Układ pisany na kolanie, setki milionów zalegające u kontrahenta, główny akcjonariusz sprzedający przed publikacją ważnego komunikatu czy chwiejący się jednorożec - to tylko niektóre z giełdowych kontrowersji, które miały miejsce w 2019 roku.
Każdy rok przynosi mniejsze lub większe giełdowe kontrowersje i nie jest to domena tylko GPW, ale w zasadzie każdego rynku akcyjnego. Polska giełda, mimo panującej na świecie hossy, znajduje się jednak w wyraźnym kryzysie, o czym świadczą coraz niższe obroty, kurcząca się liczba spółek oraz słabość głównych indeksów względem zagranicznych odpowiedników. Historie poszkodowanych akcjonariuszy nie ułatwiają zaś odbudowywania dobrego wizerunku GPW, szczególnie w obliczu wciąż wiszącej nad rynkiem afery GetBack. Bo o ile wybuchła ona w 2018 roku, o tyle 2019 rok przyniósł kolejne kontrowersje w tym temacie.


GetBackowa farsa z układem
I nie chodzi nawet o fakt, że wciąż pojawiają się nowe wątki i do ukarania architektów afery wciąż daleko. Rozczarowani mogą czuć się akcjonariusze, notowania papierów spółki wciąż są zawieszone i nawet gdyby ktoś chciał wykorzystać akcje GetBacku do obniżenia sobie zysku z giełdy (i w efekcie podatku), to nadal nie może tego zrobić. Uczestnikami prawdziwej farsy byli jednak obligatariusze. Choć ostatecznie udało się przegłosować układ (z ogromnym strzyżeniem wypłat), to sposób, w jaki to zrobiono, jest kolejnym kamyczkiem do ogródka zwanego "afera GetBack". Tuż przed głosowaniem wycofał się bowiem główny inwestor i pod głosowanie został ostatecznie poddany napisany w zastępstwie projekt, który obligatariuszom zaserwowano ledwie 12 godzin przed początkiem obrad.
Przeczytaj także
Atmosferę podgrzewał temat konwersji na akcję (ostatecznie z niej zrezygnowano) i nadzorca sądowy, który był uosobieniem chaosu i niepewności. - Stanowisko nadzorcy można streścić w słowach (upraszczając oczywiście) "zbyt wiele niewiadomych, może się uda, może nie, zdecydują wierzyciele". Wówczas na sali po raz pierwszy wykrzyczane zostało "to farsa!" - relacjonowaliśmy w styczniu. W kolejnych miesiącach nad spółką pojawiło się jednak kilka promyków słońca: sprzedała część swoich portfelów, zaczęła raportować odzyski i znalazła audytora. Do zamknięcia tematu afery wciąż jednak daleko.
Upadłe kabanosy
Wśród afer, które wypłynęły w 2019 roku, bodaj największe emocje budziła historia Zakładów Mięsnych Henryk Kania. Jeszcze w kwietniu spółka chwaliła się rekordowymi 64 mln zł zysku netto za 2018 rok, niewiele ponad siedem miesięcy później zarządca spółki złożył wniosek o ogłoszenie jej upadłości. O potencjalnych problemach Kani pisaliśmy jeszcze w marcu 2018 roku, afera wówczas potrzebowała jednak jeszcze kilkunastu miesięcy by "dojrzeć". Problem polegał na tym, że choć Kania generował piękne zyski, to nie szła za nimi gotówka. Później okazało się, że spółka ma problem ze ściąganiem należności, a u jej kontrahenta - Rubin Energy - uzbierało się już kilkaset milionów zaległych spłat.
Za rosnącymi należnościami poszły problemy płynnościowe, te zaś sprawiły, że od spółki odwróciły się banki. By przetrwać, Kania uciekł pod skrzydła sądu, jedyne co się jednak udało zdziałać w przyspieszonym postępowaniu układowym to wydzierżawienie majątku Cedrobowi. W międzyczasie w spółce pojawili się urzędnicy z KAS i CBŚP, pojawiły się także zarzuty względem zarządu związane m.in. z zawłaszczeniem serwerów i danych, a do aresztu trafił Grzegorz M., wiceprezes ZM Henryk Kania. Warto dodać, że przy okazji problemów Kani na wierzch wypłynęły także problemy Aliora, który miewał wyraźne problemy z oceną zdolności kredytowej swoich korporacyjnych klientów.
