Choć w potocznej opinii polskim rynkiem pracy wciąż rządzą pracodawcy, to dane statystyczne sugerują, że nadchodzi czas odwrócenia tego zjawiska. Taką przesłanką oprócz malejącego bezrobocia jest wyraźny wzrost realnych wynagrodzeń.


W listopadzie przeciętne miesięczne wynagrodzenie brutto w sektorze przedsiębiorstw było nominalnie o 2,7% wyższe niż przed rokiem. Po raz pierwszy w historii (nie licząc niereprezentatywnych grudni i marców) tzw. średnia krajowa przekroczyła cztery tysiące złotych.

Zirytowanym Czytelnikom należy się w tym miejscu pewne wyjaśnienie. Po pierwsze, Główny Urząd Statystyczny podaje kwotę brutto, której tak naprawdę nikt nawet nie widzi na oczy. Po odjęciu podatków (ZUS + PIT) pracownik otrzymuje 2856,72 zł, a pracodawca odprowadza łącznie 1978,68 zł z tytułu „składek na ubezpieczenie społeczne” i zaliczki na podatek dochodowy. Oznacza to, że państwo polskie zabiera pracownikowi 40% zarobionych przez niego pieniędzy.
Po drugie, GUS w swoich comiesięcznych statystykach bierze pod uwagę tylko duże przedsiębiorstwa. Czyli takie, które zatrudniają ponad 9 pracowników. Z innych badań wiadomo, że duże firmy z reguły płacą więcej niż małe i mikroprzedsiębiorstwa. Całościowe badanie wynagrodzeń GUS publikuje tylko raz na dwa lata, a ostatnie dane pochodzą z października 2012 roku.
Po trzecie, GUS podaje tylko wartość średnią, która jest nieosiągalna dla blisko 70% zatrudnionych. Dzieje się tak, ponieważ średnią zawyża stosunkowo wąskie grono wysoko opłacanych dyrektorów, kierowników i specjalistów. Przykładowo, w firmie zatrudniającej 1 dyrektora (10.000 zł brutto), 1 specjalistę (5.000 zł) i 8 szeregowych pracowników (po 2.000 zł brutto każdy, czyli 1.460 zł netto) średnia pensja wynosi 3.100 zł, choć nikt tam tyle nie zarabia.
Byłoby lepiej, gdyby GUS oprócz średniej publikował także medianę oraz modalną –jak to robi w danych publikowanych co dwa lata. Z tego opracowania wiemy, że dominanta – czyli najczęściej występujące wynagrodzenie w gospodarce – dwa lata temu wyniosła zaledwie 56% średniej płacy. A połowa pracowników zarabiała mniej niż 80% średniej. Jeśli ta struktura nie uległa istotnym zmianom, to za typową płacę w Polsce możemy uznać stawkę rzędu 2400-3.200 zł brutto, czyli przedział ok. 1.740-2.300 zł na rękę.
Dwa lata wzrostu realnych wynagrodzeń
Po tym przydługim wstępie pora na dobre wiadomości. Czyli na fakt, że realnie wynagrodzenia (uwzględniające inflację) w polskich firmach rosły przez ostatnie 22 miesiące po tym, jak malały przez większość roku 2012. Co więcej, od marca 2014 roku dynamika realnych wynagrodzeń sięga 3,5-4,6% i są to najwyższe odczyty od jesieni 2008 roku, czyli od czasu eskalacji globalnego kryzysu finansowego.

Choć w listopadzie wzrost płac rozczarował i wyniósł nominalnie tylko 2,7% rdr, co po uwzględnieniu deflacji cenowej (spadku CPI o 0,6% rdr) realnie siła nabywcza tzw. przeciętnego wynagrodzenia była o 3,4% wyższa niż rok wcześniej. Na powyższym wykresie widać, że rosnący trend utrzymuje się już od dwóch lat i że w ostatniej dekadzie szybszy wzrost realnych wynagrodzeń w Polsce miał miejsce tylko w szczycie boomu w latach 2007-08.