Media donoszą, że urzędy skarbowe mogą nawet po 20-30 latach domagać się 75-procentowego podatku od dewiz przywiezionych do Polski w okresie PRL-u. To kolejne z serii doniesień z serii: aparat podatkowy nęka ludzi domagając się od nich pieniędzy. Takie akcje nie są dziełem przypadku, tylko odgórnych poleceń z Ministerstwa Finansów rozpaczliwie poszukującego źródeł finansowania ogromnej dziury budżetowej.
Należy powiązać fakty: rosnąca opresyjność polskiego Fiskusa to efekt coraz gorszego stanu finansów publicznych. Gospodarka nie jest w stanie udźwignąć nieustannie rosnących wydatków państwa, a dokręcanie podatkowej śruby tylko zmniejsza aktywność ekonomiczną Polaków. Po co się męczyć, skoro urzędnik i tak zabierze ci 75%, działając wbrew elementarnym zasadom prawa (niedziałanie prawa wstecz, przedawnienie, mętne przepisy).
We współczesnej Polsce tryumfy święci nieśmiertelne powiedzenie Alexisa de Tocqueville: „Nie ma takiego okrucieństwa ani takiej niegodziwości, której nie popełniłby skądinąd łagodny i liberalny rząd, kiedy zabraknie mu pieniędzy.”
Tekst jest komentarzem do artykułu Dewizy z czasów PRL-u pod lupą fiskusa