Władze Grecji po piątkowej kłótni między prezydentami USA i Ukrainy, Donaldem Trumpem i Wołodymyrem Zełenskim, podkreśliły, że Kijów potrzebuje pomocy od Waszyngtonu. Turcja powtarza swoją ofertę goszczenia rozmów pokojowych.


Szef MSZ Grecji Giorgos Gerapetritis spotkał się w Waszyngtonie z sekretarzem stanu USA Markiem Rubio kilka godzin po piątkowej kłótni przywódców USA i Ukrainy w Gabinecie Owalnym. Sytuację w Białym Domu grecki minister nazwał „publiczną konfrontacją” - podał serwis eKathimerini.
Minister miał przekazać swojemu amerykańskiemu odpowiednikowi, że „Europa pozostaje zaangażowana na rzecz sprawiedliwego i trwałego rozwiązania dla narodu ukraińskiego”. „I bez względu na publiczną konfrontację, do której dzisiaj doszło, Europa pozostaje zobowiązana do wzmocnienia swojej infrastruktury obronnej. Ale wsparcie USA jest konieczne” - dodał.
Źródło w tureckiej dyplomacji powiadomiło natomiast agencję Reutera, że minister spraw zagranicznych Turcji Hakan Fidan powtórzy w niedzielę na spotkaniu liderów europejskich w Londynie, że Ankara chciałaby gościć rozmowy pokojowe między Ukrainą i Rosją. Fidan ma też podkreślić, że wszystkie strony muszą wspólnie skoncentrować się podczas rozmów na długotrwałym bezpieczeństwie i stabilności regionu oraz na rozwoju gospodarczym.
Szef tureckiej dyplomacji ma przedstawić przywódcom tureckie działania, mające na celu doprowadzenie do „sprawiedliwego i długotrwałego pokoju”. Ma też potwierdzić zaangażowanie Ankary na rzecz ukraińskiej integralności terytorialnej i suwerenności.
W środę minister spraw zagranicznych Turcji oświadczył, że Ankara będzie odgrywać kluczową rolę w zaprowadzeniu pokoju i utrzymaniu zawieszenia broni na Ukrainie. Dzień później Bloomberg napisał, że Turcja, która ma drugą co do wielkości armię w NATO, jest gotowa, by skierować na Ukrainę żołnierzy w ramach sił pokojowych.
Olszowska: Turcja chce grać na czas, by nie zostać samotnym graczem w konflikcie
Turcja dotychczas nie skomentowała oficjalnie kłótni, do której doszło w piątek w Białym Domu między liderami USA i Ukrainy, gdyż jest powściągliwa wobec nieprzewidywalnego Donalda Trumpa - powiedziała PAP dr Karolina Wanda Olszowska, prezeska Instytutu Badań nad Turcją.
Władze Turcji nie zareagowały dotąd oficjalnie na publiczny spór Donalda Trumpa i Wołodymyra Zełenskiego.
Tureckie media i eksperci udostępniają jednak zdjęcie, które w piątek wieczorem opublikowała ambasada Ukrainy w Ankarze w serwisie X. Na fotografii widać prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana trzymającego parasol nad Zełenskim podczas jego wizyty w Ankarze. (https://tinyurl.com/y6zpnsdb) Tureccy komentatorzy podsumowują: tak powinna wyglądać gościnność.
Rozmówczyni PAP uważa, że Ukraińcy opublikowali takie zdjęcie, „ponieważ widzą, że sojuszników jest coraz mniej”. „Ukraina patrzy na Turcję jako na państwo, które opłacałoby się przekonać do tego, by nie było neutralne, by w razie rozmów pokojowych stanęło po stronie Kijowa” - wyjaśniła Olszowska z Wydziału Studiów Międzynarodowych i Politycznych Uniwersytetu Jagiellońskiego.
