Ukrainy na innych rynkach Unii Europejskiej w szerokiej skali pojawili się dopiero po wybuchu wojny.
Jednocześnie, mieliśmy niewydolny system wizowy dla krajów bardziej odległych. Nie mieliśmy przestrzeni np. dla specjalistów inżynierii czy IT z Indii, bo oni utykali w systemie konsularnym. Mogliśmy mieć dużo więcej talentów z tego kierunku, którzy finalnie znajdowali zatrudnienie w innych krajach Unii, choćby w Czechach. Nie będziemy konkurować poziomem zarobków z Niemcami czy Francuzami, ale powinniśmy lepiej dostosować przepisy do obecnej sytuacji, aby z zachowaniem bezpieczeństwa, móc reagować szybko na potrzeby gospodarki.
Na naszych ulicach widzimy coraz więcej pracowników z Białorusi, Gruzji czy Armenii, ale i Bangladeszu. Która nacja wybija się teraz w statystykach poszukiwania pracy w Polsce?
Kolumbijczycy mocno zainteresowali się naszym krajem, bo istnieje też sporo kulturowych podobienstw, ale niestety wprowadzenie obowiązku wizowego dla kandydatów do pracy w sierpniu zeszłego roku znacząco ograniczyło ten trend. W ubiegłym roku mieliśmy kilkuset procentowy wzrost zezwoleń na pracę z tego kraju. Ci pracownicy świetnie się u nas integrowali.
Gdy na naszym rynku zaczęło brakować mężczyzn w związku z wybuchem wojny, to szukaliśmy możliwości uzupełnienia tej luki. Ameryka Południowa wydawała się dobrym kierunkiem. Kolumbia nigdy nie była krajem socjalistycznym i w związku z tym było tam wiele nowoczesnych amerykańskich firm, a pracownicy byli dostosowani do pracy w zaawansowanych technologicznie spółkach. Polscy pracodawcy byli naprawdę zadowoleni. Po wprowadzeniu wiz z dnia na dzień ruch z tego kierunku znacząco zmalał. To jest duża szkoda dla naszego rynku pracy i kolejne wielkie wyzwanie dla pracodawców.
My dodatkowo spoglądamy na ten region z uwagi na polskie korzenie wśród milionów mieszkańców Brazylii i Argentyny. Do tej pory patrzyliśmy na repatriantów z Kazachstanu czy dalekich zakątków Rosji, a warto spojrzeć na Amerykę Łacińską, poszukać osób zainteresowanych Polską i zachęcić ich, aby tu przyjechali. Szczególnie, że ta grupa może nie mieć świadomości, w jakim miejscu gospodarczo jest teraz Polska i jak bardzo rozwinęliśmy się przez ostatnie dekady – to świetnie miejsce do pracy i do życia w skali globalnej.
Co ciekawe – jak wynika z najnowszych badań, po raz pierwszy od czasów Jagiellonów więcej Polaków powróciło z Niemiec, niż tam wyjechało. Jeżeli jesteśmy w stanie powalczyć o Polaków z Niemcami, to również jesteśmy w stanie powalczyć o pracowników w przykładowej Brazylii, gdzie zarobki są dużo niższe niż u nas.
Musimy mieć świadomość, że polski rynek pracy prowadzi globalną walkę o pracownika. Pracownicy z Ukrainy, którzy zazwyczaj szukali pracy głównie w Polsce, teraz szukają jej w innych krajach i mają ku temu możliwości z uwagi na liberalizację przepisów. Z drugiej strony z uwagi na to, że mężczyźni z Ukrainy nie mogą teraz do nas przyjeżdżać i a ci, co byli, w znacznym stopniu rozjechali się po całym świecie, to musimy szukać alternatywy. Do tej pory udział pracowników z Ukrainy wynosił ponad 80 proc. całości migracji zarobkowej, lecz obecnie widzimy systematyczny spadek. Nie mamy już tej przewagi bliskości kulturowej, geograficznej czy językowej. Konkurujemy z całym światem o międzynarodowe talenty.
Rozmawiał Michał Niewiadomski



























































