Blisko 10 lat temu miało miejsce pierwsze notowanie akcji największego polskiego banku detalicznego. PKO BP, bo o nim mowa, mimo upływających lat wciąż pozostaje w czołówce najwyżej wycenianych polskich spółek. Bank niezmiennie zalicza się również do tzw. "dojnych krów" warszawskiej giełdy, a łączna wysokość dywidend przez niego wypłaconych sięgnęła już 14,5 mld zł. Jedno jest pewne, kto kupił ten papier 10 lat temu i nadal go trzyma, na pewno nie żałuje swojej decyzji.


PKO pamięta wprawdzie czasy Piłsudskiego i Cudu nad Wisłą, jednak najważniejszym wydarzeniem w historii spółki z punktu widzenia inwestorów był jej giełdowy debiut. Miał on miejsce 10 listopada 2004 roku, a więc 10 lat temu. Wartość oferty największego polskiego banku detalicznego sięgnęła blisko 7,9 mld zł i było to wówczas największe IPO w historii GPW. Wynik PKO BP pobity został dopiero sześć lat później przez innego państwowego giganta, PZU.
Obywatelu, akcje PKO czekają na Ciebie
Debiut tak wielkiego podmiotu jak PKO BP był pretekstem dla władz Państwa do zmobilizowania obywateli, którzy do tej pory nie angażowali się w podobne przedsięwzięcia, do spróbowania swoich sił na giełdzie. Utworzono specjalne lokaty prywatyzacyjne, a także podzielono ofertę na transze, przy czym przy pierwszej inwestorzy mogli skorzystać ze specjalnego dyskonta.
Rządowe „promocje” poskutkowały. Skala zapisów była na tyle duża, że konieczne było przeprowadzenie sporych redukcji. W pierwszej transzy zlecenia zredukowane zostały o średnio 90%, w drugiej z kolei o niemal 95%. Warto również dodać, że rząd w związku ze sporym zainteresowaniem ze strony obywateli, w ostatniej chwili rzucił na rynek dodatkową transzę papierów przeznaczonych tylko i wyłącznie dla inwestorów indywidualnych.
Emisyjna cena akcji PKO została ustalona na 20,5 zł. Kapitalizacja banku przy wspomnianej wynosiła 20,5 mld zł, co stanowiło około 12,5% ówczesnej kapitalizacji GPW. Osoby, które zapisały się w pierwszej transzy skutkiem wspominanego dyskonta płaciły jednak za papiery PKO jedynie 19,7 zł.
Ci, którzy kupili na debiucie, są teraz na plusie
Debiut okazał się sukcesem. Akcje PKO BP otwarły notowania na GPW po 23,2 zł za sztukę, czyli o 13,17% powyżej ceny emisyjnej. Było to jednak dopiero preludium do zysków, jakie inwestorzy mogli uzyskać dzięki akcjom banku w kolejnych latach. Papiery PKO BP bowiem, korzystając przede wszystkim z dobrej koniunktury na światowych rynkach kapitałowych, rozpoczęły rajd, który zakończył się dopiero w lipcu 2007 roku na cenie 59,25 zł. Oznacza to, że w niecałe cztery lata przeciętny Kowalski mógł dzięki akcjom tego banku powiększyć swój majątek trzykrotnie. Do tej pory poziom ten jest historycznym maksimum notowań PKO.
Kolejne lata nie były jednak już tak znakomite. W notowania banku uderzył kryzys finansowy, a cena akcji spadła w lutym 2009 roku do poziomu 18,5 zł, a więc poniżej ceny emisyjnej.

Późniejsze odbicie na światowych giełdach wsparło także notowania PKO BP. Akcje banku przez następne lata mozolnie odrabiały straty poniesione w latach 2007-2009. Wprawdzie w kurs Kasy mocno uderzyły problemy Eurolandu z 2011 roku, w szerszej perspektywie tendencja wzrostowa została jednak zachowana. Obecnie akcje PKO warte są 36,30 zł (stan z poniedziałkowego zamknięcia), co oznacza, że osoba, która zakupiła akcje po standardowej cenie emisyjnej dorobiła się w ciągu 10 lat 77%. Biorąc pod uwagę cenę z pierwszej transzy zysk ten zwiększy się do 84,3%, co daje średnioroczną stopę zwrotu na poziomie 6,3%.
Dywidendy wyższe od kapitalizacji OrangePL
Powyższe stopy zwrotu nie są jednak rzeczywistym zyskiem przeciętnego Kowalskiego, ponieważ nie uwzględniono w nich dywidend. A tych, z racji faktu, iż spółka sumiennie od początku swojej przygody z GPW dzieliła się z akcjonariuszami wypracowanym zyskiem, na przestrzeni lat uzbierało się sporo. PKO BP przekazywało inwestorom w ostatnich latach średnio 54% swoich zysków, a łączna suma wypłaconych przez Powszechną Kasę Oszczędności dywidend to 14,495 mld zł. Za te pieniądze można by było kupić po obecnej cenie rynkowej wszystkie akcje Orange Polska, a i tak zostałoby jeszcze 1,5 mld zł „na waciki”.
Po uwzględnieniu dywidend pomniejszonych o podatek Belki, a także praw poboru zysk osoby, która zakupiła akcje PKO BP na debiucie po 20,5 zł wynosi przeszło 126,7%. Jeszcze lepiej wygląda sytuacja inwestora, który zakupił akcje w pierwszej transzy, jego zysk sięga bowiem obecnie 136%. Oznacza to, że każdy zainwestowany wówczas 1 000 zł przerodził się w 2 360 zł. Daje to średnioroczną stopę zwrotu na poziomie 8,96%.
Dane te pokazują, że stawianie PKO BP w gronie „dojnych krów” warszawskiego parkietu jest jak najbardziej zasadne. W ciągu ostatnich 10 lat jedna akcja PKO BP, tylko dzięki samym dywidendom dała zarobić na czysto 10,18 zł. Przy pominięciu inflacji łatwo jest więc zauważyć, że inwestor, który zakupił jedną akcję PKO BP na debiucie za 19,7 zł otrzymał obecnie od spółki już ponad połowę wydanej przez siebie kwoty, mimo iż przez ostatnie 10 lat nie musiał kiwnąć nawet palcem. A warto pamiętać, że w jego portfelu nadal znajduje się papier wyceniany obecnie przez rynek na 37 zł.























































