Nietęgie miny muszą mieć dziś władze polityczne i monetarne Japonii. Mimo ich olbrzymich wysiłków, w Kraju Kwitnącej Wiśni inflacji wciąż nie widać, a w styczniu wskaźnik CPI pokazał całkowitą stabilność cen.


Styczniowa inflacja CPI w ujęciu rocznym wyniosła w Japonii okrągłe zero – poinformował dziś tamtejszy urząd statystyczny. To wynik o 0,2 p.p. niższy od odnotowanego przed miesiącem oraz najniższy odczyt od września.
Po raz ostatni wskaźnik przyjął wartość ujemną w maju 2013 r. Miało to miejsce miesiąc po tym, jak Bank Japonii rozpoczął bezprecedensowy program zwiększania podaży pieniądza, który w kolejnych miesiącach był już tylko rozszerzany (obecnie opiewa na 80 bln jenów rocznie). Jego celem było i wciąż jest doprowadzenie do trwałej inflacji na poziomie 2%.
Ponowne widmo deflacji – na co wskazuje np. wskaźnik inflacji bazowej w regionie Tokio, który w lutym wyniósł -0,1% r/r – jeszcze bardziej zwiększa presję na japońskie władze monetarne i polityczne.W przyjętym przez nie ekonomicznym paradygmacie, wywołanie inflacji jest warunkiem koniecznym do wyciągnięcia gospodarki z kryzysu.
Ostatnią istotną decyzją było obniżenie przez BoJ stopy procentowej poniżej zera. Wcześniej Bank Japonii nieco podkręcił monetarny dopalacz, wydłużając średni pozostały czas do wykupu obligacji rządowych skupowanych w ramach programu luzowania ilościowego oraz zwiększając pulę środków przeznaczonych na zakup w funduszach ETF. Najbliższe decyzyjne posiedzenie Banku Japonii odbędzie się w dniach 14-15 marca.
Dane z gospodarki nie przeszkodziły japońskiej giełdzie w odnotowaniu drugiej z rzędu wzrostowej sesji. Skala zwyżki indeksu Nikkei 225 (0,3%) była jednak niższa niż wczoraj (1,4%), choć w trakcie notowań widać było nawet wzrost o 2%.
























































