

Oficjalnie pańszczyznę na ziemiach polskich zlikwidowano w połowie XIX wieku. W teorii skończyła się wtedy praca za darmo. Być może od tamtego czasu chłop nie musi nikomu orać pola bez wynagrodzenia, ale to wcale nie oznacza, że pańszczyźniane metody zarządzania odeszły do lamusa. Ewoluowały i transformowały się i wciąż są niebezpieczne.
[Aktualizacja 16:15]
Kraj poszedł do przodu. W Polsce zlikwidowano analfabetyzm, ponad 5 mln Polaków skończyło studia, pojawiły się bezpieczniejsze samochody, wygodniejsze mieszkania, komputery, smartfony i skuteczniejsze leki. Jak ktoś ma w miarę przeciętny dochód z pracy, to może nawet pozwolić sobie na urlop w ciepłym kraju. Słowem, życie jest wygodniejsze i przyjemniejsze. Myli się jednak ten, kto twierdzi, że świat jest bez skazy. Wciąż są ludzie, którzy narzekają - szczególnie w miejscu pracy. I niestety, mają ku temu powody.

Na forum Bankier.pl Fred napisał: "Najbardziej wypala mobbing. Doświadczyłem mobbingu w jednostce budżetowej. Jestem wykończony. Mobberzy to w większości przypadków ludzie z kompleksami nie tolerujący ambicji podwładnych. To główny motyw ich działania".
Czy rzeczywiście mobbing to nowa forma pańszczyzny?
Przemoc i nękanie w pracy to dla jednych rzeczywistość, a dla innych legenda. Całe szczęście większość pracowników nie ma na co dzień do czynienia z przemocą fizyczną lub psychiczną - przynajmniej większość oficjalnie tak twierdzi. Bo wciąż ciężko wytłumaczyć, czym jest przemoc psychiczna w miejscu pracy. Z definicji wynika, że jest to oddziaływanie psychiczne, które polega na systematycznym i umyślnym znieważaniu, zastraszaniu, poniżaniu w okolicznościach związanych z pracą.
Przepisy antymobbingowe wprowadzono do Kodeksu pracy 10 lat temu. Od tamtej pory łączna liczba spraw zgłoszonych waha się w okolicach 3 tysięcy. Biorąc pod uwagę, że na podstawie umów o pracę zatrudnionych jest ok. 10 mln Polaków, to liczba ofiar mobbingu jest bardzo niska. Eksperci znają przyczynę. Przede wszystkim sprawy o mobbing nie są łatwe – ofiara musi być przebadana przez lekarza psychiatrę i psychologa. Przede wszystkim musi chcieć pójść z tym do sądu – większość pracowników boi się utraty pracy lub wstydu związanego z mobbingiem, dlatego rzadko decydują się na wniesienie oskarżenia.
Stowarzyszenie Antymobbingowe podkreśla, że osoby, które czują się ofiarami mobbingu w pierwszej kolejności muszą pójść do lekarza lub psychologa. Trudno jest udawać ofiarę mobbingu, dlatego specjaliści nie mają większych problemów z postawieniem diagnozy. Ofiara mobbingu charakteryzuje się chorobliwym lękiem przed pójściem do pracy, rozstrojem psychicznym, bezsennością, odtwarza i analizuje swoje zachowanie w pracy, a po „trudnej” sytuacji nie może przejść do porządku dziennego.
Agnieszka Szczygielska, psycholog z Mazowieckiego Centrum Psychiatrycznego w Drewnicy nie pozostawia wątpliwości.
- Początkowo ofiara zaczyna czuć się nieswojo, jest zażenowana zmianą relacji w środowisku pracy. Następnie pojawiają się symptomy psychosomatyczne tj. bezsenność, zaburzenia trawienia, brak poczucia bezpieczeństwa, lęk, niepokój, zaburzenia funkcji poznawczych (pamięci i koncentracji). Narastający dyskomfort psychiczny prowadzi do pogorszenia zdrowia psychofizycznego ofiary mobbingu. Pojawiają się stany depresyjne z towarzyszącymi myślami rezygnacyjnymi, trudności w utrzymaniu lub nawiązaniu relacji, izolacja, brak pewności siebie. Jeśli problem nie zostanie rozwiązany może w konsekwencji doprowadzić do poważnych problemów i zaburzeń psychicznych - nerwicy, głębokiej depresji, zaburzeń adaptacyjnych - stwierdza Szczygielska.
