![]() | » Wypłaty z bankomatów będą dodatkowo płatne? |
Rząd rozważa także wprowadzenie obowiązku wypłaty emerytur z ZUS-u tylko na konto w banku. Argumenty o ciężkich torbach listonoszy stają się miałkie w sytuacji, gdy uświadomimy sobie istotę nakazu: otóż państwo zmusza pokaźną część ludzi do korzystania z prywatnych przedsiębiorstw, czyli banków. Łatwo można sobie wyobrazić, jakie produkty finansowe wymyślą banki dla nowej grupy klientów. Od ubezpieczeń, przez „produkty inwestycyjne dla wnuków”, aż po konkursy SMS-owe. Opłaty za korzystanie z usług banków nie są rzeczą złą do momentu, kiedy nie zacznie nas do nich zmuszać państwo. Wówczas staną się elementem systemu podatkowego, który nie będzie finansował dóbr publicznych, tylko dobra luksusowe swoich właścicieli.
Żyj po to, by kupić mieszkanie
To jest wybitny przykład tego, jak system zrobił wodę z mózgu całkiem sporej części społeczeństwa. Mieszkanie stało się największą wartością, praktycznie celem życia. Dziesiątki tysięcy młodych ludzi dniami i nocami analizują swoją zdolność kredytową, oferty deweloperów, finansowe korzyści różnego typu rządowych programów, prawne aspekty i koszty zakupu nieruchomości. Wszystko dlatego, że jest to produkt drogi. Jest wręcz za drogi jak na możliwości przeciętnego Polaka i to powinno być dla każdego oczywiste! Wystarczy spojrzeć na średnie zarobki w Niemczech i ceny mieszkań w tym kraju. Z tego powodu większość młodych ma tylko jedną możliwość zakupu własnego mieszkania – muszą iść do banku po kredyt.
![]() | » Który bank pożyczy najtaniej na mieszkanie? |
System podatkowy i przymus pracy
Podatki pożerają 70% dochodów przeciętnego Polaka. Część stanowią koszty pracy, reszta to VAT, akcyza, podatki od nieruchomości i inne opłaty. Fiskus kontroluje przepływy finansowe – praktycznie wszystkie są opodatkowane. Darowizny i akty pomocy międzyludzkiej również. Nie mogę po prostu dać pieniędzy koledze w potrzebie. Nie mogę komuś bliskiemu, ale niespokrewnionemu podarować mieszkania na własność bez podatku. Praca na czarno, czyli poza systemem podatkowym jest nielegalna, nawet jeżeli człowiek zrobi wszystko, aby nie korzystać z wszelkich możliwych dóbr publicznych.
![]() | » Polskę czeka recesja i podwyżki podatków |
Przeciętnego Polaka, czyli tego, który zarabia poniżej 2 tys. zł na rękę, stać na bardzo mało. Gdy już zapłaci ratę za mieszkanie i opłaci rachunki i żywność, to zostają mu drobne oszczędności. A te bardzo szybko topnieją, na przykład gdy popsuje mu się auto (kupione na kredyt). Innymi słowy, nie ma możliwości samodzielnego oszczędzania na emeryturę. Teoretycznie państwo robi to za niego, pobierając składkę do ZUS-u, ale emerytura będzie mu wypłacana dopiero wtedy, gdy ukończy odpowiedni wiek. Teraz jest to 67. rok życia, ale za 5 lat może trzeba będzie pracować do 70. Zatem praktycznie nikogo nie stać na luksus zrezygnowania z pracy i prowadzenia wędrownego trybu życia za uczciwie zaoszczędzone pieniądze. Zresztą taki człowiek jest określany mianem darmozjada, rentiera lub kapitalisty, który na pewno prędzej czy później trafi do więzienia. Jeśli nie za włóczęgostwo, to za oszustwa podatkowe. Sposób stary jak Al Capone.
Dług publiczny
Budżet państwa jest jak tort na weselu, ale nie dla każdego wystarczy kawałków. Politycy, żeby rządzić, muszą obiecać jak najwięcej. Jednak pieniądze nie biorą się znikąd. Aby sprostać roli gospodarza na weselu, państwo musi zaciągać kredyt, nazywany długiem publicznym. Na jego obsługę wydajemy 43 mld zł. Nie spłacamy go, tylko coraz bardziej się zadłużamy. Korzystają na tym banki i inne instytucje finansowe będące wierzycielami państwa, które czerpią dochody z odsetek płaconych przez podatników. Obecnie dług publiczny wynosi ponad 50% PKB, czyli wartości wszystkich wyprodukowanych dóbr i usług w Polsce w ciągu roku.
