Na warszawskim parkiecie są spółki, które potrafią pokazać raport kwartalny dopiero po zakończeniu... kwartału następnego. To giełdowi maruderzy. Ale są też emitenci, którzy publikują wyniki już kilkanaście dni po zakończeniu kwartału. I takim spółkom należy się medal.


Jako inwestora do szału doprowadza mnie sytuacja, gdy spółka z rynku głównego GPW publikuje raport za drugi kwartał (formalnie zwany półrocznym) pod koniec września lub wręcz w październiku. W tym roku podczas ostatniej sesji września sprawozdania za drugi kwartał opublikowało niemal 50 emitentów. Dziesięciu kolejnych zrobiło to już w październiku!
Przeczytaj także
To efekt regulacyjnej biegunki prosto z Brukseli. Unijni urzędnicy z sobie tylko znanych powodów wydłużyli okres publikacji wyników przez giełdowe spółki. Niestety, emitenci z GPW chętnie skorzystali z tej okazji i ukrywają przed inwestorami wyniki kwartale tak długo, jak tylko się da. Część z nich robi to regularnie i ciężko tu mówić o przypadku. Prędzej o wyrachowanej złośliwości.
Giełdowi maruderzy
Choć legalna, to przecież kpina z akcjonariuszy mniejszościowych! Jaką wartość informacyjną ma raport finansowy za drugi kwartał, skoro zaczął się właśnie kwartał czwarty? Praktyka maksymalnego opóźniania publikacji sprawozdań finansowych nie jest tylko kwestią wygody czy estetyki. Przecież zarząd zna osiągnięte wyniki. Niemal na pewno zna je także dominujący akcjonariusz – który w mniejszych spółkach nierzadko sam piastuje stanowisko prezesa. Na ogół wyniki (przynajmniej w ogólnym zarysie) znają także przedstawiciele inwestorów instytucjonalnych. Im wystarczy krótka rozmowa z dyrektorem finansowym, który opowie o osiągnięciach spółki tak, aby nie złamać prawa, ale też tak, aby analityk mniej więcej wiedział, ile udało się spółce zarobić. Jedynie drobni akcjonariusze są odcięci od tej kluczowej informacji.


Co prawda prawo zabrania wykorzystywania takiej wiedzy, ale doskonale widzimy, że praktyka na GPW jest zgoła odmienna. I niemal całkowicie bezkarna. Komisja Nadzoru Finansowego rzadko kiedy reaguje na „nietypowe” zmiany kursów akcji poprzedzające publikację raportu kwartalnego lub ważnej informacji poufnej.
Trudno ustalić, jakie intencje przyświecają zarządom spółek, które tygodniami „kiszą” wyniki finansowe. Według mnie istnieją zasadniczo trzy możliwości, wszystkie w niekorzystnym świetle stawiające kadrę zarządzającą giełdowymi maruderami. Publikowanie raportu dwa miesiące (lub później) po zakończeniu kwartału może świadczyć o złej organizacji pracy firmy i bałaganie w księgach rachunkowych. To sygnał, że przedsiębiorstwo jest źle zarządzane.
Druga możliwość jest jeszcze gorsza. Niektóre zarządy mogą zwlekać z publikacją raportu, licząc że złe wiadomości przejdą niezauważone „w tłumie” innych tego typu emitentów. To wiara wyjątkowo naiwna i obrażająca inteligencję inwestorów. Ale najgorszy może być trzeci motyw: chęć sprzedaży akcji przez dużych akcjonariuszy, zanim informacje o złych wynikach trafią na rynek. Teoretycznie w takich wypadkach powinien interweniować prokurator i KNF, ale w praktyce to się raczej nie zdarza.
Medal za raport
Tym bardziej należy się pochwała zarządom tych spółek, które sprawozdanie finansowe publikują kilkanaście dni po zakończeniu kwartału – co jest standardem w przypadku np. dużych spółek amerykańskich. W Polsce do grona „wynikowych prymusów” należą Quercus, PKN Orlen i Grupa Kęty. Ten pierwszy powoli staje się symbolem rozpoczęcia sezonu raportowego, niczym kiedyś Alcoa (rzecz jasna zachowując wszelkie proporcje) w Stanach Zjednoczonych. W tym sezonie raport kwartalny Quercusa ujrzał światło dzienne 18 października – a więc w 13 dni roboczych po zakończeniu kwartału. Można? Można!


Obrońcy „giełdowych maruderów” powiedzą, że to dość mała spółka i ze względu na rodzaj prowadzonego biznesu (zarządzanie TFI) łatwiej jest jej szybko puścić wyniki. Ale przecież dzień później rezultatami za Q3 pochwalił się taki gigant jak PKN Orlen. Spółka działająca w kilku krajach i generująca prawie 25 mld złotych kwartalnego obrotu! Czyli jednak da się opublikować raport w przyzwoitym terminie. Tego samego dnia sprawozdanie finansowe wypuściła Grupa Kęty – także duża spółka i ze względu na zbieżność branży (produkcja wyrobów z aluminium) mogąca budzić porównania z amerykańskim koncernem Alcoa.
Komu prezent, a komu rózgę?
Spółki szybko prezentujące wyniki finansowe okazują w ten sposób szacunek dla akcjonariuszy mniejszościowych. Nieprzypadkowo są to także emitenci o najlepiej ocenianych relacjach inwestorskich. Estetyczna prezentacja wyników finansowych, transmitowana on-line konferencja z prezesem, czy łatwo dostępne historyczne dane finansowe – to w tym przypadku standard.
Wybierając spółkę do portfela inwestycyjnego warto spojrzeć także na jej podejście do komunikacji z inwestorami. Czasem opłaca się postawić na spółki, które raportują wyniki szybko, sprawnie i przejrzyście. Na przeciwnym biegunie stoją emitenci, którzy z podzieleniem się kluczową informacją zwlekają do ostatniej chwili. W tym sezonie do tego niechlubnego grona zaliczy się aż 80 spółek. To emitenci, którzy planują publikację wyników w środę, 29 listopada.
Zapewne nieprzypadkowo w tej grupie znajdują się takie giełdowe „perełki” jak Zamet, Vistal, Unimot, Sfinks, Starhedge, Petrolinvest, PBG, Hawe, IDM czy Calatrava. Obecność tych emitentów w ostatnim „dniu raportowym” jakoś mnie nie dziwi. Mam tylko pytanie do zarządów pozostałych spółek publikujących tego dnia: panowie, naprawdę chcecie być w takim towarzystwie? A już za absolutny symbol uważam fakt, że sezon raportów za Q3 zamkną Platynowe Inwestycje... zamierzające opublikować sprawozdanie finansowe już dzień po ustawowym terminie.