Dogorywanie legendy
2019 rok był też prawdziwą drogą przez wertepy dla akcjonariuszy Ursusa. Jeszcze kilka lat temu wydawało się, że rodzinie Zarajczyków uda się wskrzesić legendę, a kolejne kontrakty z Afryki podbijały notowania spółki. Dziś Ursus stoi jednak pod ścianą, sąd 13 grudnia oddalił bowiem zażalenie i umorzył postępowanie układowe, które miało zabezpieczać spółkę przed wierzycielami i dać jej czas na uporządkowanie spraw. Teraz nad Ursusem wisi widmo upadłości. Nim do tego doszło, nie obyło się jednak bez kontrowersyjnych historii.
Jedna z nich to historia z amerykańskim inwestorem, który miał zbawić spółkę, ostatecznie jednak sprawa trafiła do sądu. Wystarczy powiedzieć, że w transakcji miał pośredniczyć japoński fundusz z Kajmanów, który nie istniał od 12 lat. Falę oburzenia wywołała także historia z marca, gdy komornik zajął część majątku spółki. Informacja została opublikowana przez Ursusa z opóźnieniem, w międzyczasie zaś główny akcjonariusz dokonał sprzedaży akcji. Sprawą zajęła się później Komisja Nadzoru Finansowego, która złożyła zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa wykorzystania informacji poufnej.
Kontrowersyjne ruchy
Dziwne ruchy przed publikacją ważnych komunikatów to zresztą zagadnienie, które często budzi kontrowersje, choć rzadko pojawiają się dowody pokazujące, czy rzeczywiście doszło do nieprawidłowości, czy ów ruch był naturalnym zachowaniem rynku. Ostatnio takie kontrowersje towarzyszyły spadkom na Mabionie, gdzie inwestorzy czekali na pozytywną informację o zatwierdzeniu nowego leku przez Europejską Agencję Leków. Sprawa się jednak niespodziewanie przedłużyła, o czym spółka wstępnie dowiedziała się 29 listopada, informację tę zaś utajniono. Jednocześnie akcje Mabionu, które były wówczas w mocnym trendzie wzrostowym, po 29 listopada zaczęły tanieć. Między tym dniem (data otrzymania wstępnej informacji) a 11 grudnia (sesja przed odtajnieniem jej) Mabion na giełdzie stracił 12,5 proc. Później notowania runęły o przeszło 30 proc.
Podobne sytuacje na światowch giełdach zdarzają się regularnie, warto jednak pamiętać, że ruchy poprzedzające komunikaty mogłby być także zbiegiem okoliczności (np. odreagowaniem po mocnych wzrostach). W opisanej historii Mabionu brak dowodów na wykorzystanie informacji poufnych, sama sytuacja wzbudziła jednak sporo kontrowersji.
Przepis na miliard
Dowodów nieprawidłowości brak także w przypadku Gremi Media. Historia, jaką spółka napisała w 2019 roku, jest jednak warta wspomnienia. Na koniec 2018 roku za jedną akcję tej notowanej na rynku NewConnect spółki płacono niecałe 200 zł, 20 lutego cena przekroczyła zaś 1500 zł. Później wycena Gremi zaczęła topnieć, co sugeruje spekulacyjny charakter rajdu. Najistotniejszy w całej historii jest jednak fakt, że cały rajd został zbudowany na... 68 akcjach - tyle bowiem wyniósł łączny wolumen papierów, które w trakcie rajdu Gremi w górę zmieniły właściciela.
Historia ta nie byłaby możliwa na płynnym rynku, na NewConnect z płynnością jest jedna ciężko i jedna transakcja na niewielką kwotę może wywołać znaczącą zmianę wartości całej spółki. Przykładowo, w szczytowym momencie rajdu wartość Gremi Media sięgnęła 2,5 mld zł. Obecnie wyższą kapitalizacją może pochwalić się ledwie 37 spółek z głównego rynku GPW. Obecnie wartość Gremi to niecałe 300 mln zł i, patrząc na sprawozdania finansowe spółki, wydaje się ona bardziej adekwatna niż owe 2,5 mld zł. Przez chwilę spółka mogła się szczycić jednak mianem polskiego jednorożca - spółki z alterantywnego rynku, której wartość przekroczyła 1 mld zł.
