Polacy są przeciwni wejściu naszego kraju do strefy euro. Aż 68% respondentów przepytanych przez CBOS deklaruje, że jest negatywnie nastawiona do zastąpienia polskiego pieniądza wspólną dla wielu państw UE walutą.


Odsetek niechętnych rośnie. 12 lat temu za przyjęciem wspólnej waluty było 64% badanych. Teraz proporcje się odwróciły. Z roku na rok jesteśmy coraz mniej chętni euro. Z badania CBOS wynika, że tylko od lutego 2013 roku odsetek zwolenników europejskiej waluty zmalał o 5 punktów procentowych. Czy słusznie?
Strefa euro obecnie pogrążona jest w kryzysie gospodarczym. W takich krajach jak Grecja, Hiszpania czy Portugalia stopa bezrobocia utrzymuje się powyżej 20%. Społeczeństwo realnie zubożało, wydajność pracy spadła, a cięcia fiskalne spowodowały obniżenie rozmiaru pomocy socjalnej. Największe gospodarki UE odnotowują wzrost PKB na poziomie oscylującym w granicach 1% rocznie. Przykładowo Francja ma potężne problemy budżetowe i gigantyczne zadłużenie sięgające blisko 90% PKB.
ReklamaCzy zgodziłby się Pan/Pani na zastąpienie polskiej pieniądza (złotego) wspólną dla wielu państw UE walutą euro? | |||||
---|---|---|---|---|---|
Rok | Zdecydowanie Tak | Raczej tak | Raczej Nie | Zdecydowanie Nie | Nie wiem |
2002 | 35% | 29% | 13% | 9% | 14% |
2007 | 19% | 25% | 26% | 20% | 10% |
2010 | 15% | 26% | 24% | 25% | 10% |
2013 | 10% | 19% | 26% | 38% | 7% |
2014 | 9% | 15% | 27% | 41% | 8% |
Źródło: CBOS |
Część ekonomistów twierdzi, że przyczyną kryzysu i niskiej konkurencyjności europejskich gospodarek jest wadliwa konstrukcja wspólnej waluty, która uniemożliwia swobodne kształtowanie polityki monetarnej w poszczególnych państwach, które - wbrew temu co sugerują entuzjaści euro – różnią się zbyt mocno, by pozwolić sobie na wspólną walutę. Stąd propozycje by stworzyć np. „euro2” obowiązujące w krajach południa (swego czasu taką propozycję wysunął brytyjski ekonomista Gerard Lyon).
W pewnych warunkach, gdy gospodarka ma niższą konkurencyjność, wspólna waluta może szkodzić krajowemu eksportowi. Z drugiej strony mamy niską stopę procentową, czyli tańszy kredyt. Silnie zadłużone kraje mają kłopoty z racjonalną alokacją pieniędzy – obniżenie wartości ryzyka dużej straty może prowadzić do jeszcze większych kłopotów gospodarczych, np. w Hiszpanii wywołało to kryzys na rynku nieruchomości.
Główne wady wspólnej waluty wynikają z nierówności w rozwoju gospodarczym i prowadzonej polityce fiskalnej w poszczególnych państwach UE.
Niemniej, Polacy najbardziej obawiają się tzw. „efektu cappuccino”, czyli nagłego wzrostu cen w sklepach wywołanego przewalutowaniem 1:1. Na obecną chwilę ok. 80% Polaków robi zakupy w supermarketach – istnieją techniczne możliwości kontroli i wprowadzenia przepisów zniechęcających do nagłej podwyżki cen w sklepach.
Do tego dochodzi kwestia okresów przejściowych – obowiązek prezentowania cen w dwóch walutach pojawiłby się na kilka miesięcy przed wejściem do strefy euro (w sklepach sieciowych taka praktyka stosowana jest od dawna). Drobnych oszustów nie da się całkowicie wyeliminować, ale większość można odstraszyć wysokimi karami.
Na ten moment jedyna istotna zaleta strefy euro to niska stopa procentowa, która przekłada się na niższe raty kredytowe. Różnica jest ogromna, bo np. Francuz spłacający 25-letni kredyt hipoteczny we Francji na kwotę 100 tys. euro w sumie zapłaci o 20 tys. euro mniej odsetek niż Polak zaciągający to zobowiązanie w Polsce.
Pytanie nie powinno brzmieć, czy Polacy są za przyjęciem wspólnej waluty, tylko kiedy ją przyjąć?
W tym momencie byłoby to nierozważne, bo różnica poziomów w rozwoju gospodarczym działa na naszą niekorzyść (polscy eksporterzy zarabiają m.in różnicach kursowych). Dotacje UE wypłacane Polsce w euro przewalutujemy zwykle w korzystnym dla nas momencie. Mając własną walutę, możemy manipulować kursem, chociaż czasami wychodzi nam to bokiem, bo więksi gracze również korzystają z tej możliwości.
Przedsiębiorcy powinni być raczej sceptyczni wobec euro, bo istnieje spora obawa, że przyjęcie wspólnej waluty wywołałoby tak silną presję płacową ze strony pracowników, że nagle ich biznesy okazałyby się całkowicie nieopłacalne. Najwięcej skorzystałby sektor publiczny, ale w sektorze prywatnym, który musi opierać swoją działalność na rachunku ekonomicznym prowadziłoby to do poważnych dramatów. Konkurencyjność kosztowa to nasz główny atut – zbyt szybki wzrost wynagrodzeń przy produkcji o obiektywnie niższej jakości (wartości) mógłby się okazać gwoździem do trumny polskiej gospodarki.
Od wspólnej waluty nie uciekniemy i we właściwym momencie, czyli gdy przeciętne PKB per capita wyniesie u nas minimum 80% (obecnie mniej niż 60%) średniej dla strefy euro (zarobki co najmniej 70% - obecnie 40%), a wydajność zbliży się do ok. 90% (obecnie ok. 60%), przyjęcie euro może dać nam silny impuls do szybszego rozwoju. Przed 2020 rokiem osiągnięcie tych wyników wydaje się nierealne.
Łukasz Piechowiak