Niedawno, w trakcie warszawskiego spotkania Media Summit, znajomy przypomniał mi, jak to Stanisław Lem w jednym ze swoich opowiadań pisał o 30-kanałowej telewizji.
Wszystko to w kontekście wprowadzania w Polsce naziemnej telewizji cyfrowej (DVBT), w sytuacji, w której główni decydenci w dalszym ciągu nie mogą ustalić ani ostatecznego planu ani harmonogramu zagospodarowania przestrzeni cyfrowej, a w tle tych rozmów zarówno telewizja satelitarna, jak i telewizja kablowa wciąż rozwijają swoje bazy klientów, docierając już (każda z osobna) do ponad jednej trzeciej polskich gospodarstw.
Do obrazu tego należałoby dodać IPTV, czyli nadawanie programów telewizyjnych za pomocą protokołu IP po łączach telekomunikacyjnych oferowane w Polsce głównie przez Grupę TP i Telefonię Dialog. Tradycyjna naziemna telewizja analogowa traci powoli na znaczeniu i to nie tylko z uwagi na liczne wyzwania, jakie niesie ze sobą nieustanna polityczno-programowa transformacja telewizji publicznej. Dzieje się tak przede wszystkim dlatego, że oferta, jaką proponuje się dzisiejszym odbiorcom, nie może konkurować z bogatymi i różnorodnymi pakietami programowymi oferowanymi przez nadawców satelitarnych czy kablowych. Kanały filmowe, kanały sportowe, VOD – najnowsze rozwiązania technologiczne – to wyzwania, którym nadawanie analogowe nie jest w stanie sprostać. DVBT – pod warunkiem sprawnego wprowadzenia na rynek i ciekawej oferty programowej - mogłoby zmienić ten obraz (przykładem tego jest wprowadzenie tej telewizji w Hiszpanii, gdzie ponad 40% gospodarstw korzysta z tej właśnie formy telewizji), ale póki co, raczej się na to nie zapowiada.
Gdzie w tym obrazku miejsce na telewizję internetową?
Kiedy startował, a następnie dynamicznie rozwijał się portal YouTube, bazujący na treściach społecznościowych, wszyscy przyglądali się z zainteresowaniem, ale i z dużym sceptycyzmem. Projekt był ciekawy, jednak z punktu widzenia reklamodawców mało interesujący, a to ze względu na problemy związane z prawami autorskimi. Setki tysięcy osób umieszczających na YouTube filmiki video nie zawsze można było bowiem utożsamić z właścicielami praw autorskich. Nawet w przypadkach, gdzie tak było, nikt nie miał pomysłu, jak wyselekcjonować taką grupę, aby produkt końcowy stał się interesujący dla poważnych reklamodawców. Monetyzacja, jedno z głównych wyzwań nowego produktu, przestała być jednak przeszkodą w momencie, gdy duże firmy mediowe zaczęły same wchodzić na teren Web TV, starając się wykorzystać internet jako jeszcze jeden kanał na drodze do dywersyfikacji metod nadawania własnych treści. Portale takie jak Hulu, Disney Online czy też znane z naszego podwórkach ipla.pl, vod.onet.pl czy tivi.pl rozwijają się dynamicznie i zyskują coraz szersze grono odbiorców. Oczywiście skala tych projektów nie jest jeszcze olbrzymia, ale niewątpliwie znaczącym wydarzeniem było ogłoszenie w końcu maja przez Google swojego projektu Google TV. Towarzyszący temu slogan jest więcej niż znaczący: „TV meets web. Web meets Tv”. Google TV - miejsce w którym telewizja i sieć łączą swoje siły. Ten następny, bardzo logiczny krok firmy, która zdominowała już rynek reklamy w sieci, a dzięki platformie Android, jest na dobrej drodze do osiągnięcia równie dobrych rezultatów w obszarze rozwiązań mobilnych, pokazuje, iż telewizja w sieci może być następnym miejsce starcia technologiczno-medialnych gigantów.
Dlaczego teraz?
Zacznijmy od stwierdzeń oczywistych ale ważnych. Rozwój Web TV jest związany z dynamicznym wzrostem połączeń szerokopasmowych. To właśnie ten element sprawia, że telewizja ta, z brzydkiego kaczątka proponującego kiepską jakość, mały format i częste przerwy w transmisji, rozwinęła się w pełnoprawnego uczestnika rynku multimedialnego, zdolnego do przekazywania obrazu jakości HD i stwarzającego dodatkowo możliwości niedostępne nawet dla IPTV. Dostępność z dowolnego miejsca byle byłoby ono wyposażone w łącze szerokopasmowe, pełną interaktywność, możliwości typowe dla rozwiązań społecznościowych (jak wynika z badań rynkowych znacznie ponad połowa użytkowników Web TV korzysta z linków do konkretnych programów przesłanych im przez znajomych) oraz - co jest niezmiernie istotne z punktu widzenia przyszłych reklamodawców - ogromna łatwość personalizacji .
