Od 1 kwietnia do końca roku m.in. do poradni podstawowej opieki zdrowotnej i gabinetów specjalistów trafi dodatkowo ponad 600 mln zł – poinformował w piątek Narodowy Fundusz Zdrowia.


Wzrost finansowania – jak wyjaśnia Fundusz - ma osłabić skutki inflacji i zminimalizować efekt wyższych kosztów utrzymania placówek, w tym rachunków za prąd i ogrzewanie.
Wyższe finansowanie otrzymają poradnie Podstawowej Opieki Zdrowotnej i gabinety Ambulatoryjnej Opieki Specjalistycznej, ale nie tylko. Dodatkowe środki trafią też m.in. do placówek zajmujących się opieką psychiatryczną i leczeniem uzależnień, rehabilitacją leczniczą oraz opieką paliatywną i hospicyjną.
"Uważnie wsłuchujemy się w głosy płynące z różnych środowisk. Jesteśmy świadomi wyższych kosztów funkcjonowania placówek medycznych. W odpowiedzi, wspólnie z Ministerstwem Zdrowia, przygotowaliśmy propozycję wzrostu przychodów placówek medycznych. Podeszliśmy do tego szeroko, uwzględniając podwyżkę w wielu różnych zakresach świadczeń, od POZ, przez AOS i szpitale, po hospicja” – stwierdził prezes NFZ Filip Nowak, cytowany w informacji Funduszu.
Poziom wzrostu finansowania placówek medycznych obliczyła Agencja Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji (AOTMiT). Według szacunków Agencji, zwiększenie stawek powinno wynieść 4,5 proc.
Do wyliczeń agencja wzięła pod uwagę m.in. wskaźnik inflacji, średni wzrost cen prądu i ogrzewania oraz udział tych wydatków w ogólnych kosztach funkcjonowania podmiotów leczniczych. Analiza agencji opierała się na danych przekazanych przez same placówki medyczne.
Przychody placówek medycznych wzrosną w maju 2022 roku, po rozliczeniu się z NFZ za świadczenia wykonane w kwietniu.
Eksperci: przed nami nowe wyzwania w opiece zdrowotnej, a startujemy z niskiego pułapu
W opiece zdrowotnej są przed nami nowe wyzwania wywołane pandemią i wojną, a startujemy i tak z niskiego pułapu – powiedzieli w piątek eksperci z okazji rozpoczęcia w Poznaniu kongresu Top Medical Trends.
Podczas konferencji prasowej zorganizowanej pod hasłem Opieka zdrowotna w czasach wojny i zarazy?” zwrócono uwagę, że już wcześniej brakowało w naszym kraju lekarzy i pielęgniarek, zbyt niskie były też wyceny wielu procedur medycznych. Teraz dochodzą jeszcze inflacja i większe koszty utrzymania placówek medycznych, a jednocześnie nastąpiło pogorszenie stanu zdrowia Polaków. Powstał tzw. dług zdrowotny, który będzie trzeba nadrabiać przez wiele lat. A dodatkowym obciążeniem staje się opieka medyczna nad uchodźcami wojennymi z Ukrainy.
„Myśleliśmy, że teraz odetchniemy, ale mamy nową sytuację związaną z uchodźcami wojennymi z Ukrainy, co grozi kolejnymi perturbacjami w służbie zdrowia” – powiedziała dr hab. Agnieszka Mastalerz-Migas, wiceprezes Polskiego Towarzystwa Medycyny Rodzinnej, sekretarz Rady Naukowej Top Medical Trends, który potrwa do 27 marca. „Nie wiemy, co dalej z pandemią, jak będzie w najbliższych miesiącach. Oswajamy się z tym, ale tak naprawdę nie mamy pewności co do niczego” - dodała.
