500+ nie wpływa tak pozytywnie na wzrost dzietności, jak chcieliby tego pomysłodawcy programu, ale i nie zniechęca młodych kobiet do pracy tak mocno, jak wskazują jego przeciwnicy.


Przed kilkoma miesiącami Główny Urząd Statystyczny opublikował wyniki Badania Aktywności Ekonomicznej Ludności (BAEL) w III kwartale 2017 r. Opinię publiczną szczególnie zaniepokoił odczyt współczynnika aktywności zawodowej kobiet w wieku 25-34 lata, który spadł do najniższego poziomu od ponad dekady. Część ekspertów potraktowała to jako dowód silnie negatywnego wpływu programu "Rodzina 500+", zniechęcającego do pracy młode matki, oraz argument za reformą programu.
Tymczasem w kolejnych dwóch kwartałach współczynnik odbił w górę i wrócił do poziomów typowych dla ostatnich kilkunastu lat, czyli przedziału 75-80 proc. aktywnych zawodowo kobiet w wieku 25-34 w populacji kobiet w tej grupie wiekowej. Nie oznacza to oczywiście ani że 500+ nie ma wpływu na aktywność zawodową, ani że wyjątkowo dużo młodych kobiet pali się do pracy - współczynnik aktywności zawodowej od IV kw. 2014 r. znajduje się w trendzie spadkowym, który przyspieszenia nabrał w III kw. 2016 r., kilka miesięcy po tym jak stało się jasne, że program wejdzie w życie.


Ubolewając nad niskim poziomem aktywności zawodowej, analitycy wskazywali, że "może się również przełożyć na niezwykle skromne świadczenia emerytalne, które obniżą jakość życia na starość lub zwiększą koszty funkcjonowania systemu ubezpieczeń społecznych".
Wysokość emerytur oraz dotacji budżetu do FUS nie zależy jednak od poziomu aktywności zawodowej, ale bardziej od tego, czy i za ile ludzie pracują. Do osób aktywnych zawodowo zalicza się pracujących i aktywnie poszukujących pracy. Ci drudzy nie odprowadzają składek do systemu, więc ani nie odkładają (na papierze) na swoją emeryturę, ani nie wspierają budżetu państwa, który dzięki większym wpływom ze składek może mniej dopłacać do systemu ubezpieczeń społecznych (czyli do bieżących wypłat świadczeń). Wyjątkiem są ci niepracujący, którzy mają prawo do zasiłku dla bezrobotnych - za nich składki do systemu odprowadzają urzędy pracy ze środków z Funduszu Pracy, na który składają się pracujący. W praktyce korzysta z niego jednak niewielki odsetek bezrobotnych.
Większy wpływ na wysokość świadczeń emerytalnych i koszty funkcjonowania systemu ubezpieczeń społecznych ma stopa zatrudnienia, czyli udział osób pracujących w populacji. W przypadku kobiet w wieku 25-34 jest on, jak na standardy ostatnich kilkunastu lat, całkiem wysoki - w I kwartale 2018 r. pracowało ponad 7 na 10 kobiet w tej grupie wiekowej. 71,9 proc. to odczyt na poziomie notowanym w latach 2015-17 oraz wyższy niż w latach poprzednich, z wyjątkiem końcówki 2008 r.
Oczywiście istnieje możliwość, że gdyby nie 500+, to zatrudnienie byłoby wyższe. Ale z drugiej strony mniejsze zapotrzebowanie na pracowników zgłaszałyby firmy, a płace nie rosłyby tak szybko, więc dochód gospodarstw domowych wcale nie byłby znacząco wyższy. To jednak tylko spekulacje, które trudno teraz zweryfikować.
Wyraźnie odbiegające od trendu odczyty w III kwartale mogą być także nauczką dla osób obserwujących dane statystyczne i wyciągających na ich podstawie przeróżne wnioski. Tak jak jedna jaskółka wiosny nie czyni, tak jeden nietypowy wynik nie potwierdza jeszcze głębokich zmian. Szczególnie w przypadku BAEL-u, gdzie różnice kwartał do kwartału bywają spore.
Relatywnie niski poziom aktywności zawodowej młodych kobiet nie jest zatem wcale większym niż w przeszłości powodem do zmartwienia ani dla nich, ani dla systemu. Jest natomiast dla pracodawców, którzy mają do wyboru coraz mniej potencjalnych pracowników, ponieważ coraz mniej jest kobiet (i nie tylko) bezrobotnych - czyli niemających pracy, a gotowych ją podjąć.
Tematem do osobnej dyskusji i badań jest pytanie, czy, a raczej jak duży (i wart ponad 20 mld zł rocznie) jest wpływ programu "Rodzina 500+" na decyzje Polek i Polaków - tak w zakresie decydowania się na potomstwo, jak i podejmowania pracy czy innych wyborów rynkowych. 500 zł otrzymywane co miesiąc na konto jest dla niektórych silnym argumentem za posiadaniem dzieci czy rezygnacją z pracy, ale raczej nie jedynym. Warto tu wspomnieć choćby o niskich wynagrodzeniach w niektórych branżach czy niechęci do podejmowania zajęć nielubianych i nierokujących nadziei na rozwój oraz ogólnej dobrej sytuacji gospodarczej kraju.
Maciej Kalwasiński