Rynek złota wstał w poniedziałek lewą nogą. Równo o 10:00 doszło do spadku notowań kruszcu o kilkanaście dolarów na uncji. Trudno wskazać jakieś wydarzenie, które akurat w tym momencie uzasadniałoby taką reakcję rynku.


Dla inwestorów wiadomością dnia jest plajta dwóch średniej wielkości włoskich banków, które na koszt podatnika przejmie bank Intesa Sanpaolo. To już kolejna odsłona pełzającego kryzysu bankowego na południu Europy – ledwie trzy tygodnie temu z bankowej mapy Hiszpanii także w trybie administracyjnym zniknął Banco Popular Espanol.
W takich okolicznościach można by na rynkach finansowych oczekiwać lekkiej nerwowości, jeśli nie regularnych spadków. Tymczasem inwestorzy udają, że nic się nie stało. Popyt na ryzykowne aktywa trzyma się mocno, a bezpieczne przystanie świecą pustkami. Po dwóch godzinach handlu europejskie indeksy giełdowe rosły ok. 1%. Najmocniej (o 1,4%) rosła giełda w Mediolanie.
Spadki dotknęły jedynie rynku złota. Teoretycznie nic nie powinno lepiej wzmocnić popytu na złoto niż wiadomość o „uporządkowanej restrukturyzacji” kolejnego banku w Europie. Tymczasem królewski metal zaliczył dość bolesny spadek.
Doszło do niego punktualnie o 10:00. Do tej pory spokojny kurs złota nagle runął, w ciągu kilkudziesięciu sekund spadając z ok. 1.253 do 1.236 USD za uncję i zatrzymując się dopiero na swojej 200-sesyjnej średniej kroczącej. O 11:35 kontrakty terminowe na królewski metal były notowane po kursie 1.240,55 USD/oz.
Przecena jakiegokolwiek instrumentu finansowego o ponad 1% w trakcie sesji sama w sobie nie jest żadną sensacją. Jednakże rynek złota ma w ostatnich latach długą tradycję nagłych i niewytłumaczonych spadków, które w dodatku na ogół przytrafiają się na otwarciu notowań.