Zarządzanie po polsku
"Zarządzanie po polsku", czyli maksymalne wykorzystanie pracownika za głodową pensję - takie opinie przeważają w internecie.
Marta napisała, że:
"Ambitny pracownik to nie skarb dla przełożonego, który przynosi realną wartość firmie tylko zagrożenie dla jego posady. Dlatego w wielu przedsiębiorstwach, w tym w korporacjach, dominuje zasada, że idealny kandydat do pracy to człowiek bez ambicji, spokojny, cichy - taka szara myszka, która co dwa lata prosi o skromną podwyżkę, a otrzymuje ją raz na cztery. Pracownik o niskiej samoocenie to największy skarb".
Gosia pisze:
"Na Zachodzie pracowników traktuje się z szacunkiem. Inwestuje się w nich, nie zmienia co chwile zakresu kompetencji i co jakiś czas premiuje ich pracę. Wtedy pracownik czuje, że pracuje dla kogoś, bo chce a nie dlatego, że musi. U nas pracuje się po to, by przeżyć. W Polsce przełożeni znają jedynie metode kija i marchewki, ale bez marchewki. Wiekszość dodatkowych prac wykonujesz nie dla tego, że dostaniesz za to coś ekstra tylko po to, by Ciebie nie zwolnili. To straszny kraj".
Powyższe komentarze rysują bardzo dramatyczny obraz polskiej rzeczywistości, ale pojawiają się też zgoła odmienne opinie.
Romek komentuje:
"A moim zdaniem jest coraz lepiej. Jeszcze kilka lat temu mój szef bez żadnego oporu wywalał ludzi za byle co. Dzisiaj już tego nie zrobi, bo nawet w moim małym mieście z 15% bezrobociem ciężko jest znaleźć kogoś kompetentnego do pracy. Nie płaci już też możliwie jak najmniej, ale całkiem nieźle jak na te warunki. O dziwo - nie z dobroci serca tylko z pragmatyzmu. Tani pracownicy nie mieli oporów kraść".
King nie narzeka:
"U mnie w pracy jest nieźle. Szef jest wyrozumiały, nie krzyczy. Często dostaję premię, ale muszę na nie zapracować. Nawet najsłabszych motywuje do cięższej pracy i czasem daje im zarobić więcej niż zasłużyli. Co pół roku mamy wyjazd integracyjny, a ekipa jest tak zgrana, że bez większego trudu wyrabiamy nawet wyśrubowane plany sprzedażowe".
Przeciętna płaca w Polsce to 2,8 tys. zł netto. Mediana oscyluje w granicach 2,2 tys. zł netto. Polacy zarabiają mało, a pracują dużo. CBOS podał, że co czwarty Polak spędza w pracy od 41 do 50 godzin tygodniowo, a 12 proc. powyżej 60 godzin.
Łącznie, przeciętnie w pracy spędzamy blisko 1940 godzin rocznie. To o prawie 400 godzin więcej niż Francuzi, Niemcy czy Holendrzy. Przy okazji zarabiamy czterokrotnie mniej. Wydajność pracy Polaka wynosi 66% średniej UE, ale zarobki mamy na poziomie ok. 40%. Niedoszacowanie płacy, długi czas spędzany w pracy oraz kiepska jakość zarządzania to idealne warunki do rozwoju depresji.
Cichy samobójca
W Polsce coraz więcej ludzi cierpi na depresję. Koszty tej choroby są ogromne. Z obliczeń Instytutu Łazarskiego wynika, że koszty pośrednie (koszty utraty produktywności) tej choroby to nawet 2,6 mld zł rocznie plus 800 mln zł kosztów płatników składek i wypłaty świadczeń. Mamy też jeden z najwyższych wskaźników samobójstw na świecie.
Co roku w Polsce zabija się ok. 5 tys. ludzi - to więcej niż ginie na drogach w wypadkach samochodowych. Na poprawę drogowych statystyk wydajemy miliardy złotych - na przeciwdziałanie skutkom depresji, która jest jedną z przyczyn dużej liczby samobójstw wydajemy tyle co nic.
W teorii państwo jest zaangażowane np. w przeciwdziałanie mobbingowi, bo wprowadziło właściwe przepisy. Jednak samo ich wprowadzenie nie rozwiązało problemów nadużyć przełożonych względem pracowników. Prawo jest, ale jak młotek za szybką, której nie wolno pod żadnym pozorem stłuc.