Dla każdego, kto funkcjonuje na polskim rynku pracy od co najmniej 12-15 lat, obecny wskaźnik bezrobocia może wydawać się szokujący. Ogromna grupa Polaków, urodzonych w okresie wyżu demograficznego z przełomu lat 70. i 80. wchodziła na rynek pracy w warunkach 18-20 procentowej stopy bezrobocia. Nie mam żadnych danych, które by to potwierdzały, ale postawiłbym hipotezę, że są to najczęściej ludzie przyzwyczajeni do spełniania każdych wymogów pracodawców, traktujący pracę jako dar niebios i przyzwyczajeni do pracy przekraczającej ustawowy wymiar godzin.
Ostatnie szacunki Eurostatu pokazują, że stopa bezrobocia w Polsce wynosi 3,7 proc. To jest szacunek za czerwiec, wykonany metodą zapewniającą porównywalność międzynarodową. Tempo spadku stopy bezrobocia, sięgające 0,1 pkt proc. miesięcznie, wskazuje, że w przyszłym roku stopa bezrobocia spadnie do ok. 3 proc. Większość prognoz wskazuje, że niżej niż te 3 proc. nie możemy już zejść, ponieważ na rynku istnieje zawsze jakaś grupa ludzi, która przejściowo szuka pracy. Ale warto pamiętać, że dwa-trzy lata temu poziom 3,7 proc. wydawał się niemożliwy do osiągnięcia, a pięć lat temu wydawał się absolutnie poza jakimkolwiek zasięgiem.




Co z tego wynika? Ekonomiczny efekt spadku bezrobocia jest taki, że przeciętne wynagrodzenie rośnie relatywnie szybko (relatywnie, czyli na tle średniej historycznej), co z jednej strony pozwala na utrzymanie wysokiej dynamiki konsumpcji, a z drugiej – eliminuje z rynku firmy mające wysokie koszty pracy i niską efektywność. Ale spadek stopy bezrobocia do tak niskiego poziomu wywołuje też efekty wykraczające poza zjawiska gospodarcze. Zmienia się podejście do pracy i kultura pracy, czy relacja między pracodawcami a pracownikami. To bardzo szeroki temat, do którego jeszcze niedługo wrócę.
Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.