Abordaż lub atak rakietami czy dronami - takie zagrożenia czyhają na marynarzy próbujących trasy przez Kanał Sueski. Rebelianci Huti stacjonujący w Jemenie spowodowali, że tylko nieliczni decydują się na wybór tej przeprawy. Wśród nich był kapitan Chirag.


Powodem takich decyzji były ataki rebeliantów Huti z Jemenu, którzy szturmują statki płynące do Izraela. Teraz muszą wybierać dłuższą trasę wokół Przylądka Dobrej Nadziei na południowym krańcu Afryki, jednak są i tacy, którzy podejmują ryzyko i płyną przez Morze Czerwone.
Pozostaje tylko modlitwa?
Kapitan Chirag nie chciał zdradzić BBC ani swoich pełnych danych, ani nazwy statku, którym kieruje, ze względów bezpieczeństwa. Odkąd zaczęły się ataki Huti, czyli w listopadzie, jego armator zlecił przygotowanie planu ewakuacji załogi i statku w bezpieczne miejsce. - Na razie nie był on potrzebny - dodaje. Miał szczęście, ponieważ w ciągu kilku tygodni statki były trafiane rakietami i dronami.
- Najważniejsze jest bezpieczeństwo załogi i jej życia, a dopiero później bezpieczeństwo statku i środowiska - wyznaje kapitan. - Nie można się nie martwić. Nie tylko załoga, ale i rodziny modliły się, byśmy bezpiecznie opuścili ten obszar. Na innych statkach jest podobnie. Wszyscy są przerażeni - dodaje.
Żegluga wokół Afryki jest prostsza. - Potrzebujemy tylko raportu o pogodzie i map dla tego obszaru, abyśmy mogli bezpiecznie nawigować - wyjaśnia.
Nie jest to takie proste w przypadku Morza Czerwonego. - Mamy statki, do których się strzela. Mamy kolegów, których życie jest zagrożone - wylicza Vincent Clerc, dyrektor naczelny duńskiego giganta żeglugowego Maersk, który zdecydował o zmianie trasy na południe Afryki.
Porwani marynarze atrakcją turystyczną
- Marynarze są niedocenianymi bohaterami - zaznacza Arsenio Dominguez, sekretarz generalny MIędzynarodowej Organizacji Morskiej ONZ. - Dobro marynarzy jest najważniejsze, a to oni co dzień przekraczają Morze Czerwone i sprawiają, że towary docierają na miejsce. Musimy pamiętać, że w rzeczywistości są to ofiary, niewinne ofiary tej konkretnej sytuacji.
Przypomina, że pierwszym zaatakowanym statkiem był przewożący samochody transportowiec Galaxy Leader. Statek i jego załoga nadal są przetrzymywani przez rebeliantów Huti w Jemenie, którzy... zamienili transportowiec w muzeum, a turyści mogą go zwiedzać. Jak zapewnia Dominguez, wciaż toczą się rozmowy dyplomatyczne, aby uwolnić załogę.
Kryzys trwa, inflacja w górę
Alianz prognozuje, że jeśli kryzys w rejonie Morza Czerwonego będzie się utrzymywał przez kilka miesięcy, światowa inflacja może wzrosnąć o pół punktu procentowego do 5,1 proc. Powodem byłby wzost stawek za transport, które obecnie ponosi branża. Alternatywna trasa wokół Przylądka Dobrej Nadziei, a więc de facto wokół Afryki, wydłuża podróż o około 3,5 tys. mil morskich. Zwykle podróż z akwenu Morza Śródziemnego przez Kanał Sueski do Singapuru zajmuje 13 dni. Trasa, startując i kończąc w tych samych miejscach, ale przez Przylądek Dobrej Nadziei, zajmuje 31 dni.
