W ciągu dekady rynek bankowy w Polsce przeszedł dużą metamorfozę. Z 49 banków komercyjnych zostało 30. Eksplodowała popularność kanałów elektronicznych – bankowości internetowej i mobilnej. Ubyło placówek i miejsc pracy w bankach – wynika z danych Bankier.pl.
10 lat temu PKO BP podjął decyzję, która zmieniła rynek kart płatniczych – zdecydował się wydać karty zbliżeniowe wszystkim klientom. Nowinka, która dopiero raczkowała, z dnia na dzień trafiła pod strzechy. Wcześniej był to rarytas zarezerwowany tylko dla chętnych (i dodatkowo płatny!). W 2009 roku mBank wprowadził automatyczne wyliczanie propozycji kredytowych dla swoich klientów. Dziś trudno sobie bez tego wyobrazić nowoczesną bankowość (kredyty na „klik”). Ekscytowaliśmy się lokatami, które pozwalają omijać podatek Belki i pierwszą aplikacją mobilną na system iOS. Już od dwóch lat mogliśmy płacić kartą w McDonald’s, a od roku mogliśmy korzystać z innowacyjnej wówczas oferty Alior Banku, który wytyczył nowe trendy na rynku. Rozpoczęła się też „rewolucja bankomatowa”. Visa i Mastercard obniżyły stawki prowizji od bankomatów, dzięki czemu konta z bezpłatnymi bankomatami stały się rynkowym standardem.
Już od dekady redaktorzy serwisów Bankier.pl i PRNews.pl zbierają i publikują dane liczbowe na temat rynku bankowego w Polsce. Dane te obejmują informacje pozyskiwane z banków o profilu uniwersalnym. W ramach cyklu „Polska bankowość w liczbach” opublikowaliśmy 330 raportów o kontach, kartach, bankowości internetowej, mobilnej, hipotekach czy placówkach. Dziś – z perspektywy czasu – jest to skarbnica wiedzy i ciekawostek na temat rynku bankowego w Polsce. Postanowiliśmy porównać, jak wyglądał na przełomie 2009/2010 roku i ten, którego świadkami jesteśmy obecnie.
Rynek kart stopniał o połowę
Dziesięć lat temu byliśmy świeżo po kryzysie, jaki wywołał upadek amerykańskiego banku Lehman Brothers. Choć nie uderzył w nas tak mocno jak w banki Europy Zachodniej, to jego konsekwencje dało się odczuć i na rodzimym rynku. Załamała się wówczas sprzedaż hipotek, a banki zaczęły ostrożniej podchodzić do kredytowania klientów. Pojawiły się obawy, że rynek kart kredytowych w Polsce jest bombą z opóźnionym zapłonem. Zwłaszcza że banki rozdawały ten produkt na lewo i prawo – pod koniec 2009 roku mieliśmy w swoich portfelach blisko 11 mln kart kredytowych. Rozpoczęła się wówczas szeroko zakrojona akcja „odbierania” klientom plastików z funkcją kredytową. Z kwartału na kwartał rynek zaczął się kurczyć, osiągając stabilizację na poziomie 6 mln kart kredytowych (dzisiaj). W szczytowym okresie największymi wydawcami kart kredytowych w Polsce były Lukas Bank, Cetelem Bank (później jako Sygma Bank), PKO BP i BPH.
W 2009 roku ankietowane przez nas największe banki uniwersalne prowadziły 20 mln kont osobistych. Chętnie zakładaliśmy konta nie tylko w dobrze nam dziś znanych bankach. Rachunków przybywało m.in. w Kredyt Banku, BPH, MultiBanku, Dominet Banku, Fortis Banku, Allianz Banku czy Nordea Banku. Zbieraliśmy wówczas dane z 25 banków uniwersalnych, dziś tylko z 15, bo tyle zostało ich na rynku. Na koniec III kwartału 2019 r. ankietowane przez nas banki prowadziły już 34 mln rachunków, o 70 proc. więcej niż 10 lat temu. Na koniec 2009 roku mieliśmy w swoich portfelach 33,4 mln kart płatniczych. Dziś mamy ich 42,1 mln – o 26 proc. więcej.
Mobilna rewolucja
Dekadę temu z bankowości internetowej aktywnie korzystało 7,5 mln klientów banków. Dziś liczba ta przekroczyła 18 mln – to wzrost aż o 140 proc. Kanał ten co prawda był już dobrze znany, ale dopiero dziś możemy mówić, że jest usługą masową. W międzyczasie pojawiła się bankowość mobilna. W grudniu 2009 roku pierwszy bank udostępnił aplikację na system operacyjny iOS. Był to Raiffeisen Bank, a aplikacja nazywała się Mobilny Bank. Dziś nie ma już ani tego banku, ani aplikacji. Po raz pierwszy zdecydowaliśmy się zbierać dane o liczbie użytkowników bankowości mobilnej w 2012 roku. Wówczas banki miały nieco ponad 1 mln aktywnych użytkowników tego kanału. Dziś liczba ta przekroczyła 13 mln, a użytkowników bankujących mobilnie przybywa szybciej niż tych korzystających z bankowości internetowej. Co więcej, pojawił się całkiem nowy typ klienta – mobile only. To osoby, które nie korzystają już z bankowości internetowej, bo wszystkie operacje wykonują w komórkach. Banki mają już 5 mln takich klientów.
