Osoby zatrudnione w firmach Janusza Palikota nie otrzymywały należnego wynagrodzenia. Jak wykazały kontrole Państwowej Inspekcji Pracy, długi biznesmena wobec załogi Tenczynka sięgają 2 mln zł.


Jak podaje „Gazeta Wyborcza”, od 2023 roku Państwowa Inspekcja Pracy cztery razy sprawdzała biznesy Janusza Palikota w Tenczynku - Manufakturę Piwa, Wódki i Wina oraz Centrum Usług Wspólnych Tenczynek Spółka z o.o. W wyniku tych kontroli okazało się, że nie wypłacał on pensji zarówno osobom zatrudnionym na etatach, jak i tym, które pracowały na umowach typu B2B. Nie płacił też ZUS-u i nie przelewał pieniędzy na Pracownicze Plany Kapitałowe. Według PIP zobowiązania te sięgały niemal 2,3 mln zł. Jednak mimo obietnic ich spłaty dotąd uregulował jedynie ok. 220 tys. zł. Na pozostałą kwotę pracownicy Tenczynka wciąż czekają.
Palikot w sądzie pracy
Jak twierdzi cytowana przez „Gazetę Wyborczą” Anna Majerek z Okręgowej Inspekcji Pracy w Krakowie, „w efekcie kontroli na osobę odpowiedzialną za popełnione wykroczenia nałożono cztery mandaty karne oraz skierowano dwa wnioski o ukaranie”. Wszystkie te sprawy są w toku.
Przeciwko Januszowi Palikotowi toczą się też sprawy wniesione przez pięć osób, które domagają się spłat zaległego wynagrodzenia.
Oszukiwał i naciągał?
Janusz Palikot wraz z dwoma współpracownikami został zatrzymany 3 października br. przez agentów CBA. Jest podejrzany o oszukanie przeszło 5 tys. osób, m.in. pożyczkodawców i inwestorów, na ponad 70 mln zł. Byli oni namawiani do kupowania akcji albo udzielania pożyczek biznesmenowi. Według Prokuratury Krajowej, która prowadzi tę sprawę, przedstawiał im nieprawdziwe informacje o sytuacji finansowej swoich spółek. W sobotę, 5 października, sąd zdecydował o aresztowaniu warunkowym Palikota na dwa miesiące. Aby wyjść na wolność, musi wpłacić 1 mln zł kaucji.
Wszystkie długi Janusza Palikota. Za co zatrzymano biznesmena? Wyjaśniamy
Sztukmistrz z Biłgoraja został zatrzymany i postawiono mu 8 zarzutów. Prokuratura mówi o kilku tysiącach poszkodowanych, ale sam Janusz Palikot przyznawał, że liczba osób, którym ma oddać pieniądze, to ok. 10 tysięcy. Skąd ta różnica i za co dokładnie zatrzymano biznesmena?