„To zdjęcie ma pokazać Rosji i w pewien sposób USA, że Ukraina ma poparcie Turcji” - dodała. Zaznaczyła, że „w historii mieliśmy wiele przykładów, gdy słabsza strona wykorzystywała pewne wydarzenia propagandowo, by stworzyć obraz, że jest popierana i ma wsparcie”.
Turcja zapewnia, że popiera suwerenność i integralność terytorialną Ukrainy (wraz z anektowanym przez Rosję Krymem). Ankara dąży do odgrywania roli w negocjacjach pokojowych i proponuje, by zorganizować je na jej terytorium. „Turcja nie chciałaby być pominięta i nie chciałaby, by Arabia Saudyjska przejęła tę funkcję w regionie” - dodała ekspertka.
„Nie mamy jednak pewności, że Turcja bez odpowiedniego poparcia i zaplecza będzie stawała po stronie Ukrainy przeciwko Rosji, bo zarówno z Rosją, jak i z USA ma bardzo żywotne interesy” - kontynuowała rozmówczyni PAP. Według niej „byłoby to wykonalne w bloku z UE, gdyby to się Turcji opłacało”.
Odnosząc się do doniesień medialnych na temat możliwego wysłania przez Turcję sił wojskowych na Ukrainę, zaznaczyła, że oficjalnie nie zostało to ogłoszone. „Wydaje mi się, że Turcja nie będzie wychodzić przed szereg, dopóki nie będzie miała odpowiedniego zapewnienia, że nie zostanie z tym wszystkim sama. Jeśli zdecydowałaby się wysłać wojska na Ukrainę, to tylko w momencie, gdy działałaby w (ramach) silnej współpracy z UE. Możliwe, że oczekiwałaby przyjęcia do Wspólnoty” - podkreśliła turkolożka.
W związku z silnymi powiązaniami gospodarczymi z Rosją, także w kwestii zakupów gazu ziemnego i współpracy przy budowie elektrowni jądrowych w Turcji, Ankara bez odpowiedniej współpracy z UE nie podejmie żadnych zobowiązań - wyraziła przekonanie analityczka.
„W żywotnym interesie Turcji jest jednak to, by Rosja wyszła z wojny jak najbardziej osłabiona. Turcja nie chce, by Rosja podpisała pokój, z którego będzie czerpać korzyści. Turcja od lat rywalizuje z Rosją w różnych miejscach świata (...) więc im bardziej osłabiona Rosja, tym lepiej się z nią negocjuje i strefy, w których Ankara ma swoje wpływy, są dla niej bezpieczniejsze” - wyjaśniła Olszowska.
Według niej „Turcja dalej będzie próbowała lawirować między stronami, dopóki nie uzyska jasnego zapewnienia o współpracy i o tym, że nie zostanie sama w tej nowej architekturze bezpieczeństwa”.
Ekspertka zaznaczyła, że Ankara od początku ostrożnie podchodzi do nowej kadencji Trumpa. „Wygląda to tak, jakby Erdogan liczył się z tym, że Trump jest nieprzewidywalny i lepiej być powściągliwym” - powiedziała prezeska think tanku.
Początkowo tureccy komentatorzy zwracali uwagę, że wygrana Trumpa to dobra wiadomość dla Erdogana, bo politycy mają lepsze osobiste kontakty niż z jego poprzednikiem Joe Bidenem. Z drugiej strony to za pierwszej kadencji Trumpa USA nałożono sankcje na Turcję, a za rządów Bidena oba kraje podpisały umowy w sprawie zakupu zmodernizowanych samolotów F-16 - wymieniła Olszowska.
Rozmówczyni PAP zauważyła, że w nowym gabinecie Trumpa są osoby negatywnie nastawione do Turcji i nie wiadomo, jak będą rozwijać się dwustronne stosunki. Ankara cały czas obserwuje, czy USA będą utrzymywać poparcie dla Kurdów w Syrii. „Ta powściągliwość wynika więc z tego, że Turcy nie chcą zaogniać relacji z USA i nie chcą wychodzić przed szereg” - oceniła.
Natalia Dziurdzińska (PAP)
ndz/ bst/