Wzrost kosztów to nie tylko więcej paliwa, ale i późniejsza dostawa. Doanone, Michelin i Ikea już borykają się z opoźnieniami. Powoduje to jednak nie tylko problemy u samych przewoźników, ale także w portach - opóźnione statki sprawiają, że kontenery pojawiają się w złym miejscu o niewłaściwym czasie, co zwiększa ryzyko zatorów i... jeszcze większych opóźnień. Te będą widoczne - zdaniem ekspertów - już niebawem. Do tego dochodzą także wyższe koszty pracownicze, a wszystko razem może się przełożyć na ograniczenie globalnego wzrostu gospodarczego.
Nie należy także zapominać o wyższych kosztach ubezpieczenia od "ryzyka wojennego". Zdaniem brokerów od początku grudnia wzrosły one już 70-krotnie. Składka za ubezpieczenie kontenerowca o wartości 1000 mln dol. kosztowała pod koniec 2023 roku 10 tys. dolarów. Obecnie to 700 tys. dolarów. - To bardzo ograniczające, biorąc pod uwagę znaczenie tego kluczowego szlaku - dodają.
Wyjściem z impasu byłyby bezzałogowe statki, ale co prawda to nie pieśń syren, jednak na pewno pieśń przyszłości. Zdrożenie do żeglugi zdalnie sterowanych statków eksperci oceniają na ok. 50 lat.
Organizacja "Mission to Seafarers" opiekująca się marynarzami zaznacza, że na statkach na całym świecie pracuje 1,9 mln ludzi. Łącznie przewożą 90 proc. światowych towarów. Z kolei 12 proc. światowego handlu odbywa się przez Morze Czerwone, z którego pochodzą towary o wartości około 1 biliona dolarów rocznie.
Premier Sunak: Nie dążymy do konfrontacji z Huti, ale odpowiemy na ataki
W nocy z poniedziałku na wtorek samoloty Królewskich Sił Powietrznych po raz drugi wzięły udział razem z siłami amerykańskimi we wspólnych nalotach na pozycje rebeliantów, co było reakcją na kontynuowane przez nich ataki na statki handlowe przepływające koło wybrzeży Jemenu.
"Nie dążymy do konfrontacji. Wzywamy Huti i tych, którzy im to umożliwiają, do zaprzestania tych nielegalnych i niedopuszczalnych ataków. Ale jeśli zajdzie taka potrzeba, Wielka Brytania nie zawaha się odpowiedzieć w samoobronie. Nie możemy stać z boku i pozwolić, by te ataki pozostały bez odpowiedzi. Bezczynność jest również wyborem" - powiedział Sunak w oświadczeniu wygłoszonym w Izbie Gmin.
Zapowiedział, że Wielka Brytania ogłosi w najbliższych dniach nowe sankcje w odpowiedzi na ataki Huti.
Premier przedstawiając szersze podejście Wielkiej Brytanii do sytuacji, podkreślił, że Wielka Brytania musi "położyć kres nielegalnemu przepływowi broni do milicji Huti". Wyjaśnił, że będzie to obejmować "ścisłą współpracę z naszymi sojusznikami i partnerami w celu zakłócenia i powstrzymania dostaw broni i komponentów". Podkreślił, że twierdzenia Huti, jakoby ich ataki miały na celu pomoc Palestyńczykom, są nieprawdziwe, bo atakowane są statki niemające związku z konfliktem w Strefie Gazy.
"Zamierzamy wykorzystać najskuteczniejsze środki, jakimi dysponujemy, aby odciąć Huti od zasobów finansowych, które są wykorzystywane do finansowania tych ataków. Ściśle współpracujemy w tym zakresie ze Stanami Zjednoczonymi i planujemy ogłosić nowe sankcje w najbliższych dniach" - zapowiedział.
Zapewnił, że Wielka Brytania będzie nadal pomagać mieszkańcom Jemenu, "którzy tak strasznie ucierpieli w wyniku wojny domowej w tym kraju". "Będziemy nadal dostarczać pomoc humanitarną i wspierać wynegocjowanie pokoju w tym konflikcie" - mówił brytyjski premier.
Z Londynu Bartłomiej Niedziński