Tempo podwyżek stopy funduszy federalnych powinno być szybsze niż w poprzednim, mocno rozwleczonym w czasie cyklu – wynika z zapisów ze styczniowego posiedzenia władz Rezerwy Federalnej.


Od styczniowego posiedzenia Federalnego Komitetu Otwartego Rynku (FOMC) na rynku nasilają się spekulacje, że bank centralny USA wreszcie zabierze się za normalizację skrajnie luźnej polityki monetarnej. Jest w zasadzie przesądzone, że za dwa tygodnie Fed wygasi program skupu obligacji (QE – potocznie zwany „dodrukiem pieniądza”) oraz dokona pierwszej podwyżki stóp procentowych na marcowym posiedzeniu FOMC.
Od kilkunastu dni trwa wręcz licytacja na najbardziej szokującą prognozę podwyżek stóp w USA. Jeszcze niedawno rynek terminowy w pełni wyceniał ruch o 50 pb. w marcu. Teraz szanse są pół na pół. Tj. nieco ponad 50% za podwyżką o 25 pb. i niewiele mniej za ruchem o 50 pb. Z notowań kontraktów terminowych wynika, że na koniec 2022 roku rynek spodziewa się stopy funduszy federalnych w przedziale 1,75-2,00%.


Środowa publikacja protokołu ze styczniowego posiedzenia FOMC (ang. minutes) nie wniosła w tym temacie zbyt wiele nowego. Dowiedzieliśmy się, że tylko „kilku” uczestników chciało szybszego zakończenia „dodruku pieniądza” i że „wielu” opowiedziało się za rozpoczęciem sprzedaży obligacji hipotecznych. O samych stopach procentowych było jednak niewiele.
- W porównaniu do warunków z 2015, gdy Komitet po raz ostatni rozpoczął proces wycofywania się ekspansywnej polityki monetarnej, większość uczestników zasugerowało szybsze tempo podwyżek przedziału stopy funduszy federalnych niż w okresie po 2015 roku – czytamy w styczniowych „minutkach”.
Poprzedni cykl zacieśniania (a właściwie normalizacji) polityki pieniężnej w USA był bardzo powściągliwy. Fed czekał długie 7 lat na zerwanie z polityką zerowych stóp procentowych, czepiając się każdego pretekstu, aby utrzymywać cenę pieniądza na historycznie niskim poziomie. Pierwszej podwyżki doczekaliśmy się dopiero w grudniu 2015 roku. Na drugą podwyżkę czekaliśmy kolejny rok. Potem poszło już trochę szybciej: dostaliśmy dwie podwyżki w 2017 roku oraz cztery w 2018. Wszystkie po 25 pb. Zatem Fed potrzebował aż trzech lat, aby podnieść stopy z zera do 2,25-2,50%. I potem w grudniu 2018 skapitulował przed żądaniami lobby finansowego i zaczął nagle luzować politykę monetarną.
Jednakże obecna sytuacja jest diametralnie inna od tej sprzed siedmiu lat. Wtedy inflacja CPI znajdowała się w pobliżu 2-procentowego celu inflacyjnego Rezerwy Federalnej, a teraz sięga 7,5% i jest najwyższa od 40 lat. Wtedy na rynku pracy rządzili pracodawcy, a teraz w Ameryce brakuje kilku milionów pracowników. Szybko rosnące pensje dostarczają paliwa do znacząco podwyższonej inflacji także w następnych latach. Powell i spółka muszą się zatem zmierzyć z wyzwaniem znacznie trudniejszym niż ich poprzednicy: Yellen i Bernanke.
- Uczestnicy podkreślili, że właściwa ścieżka polityki pieniężnej będzie zależała od rozwoju wydarzeń ekonomicznych i finansowych oraz ich implikacji dla ryzyka i perspektyw gospodarczych – taką klasyczną fedomową raczą nas styczniowe „minutki”. Nie brzmi to raczej jak deklaracja determinacji banku centralnego do zdławienia przeszło 7-procentowej inflacji CPI.
Także bezpośrednia reakcja rynku sugerowałaby, że protokół ze styczniowego posiedzenia FOMC nie dokarmił monetarnych „jastrzębi”. Dolar delikatnie osłabił się względem euro, a ceny złota drgnęły w górę. Poprawiły się za to nastroje na Wall Street, gdzie zniżkujący wcześniej S&P500 zabarwił się na zielono, a Nasdaq odrobił większość początkowych strat.
Krzysztof Kolany