Rewolucja nie ominęła płatności zbliżeniowych telefonem. Na początku 2010 roku recenzowaliśmy na łamach PRNews.pl jeden z pierwszych telefonów umożliwiających dokonywanie płatności zbliżeniowych. Był to zapomniany już dziś Samsung Avila w specjalnej wersji – NFC. Testy prowadziło Inteligo we współpracy z Erą. „Cały czas barierą dla płatności zbliżeniowych jest liczba punktów wyposażonych w odpowiednie terminale (…). Płatności zbliżeniowe PayPass akceptowane są na razie w około 8 tys. punktów handlowych” - pisaliśmy wówczas. Usługa była tak niszowa, że nie weszła do szerszej sprzedaży i zakończyło się na testach.
Dziesięć lat później płatności zbliżeniowe telefonem stają się powoli rynkowym standardem. Banki oferują karty HCE oraz płatności Google Pay i Apple Pay. Z naszych danych wynika, że kart podpiętych do smartfonów jest już 2,4 mln, nie licząc Apple Pay, który nie udostępnia danych na ten temat. Przybyło także terminali akceptujących płatności zbliżeniowe. Dziś jest ich już 853 tys. – to wszystkie terminale dostępne w kraju. Przy okazji warto wspomnieć o zegarkach. W 2009 roku na rynku zadebiutował Laks – czasomierz, do którego można było włożyć kartę SIM umożliwiającą płatność NFC. Dziś nikt już o nim nie pamięta, a funkcje płatnicze dostępne są w popularnych zegarkach Garmina (Garmin Pay) czy Fitbita (Fitbit Pay).
Bankowość mobilna zabija placówki
Cyfrowa rewolucja odcisnęła swoje piętno na sieci sprzedaży. W 2009 roku banki miały blisko 15 tys. oddziałów wraz z sieciami franczyzowymi i placówkami partnerskimi. Dziś placówek jest 12,5 tys., czyli o 2,5 tys. mniej. Marmurowe oddziały będące do niedawna wizytówką instytucji finansowych powoli znikają z głównych ulic miast. Banki przenoszą je do galerii handlowych oraz tworzą lekkie placówki typu cash free. Są to miejsca, w których nie jest już prowadzona obsługa kasowa, a konsultanci zajmują się wyłącznie doradztwem przy bardziej skomplikowanych produktach i sprawach. 10 lat temu nie do pomyślenia było, że można odwiedzić placówkę, w której nie da się zlecić przelewu.
Wraz z kurczącą się siecią oddziałów ubyło miejsc pracy w bankach. Na przełomie 2008 i 2009 roku w bankowości pracowało 180 tys. osób, dziś pracuje 158 tys. W ciągu dekady rynek skurczył się o 12 proc. Przy czym obecnie więcej osób pracuje już w centralach banków niż w placówkach. Wpływ na taki stan rzeczy miała nie tylko postępująca cyfryzacja usług bankowych, ale także konsolidacja sektora bankowego. W 2009 roku na rynku działało 49 banków komercyjnych, obecnie działa ich już tylko 30. Z rynku zniknęło też około 40 marek banków spółdzielczych.
Niewiele osób zdaje sobie sprawę, że dziś stoimy u progu kolejnej rewolucji. Bankom rośnie poważna konkurencja w postaci fintechów, czyli firm świadczących usługi finansowe zbliżone do bankowych (np. Revolut). Jedne banki próbują z nimi konkurować, inne nawiązują współpracę. Rynek zmienia się też za sprawą unijnej dyrektywy PSD 2, która wprowadziła pojęcie otwartej bankowości. Banki mogą agregować dane z innych instytucji, dzięki czemu w jednym banku klient będzie mógł mieć podgląd do wszystkich swoich kont zgromadzonych w innych instytucjach.
Jaka będzie bankowość za kolejnych 10 lat? Jeśli dziś pokusilibyśmy się o prognozę, to możemy założyć, że banków będzie jeszcze mniej, za to przybędzie fintechów. Za kolejną dekadę upowszechnią się płatności telefonem, a bankowość mobilna stanie się bardziej popularna od bankowości internetowej. Można też założyć, że liczba placówek jeszcze się skurczy, bo staniemy się jeszcze bardziej cyfrowym pokoleniem. To z kolei przełoży się na spadek miejsc pracy w bankach, ale przybędzie ich w sektorze fintech.

























































