

Tylko przez 2,5 godziny inwestorom udało się panować nad nerwami. Po 11:30 europejskie indeksy ponownie runęły. Na rynek powróciły widma kryzysu strefy euro, które przez ostatnie dwa lata chowały się w mrocznych zaułkach.

Przed południem niemiecki DAX i francuski CAC40 spadały po przeszło 2%. Giełda w Mediolanie szła w dół o 3,7%, a w Madrycie o 4,6%. Rynek w Atenach zniżkował o 1,8% po tym, jak przez poprzednie dwa dni stracił 10%.
Najbardziej prawdopodobną przyczyną tak silnej przeceny akcji jest napięta sytuacja na europejskim rynku długu. Trwa paniczna wyprzedaż greckich obligacji. Rentowność 10-letnich papierów skarbowych sięgnęła w czwartek 8,68%, choć jeszcze we wrześniu nie przekraczała 6%. Nerwowo jest także w Hiszpanii, gdzie dochodowość 10-latek rosła o 10,5%, sięgając 2,33%. To efekt nieudanej aukcji obligacji 10- i 15-letnich. Rządowi w Madrycie nie udało się sprzedać całej puli tych papierów. Nie znaleźli się chętnie na obligacje opiewające na kwotę 300 mln euro.
O takich doniesieniach nie słyszeliśmy od ponad dwóch lat. Czyli od momentu, gdy Mario Draghi zapowiedział zrobienie „wszystkiego, co trzeba”, aby uratować strefę euro. Obok obaw o stan finansów publicznych pojawiają się też napięcia polityczne. Rząd Grecji chciałby porzucić kuratelę trojki, rezygnując z ratunkowych pożyczek od strefy euro.
To budzi lęk przed ponowną niewypłacalnością kraju. Równocześnie Francja i Włochy przedstawiły budżety, które nie spełniają traktatowych norm deficytu oraz redukcji nadmiernego długu. Wygląda na to, że polityka równoważenia finansów publicznych forsowana przez Niemcy właśnie umiera na oczach przerażonych rynków.
Krzysztof Kolany






















































