W 2011 roku dużo się mówiło o zmianach w prawie pracy. Niestety nie zmieniono nic. Dyskusje w Komisji Trójstronnej okazały się jałowe, co tylko potwierdza tezę wielu ekspertów, że organ ten powinien zostać rozwiązany. Zarówno pracodawcy jaki i pracownicy postulowali o zmniejszenie składek na ubezpieczenia społeczne dla najmniej zarabiających i dopiero co wchodzących na rynek pracy ludzi.
Przedsiębiorcy sugerowali także wprowadzenie do Kodeksu pracy przepisów normujących elastyczne formy zatrudnienia, czyli np. flextime czy flexplace. Ponadto wielokrotnie zwracano uwagę na źle skonstruowane przepisy dotyczące telepracy, które w zasadzie uniemożliwiają w pełni legalne zatrudnienie telepracownika. Warto przypomnieć o pomyśle zmniejszenia składki na Fundusz Pracy z 2,45% do 1,8%. Również w tym przypadku sugestie przedsiębiorców nie zostały uwzględnione przez stronę rządową.
Niestety w tych sprawach rząd nie wprowadził żadnych satysfakcjonujących strony rozwiązań. Jedyne zmiany, jakie wprowadzono, to wzrost składki rentowej o 2pp oraz podniesienie płacy minimalnej z 1032 zł do 1111 zł netto. Co prawda zlikwidowano obowiązek oddawania pracownikowi dnia wolnego za święto wypadające w sobotę, ale jest to regulacja z 2010 roku.
Wszystkie zmiany podnoszą koszty zatrudnienia
Innymi słowy wszelkie zmiany dotyczące rynku pracy z 2011 roku sprowadzają się do zwiększenia kosztów zatrudnienia. To z kolei może wpłynąć tylko na wzrost bezrobocia. Według szacunków rządu na koniec 2012 roku, stopa bezrobocia wyniesie 13%. Obecnie wynosi ona 12,1%. Na początku stycznia minionego roku z rządowej prognozy wynikało, że bezrobocie na koniec 2011 roku nie przekroczy 10,5%. Z drugiej strony rząd chwali się rekordowym poziomem zatrudnienia. GUS podał, że w III kw. ub roku w Polsce pracowało 16,2 mln ludzi.
Większość ekspertów jest zgodna, że w 2011 roku zabrakło zdecydowanych działań ze strony rządu. Z kolei te, które podjął, w żadnym wypadku nie mogą przynieść poprawy. W pierwszej kolejności zwraca się uwagę na rekordowo wysoką liczbę osób zatrudnionych na czas określony. Okazuje się, że aż 27% Polaków pracujących na podstawie umów o pracę ma podpisane umowy terminowe. W tym wypadku wypadamy najgorzej w całej UE, dla której średnia wynosi 14,2%.
Ponadto dużym problemem staje się zatrudnienie na „umowach śmieciowych” na podstawie, których pracuje już prawie milion Polaków, w tym znaczny odsetek stanowią ludzie młodzi do 26 roku życia. Niestety rządowe statystyki pomijają osoby pracujące „na czarno” - te wg różnych szacunków mogą stanowić ok. 20% ogółu pracujących ludzi w Polsce.
Winny jest brak reprezentacji
Dużo w tym winy organizacji reprezentujących przedsiębiorstwa i pracowników. Dla tych pierwszych najważniejsze zmiany dotyczą uelastycznienia Kodeksu pracy. Pracodawcy RP w podsumowaniu 2011 roku dla rynku pracy twierdzą, że jednym z największych "grzechów zaniechania" strony rządowej, był brak wprowadzenia regulacji dotyczących przepisów zbiorowego prawa pracy. Te w dużym skrócie odnoszą się tylko do dużych firm i to także w ograniczonym zakresie.
Dodają do tego nietrafne inicjatywy w postaci nowelizacji ustawy o rehabilitacji zawodowej i społecznej oraz zatrudnianiu osób niepełnosprawnych, które ograniczają preferencje dla pracodawców związane z zatrudnianiem osób niepełnosprawnych. Niestety regulacje te dotyczą w dużej mierze dużych przedsiębiorstw a tylko w ograniczonym zakresie odnoszą się do sektora MSP, który zatrudnia ok. 67% pracowników w Polsce. Mali i średni przedsiębiorcy od lat wskazują, że to koszty pracy i nadmierne obciążenia podatkowe są główną barierą dla ich rozwoju, a co za tym idzie rozwoju rynku pracy.
Pogorszenie sytuacji w 2012 roku
Trudno oczekiwać aby w 2012 roku było lepiej. Najprawdopodobniej bezrobocie będzie dużo wyższe niż wskazują rządowe prognozy. Z pewnością zwiększy się także popularność umów śmieciowych. Nie jest to dobra wiadomość dla wszystkich pracujących na etat. Co prawda, aż 20% przedsiębiorców w listopadzie deklarowało, że podniesienie pensje swoim pracownikom.
Jednak nie wolno zapominać o wysokiej inflacji oraz o tym, że najprawdopodobniej 80% pracowników, nie dostanie żadnej podwyżki. Z tego niestety, część może szybko stracić pracę. Biorąc to wszystko pod uwagę, rząd powinien zdecydować się na bardziej radykalne zmiany. Pomysłów jest dużo i naprawdę niewiele z nich, może jeszcze bardziej zaszkodzić.
Z prognoz rządu wynika, że za 9 lat pracę znajdziemy z łatwością. Jednak prognozy rządowe mają to do siebie, że zwykle sprawdzają się tylko w ograniczonym zakresie. W tym wypadku analitycy sugerują znaczne pogorszenie sytuacji na rynku pracy w ciągu najbliższych 4 lat. I tego w zasadzie możemy być pewni na 100%. Pozostaje jednak pytanie, jak przeżyć, aby doczekać się obiecanego Eldorado?
Łukasz Piechowiak
Bankier.pl
l.piechowiak@bankier.pl