Żeby to spłacić, każdy Polak musiałby pracować przez ponad pół roku jak niewolnik – bez wynagrodzenia, bez żadnych zakupów, a wszystkie wytworzone dobra i usługi oddawać za darmo swoim wierzycielom. Kolejne pół roku mógłby pracować normalnie, ale też nie zarobiłby ani jednej złotówki, bo całe wynagrodzenie oddałby w formie podatków, by państwo mogło odtworzyć budżet. To nie jest informacja przesadzona – dzień wolności podatkowej, czyli moment, kiedy przestajemy pracować na państwo, a zaczynamy dla siebie, wypada mniej więcej w połowie roku. Dług publiczny w przeliczeniu na jednego Polaka od oseska do starca to ponad 20 tys. zł!

Źródło: SXC
Każdy polityk, który proponuje budżet z deficytem, w rzeczywistości zaciska pętlę na szyjach obywateli. Clou programu polega na tym, że rządzący nie widzą w tym absolutnie nic złego, bo wzorce czerpali z nieomylnego zachodu. A ludzie kiedyś sądzili, że na syfilis najskuteczniejsza jest kuracja rtęcią.
Demokracja sondażowa i statystyka
W Polsce demokracja uzależniona jest od obietnic wyborczych. Najwięcej głosów zdobywa ta partia, która obiecała najwięcej. Ludzie głosują owczym pędem, ale nie za czymś korzystnym, lecz przeciw czemuś jeszcze mniej korzystnemu. Z natury każdy jest socjalistą, bo lubi, jak ktoś coś mu daje za darmo. Tylko nieliczni zastanawiają się nad tym, kto za to płaci.
Ponadto obywatele żyją w ciągłym napięciu, że jeśli nie zagłosują za obecnym porządkiem, to do głosu dojdą jeszcze więksi radykałowie, wariaci, frustraci, wrogowie polskości itd. Z tego powodu wybieramy partie bez programów wyborczych, bez ideologii i celów. Te nie muszą ich nawet tworzyć, bo i tak nikt ich nigdy nie będzie z tego rozliczał. Dla systemu administracyjno-finansowego to idealna sytuacja, bo pozwala zachować status quo – politycy i obywatele skupiają się na nieistotnych szczegółach, które leżą bardzo daleko od sedna sprawy.
To samo dotyczy statystyki. Wierzymy w to, że dane podawane przez GUS i inne instytucje są rzetelne i prawdziwe. Nie bierzemy pod uwagę możliwości manipulowania nimi, bo taki zarzut to wystąpienie antysystemowe. Niestety, wystarczy sprawdzić metodologię podstawowych wskaźników i będziemy wiedzieli, jak jesteśmy oszukiwani. Przeciętne wynagrodzenie liczone jest na podstawie danych pochodzących tylko z przedsiębiorstw zatrudniających co najmniej 9 pracowników. Takie przedsiębiorstwa odpowiadają tylko za 30% miejsc pracy, czyli ok. 5,3 mln ludzi. Pozostałe 11 mln pracujących nikt nie pyta o wysokość wynagrodzenia, a są to nasi dobrzy znajomi pracujący w kioskach, biurach rachunkowych czy osiedlowych sklepach spożywczych.
Z kolei bezrobocie dotyczy tylko ludzi zarejestrowanych w urzędach pracy, czyli teoretycznie połowa z nich może pracować na czarno. Koszyk inflacyjny zawiera wiele rzadko kupowanych produktów, na które nie stać 70% ludzi w tym kraju. W końcu czy ktoś uwierzy, że artykuły spożywcze podrożały w ciągu roku tylko o 3%? Statystyka w służbie systemu jest jednym z narzędzi do budowania nastroju dobrobytu, a ten jest zachętą do zwiększania poziomu zadłużenia.
Nie oszczędzaj, wszystko od razu oddaj państwu
![]() | »W Indiach pracownicy zjedli pracodawcę |
Łukasz Piechowiak
główny ekonomista Bankier.pl
l.piechowiak@bankier.pl