W roku 2009 69% gospodarstw domowych w krajach Europy Zachodniej miało w domu komputer. 75% spośród nich wyposażonych było także w szerokopasmowy internet. Jeżeli chodzi o Polskę, to w kwestii wyposażenia w komputery nie pozostajemy daleko w tyle - według ostatnich badań CBOS-u z czerwca tego roku, komputery znajdują się już w 66% polskich gospodarstw. Nieco większym problemem jest dostęp szerokopasmowy, choć z wypowiedzi UKE wynika, że już w roku 2015 dostęp ten ma być powszechny. Wydaje się zatem, że problem dostępności technologii jest już w zasięgu ręki.
Należy tu wspomnieć, że potencjalni użytkownicy Web TV nie będą skazani wyłącznie na ekran komputera, bowiem liczba odbiorników telewizyjnych z możliwościami dostępu do internetu rosnąć ma w tempie dwucyfrowym przez kilka kolejnych lat. Przewiduje się, że w samych tylko Stanach Zjednoczonych około 2015 roku telewizory takie znajdą się w ponad jednej trzeciej wszystkich gospodarstw domowych. Wbrew pozorom jest to element niezwykle istotny także dla nas, albowiem według cytowanych tu badań CBOS-u, w Polsce w dalszym ciągu istnieje pokaźna grupa ludzi dobrowolnie wykluczonych cyfrowo. Około 38% respondentów CBOS-u, odpowiadając na pytania dotyczące korzystania z internetu, stwierdzało, że nie korzystają z niego w chwili obecnej i nie zamierzają w przyszłości.
Czy Web TV jest przyszłością telewizji?
Na takie pytanie trudno już dziś odpowiedzieć jednoznacznie, choć większość specjalistów skłania się do poglądu, że telewizje internetowe zamiast konkurować z telewizjami tradycyjnymi będą się raczej uzupełniać. Zamiast telewizji w sieci będziemy zatem mieć do czynienia z siecią przeróżnych telewizji docierających do odbiorców zgodnie z ich upodobaniami.
Web TV z pewnością ma cechy niepowtarzalne, stwarzające zupełnie nowe możliwości. Telewizja ta jest otwarta zarówno na zasoby profesjonalne, jak i na zasoby społecznościowe. Pozwala na łączenie, nawet w ramach jednego kanału, treści bezpłatnych i płatnych. Na przekaz linearny i nielinearny (różne rozwiązania typu VOD). Co więcej, ten właśnie model telewizji może stanowić niezwykle atrakcyjną alternatywę wobec telewizji mobilnej dystrybuowanej metodą radiodyfuzji.
Po początkowych sukcesach w kilku krajach (między innymi we Włoszech) telewizja mobilna wykorzystująca tę metodę transmisji wydaje się być w odwrocie, co stwarza sposobność dla rozwoju treści video dystrybuowanych właśnie przez internet. Co więcej, formaty stosowane w telewizjach internetowych są dużo lepiej przystosowane do odbioru mobilnego programy tradycyjnej telewizji. Ponadto gwałtowny rozwój smartphonów posiadających wyświetlacze przystosowane do odbioru treści medialnych i rozpoczynający się właśnie rozwój sieci 4G stwarzają idealne środowisko dla rozwoju tej formy przekazu telewizyjnego.
Włączanie się wielkich firm medialnych do budowania Web TV przełamuje kolejną przeszkodę, która wydawała się ciężka do pokonania – zagadnienie praw autorskich. W dzisiejszych czasach przy podpisywaniu umów z autorami nowych utworów wszyscy już mają na względzie to, że eksploatacja utworów video w internecie stała się równoprawnym polem eksploatacji do rozpowszechniania w drodze transmisji naziemnej. Nowo powstające treści, a takich jest olbrzymia większość w przypadku Web TV, mogą być zatem bez przeszkód wykorzystywane dla przyciągnięcia reklamodawców, którzy przesądzą o tempie rozwoju Web TV.
Wydaje się zatem, że inicjatywa Google TV nie przypadkiem zatem pojawiła się właśnie w tym roku. Czy będzie to jednak sukces na miarę tego, co Android czyni na rynku systemów operacyjnych dla smartphonów? Pewnie za wcześnie, by o tym przesądzać, ale pojawienie się firmy Google na scenie wskazuje na to, że Web TV zyskała sobie prawa stałego pobytu w świecie mediów profesjonalnych. To, jak szybko z Kopciuszka zmieni się w księżniczkę, zależeć będzie nie tylko od dalszego rozwoju technologii, ale także od zmian demograficznych i doświadczenia klientów - a to zmienia się w tempie szybszym niż kiedykolwiek dotąd.
Ireneusz Piecuch
ekspert w dziedzinie nowych technologii w kancelarii CMS Cameron McKenna
























































