Czarny sen bankierów centralnych realizuje się w strefie euro. W grudniu w unii monetarnej odnotowano deflację cenową.


Ceny dóbr i usług konsumpcyjnych spadły w w grudniu ujęciu rocznym o 0,2% - poinformował Eurostat. Analitycy spodziewali się deflacji, choć na poziomie -0,1%.
Jak można było się domyślać, największy udział w spadku cen miała taniejąca energia – jej ceny na przestrzeni roku spadły o 6,3%. Bez zmian pozostały ceny żywności, alkoholu i wyrobów tytoniowych oraz dóbr przemysłowych, natomiast usługi podrożały o 1,2%.
Dzisiejsza publikacja to wstępny odczyt. Dane finalne wraz z podziałem na poszczególne kraje poznamy 16 stycznia.
Zobacz też: 5 mitów o deflacji
Po raz ostatni wskaźnik inflacji HICP przyjął wartość ujemną w październiku 2009 r. Był to ostatni rozdział trwającego 5 miesięcy okresu odnotowywania w strefie euro spadku cen dóbr i usług konsumpcyjnych. Tego ile potrwa obecna „przygoda z deflacją” wciąż nie wiadomo – kluczowymi czynnikami będą z pewnością (tak jak w 2009 r.) ceny paliw, a także żywności.

Widmo deflacji nakłada dodatkową presję na Europejski Bank Centralny. Kilka dni temu, w niedawnym wywiadzie dla niemieckiego dziennika „Handelsblatt”, Mario Draghi stwierdził, że „że dziś potrzeba działania w celu utrzymania stabilności cen jest większa, niż wydawało się to pół roku temu”.
Zobacz też: Nagły atak deflacjofobii
Tymczasem mandat EBC zobowiązuje tę instytucję do utrzymywania inflacji w średnim okresie „poniżej, lecz blisko 2%”. Po raz ostatni sztuka ta udała się europejskim władzom monetarnym niemal dwa lata temu.
Dzisiejszy odczyt z całą pewnością podgrzeje silne już i tak spekulacje o przystąpieniu przez EBC do programu skupu obligacji rządowych. Możliwe trzy scenariusze tego działania przedostały się już do prasy. O tym, czy EBC już w styczniu uruchomi europejską wersję znanego z USA programu luzowania ilościowego (ang. quantitative easing, QE) dowiemy się 22 stycznia.