Jak nie wchodzić na giełdę
Problemem GPW od trzech lat jest m.in. spadająca liczba spółek. Coraz więcej firm się wycofuje z giełdy, chętnych do debiutu jest zaś niewielu. W 2019 roku na głównym rynku pojawiło się siedem nowych spółek, ale sześć to były jednak transfery z NewConnect. Jedynym debiutantem, który na GPW wszedł z pominięciem małej giełdy był zatem BoomBit. To tragiczny wynik dla giełdy, choć wielu inwestorów wolałoby zapewne, żeby i BoomBit z debiutu zrezygnował. Przygoda tej spółki z GPW to bowiem póki co katastrofa.
BoomBit na GPW pojawił się w maju, akcje w ofercie sprzedawano po 19 zł. Dziś, ledwie pół roku później, za te same papiery płaci się poniżej 6 zł. Przed debiutem BoomBit pokazywał 8,4 mln zł półrocznego zysku netto, w programie menadżerskim na 2019 rok zakładano zaś nawet 28 mln zł zysku, a na 2021 rok 50 mln zł. Spółka zaznaczała, że to nie prognozy, ale liczby przykuwały uwagę w prezentacji przedofertowej. Po debiucie na GPW zamiast zysków pojawiły się jednak straty. BoomBit podnosił wprawdzie przychody, miał jednak problem z kosztami. Przedstawiciele spółki zapewniają, że 2020 rok ma być dużo lepszy, po notowaniach widać jednak, że inwestorzy tym razem podchodzą ostrożnie do wizji przyszłości rysowanej przez zarząd.
Gierki Skarbu Państwa
Standardowo kontrowersje wśród inwestorów budziło także giełdowe zachowanie Skarbu Państwa. Do rangi symbolu urosła chyba sytuacja w Radzie Giełdy, gdzie latem przedstawiciel premiera blokował kandydata inwestorów mniejszościowych (miejsce dla niego w Radzie gwarantuje statut GPW) bez podawania przyczyny swojego zachowania. Sporym zaskoczeniem dla inwestorów było wezwanie Orlenu na akcje Energi, które mocno odbiło się na notowaniach koncernu. Historia samej Energi to zresztą kolejna kotrowersja, rząd sprzedawał ją bowiem akcjonariatowi obywatelskiemu przeszło dwukrotnie drożej, niż cena proponowana przez Orlen. Spadek wartości Energii to zaś efekt nieudolnej polityki energetycznej kolejnych rządów, swoje też zapewne zrobiła karuzela z prezesami, których Energa w ostatnich pięciu latach miała jedenastu.
To tylko niektóre z giełdowych kotrowersji, nie sposób bowiem opisać wszystkich, szczególnie z mniejszych spółek, gdzie np. inwestorzy mniejszościowi próbują walczyć o swoje prawa zakładając porozumienia (ostatnio trend formalizowania takiej działalności przybrał na sile). Lekiem na niektóre sytuacje mógłby być sprawny nadzór (z odpowiednimi narzędziami) oraz nieuchronność kary i to nie tylko dla spółek, ale i dla osób prywatnych. Kontrowersji z rynku w pełni się jednak nie wyeliminuje i nie jest to tylko przypadłość polskiej giełdy. Podobne historie zdarzają się wszędzie, nie można jednak zapominać, że oprócz historii kontrowersyjnych, giełda to także wielkie możliwości, nie brakuje bowiem i firm, które dzięki obecności na rynku kapitałowym mogą rosnąć, a wraz z nimi rosną i portfele ich akcjonariuszy.
Przeczytaj także
Artykuł nie ma zatem na celu straszenia giełdą, warto mieć jednak świadomość, że rynek ma swoją ciemniejszą stronę, która przejawia się nie tylko w spadkach notowań, ale i w podobnych do opisanych wyżej kontrowersjach. Nie jest to oaza, gdzie wpłacamy pieniądze, które tylko się pomnażają, ale i brutalny rynek, na którym wiele stron próbuje ugrać coś dla siebie. Ta świadomość jest szczególnie ważna w kontakście wchodzącego projektu PPK. Przy jego okazji Skarb Państwa mógłby dać przykład jak względem drobnych powinien się zachowywać duży inwestor na rynku. Niestety działalność Skarbu Państwa na giełdzie to raczej antyprzykład, który zamiast rynkowi pomagać - szkodzi.