Prof. Jacek Wysocki, przewodniczący Rady Naukowej Kongresu, wiceprezes Polskiego Towarzystwa Wakcynologii, zaznaczył, że „uchodźcom z Ukrainy trzeba pomóc, ale musimy wiedzieć, jak im pomóc”. Wskazał, że potrzebne są służące temu rozwiązanie systemowe w opiece medycznej. Jako przykład podał refundację leków przepisywanych uchodźcom, ponieważ jak na razie tylko część z nich uzyskała w naszym kraju numer PESEL, a pomocy potrzebują już ci, którzy jeszcze go nie mają.
Zdaniem specjalistów największym wyzwaniem w polskich społeczeństwie będzie leczenie powikłań, w tym również tych odległych, po COVID-19, które najbardziej odczuły osoby starsze oraz te z chorobami współistniejącymi. Jeszcze większym wyzwaniem może być jednak nadrobienie zaległości zdrowotnych. Podkreślono, że wielu pacjentów jest niedoleczonych i zaniedbanych, bo nie zgłaszali się na badania i zabiegi albo zbyt długo na nie musieli czekać. Inni z kolei nie stosowali się do zaleceń lekarskich, zaprzestawali zażywania leków, na przykład tych obniżających poziom cholesterolu, tzw. statyn.
„Z zaproszenia na cytologię na Śląsku skorzystało jedynie 20 proc. kwalifikujących się do takiego badania kobiet, a w innych regionach było pod tym względem jeszcze gorzej” – alarmowała prof. Violetta Skrzypulec-Plinta ze Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach. Skutkiem tego będzie w przyszłości więcej przypadków zaawansowanego raka szyjki macicy.
Podobnie może być z innymi nowotworami, na przykład z rakiem jelita grubego, gdyż cześć osób zrezygnowała lub odłożyła refundowaną z budżetu kolonoskopię (wziernikowanie jelita grubego). A takie badanie pozwala wykryć wczesną postać guza, która nie daje objawów, lub usunąć polipy, z których może powstać nowotwór złośliwy.
Prof. Skrzypulec-Plinta przekonywała, że badania cytologiczne można byłoby u nas bardziej upowszechnić, gdyby mogły je wykonywać położne. „Położna potrafi zrobić doskonałą cytologię, fotel ginekologiczny wcale nie jest do tego niezbędny, a ryzyko popełnienia błędu jest takie samo” – podkreśliła powołując się na badania naukowe. Położne z dobrym skutkiem wykonują cytologię w Wielkiej Brytanii, a w Skandynawii kobiety niezgłaszające się na cytologię obowiązuje wyższe ubezpieczenie zdrowotne.
Prof. Piotr Hoffman z Narodowego Instytutu Zdrowia w Warszawie zwrócił uwagę, że trudna jest współpraca ze społeczeństwem w zakresie profilaktyki również w przypadku chorób sercowo-naczyniowych. Zbyt mało osób kontroluje ciśnienie tętnicze krwi, a w razie wykrycia nadciśnienia tylko nieliczni pacjenci się skutecznie leczą. Podobnie jest ze zbyt wysokim poziomem cholesterolu we krwi. „Aby to zmienić, już w szkołach powinny być lekcje o zdrowiu, które jak najszybciej należy wprowadzić” - powiedział.
Prezes Polskiego Towarzystwa Leczenia Otyłości prof. Paweł Bogdański ostrzegał przed dewastacją zdrowia publicznego związaną z narastającą otyłością, która jeszcze bardziej się nasiliła w czasie pandemii. „Otyłość to przewlekła choroba z tendencjami do nawrotu i licznymi konsekwencjami zdrowotnymi, jak też społecznymi i gospodarczymi. Do lekarzy zgłasza się coraz więcej pacjentów z powikłaniami otyłości, takimi jak cukrzyca i choroby sercowo-naczyniowe” – ostrzegał.
Zdaniem specjalisty konieczna jest profilaktyka otyłości już od najmłodszych lat, jak też intensywne jej leczenie. Inaczej zrujnuje ona system opieki medycznej. Powołał się na badania w USA, z których wynika, że jeden dolar zainwestowany w walkę z otyłością przynosi sześć dolarów zysku. Prognozy – podkreślił – są wyjątkowo niepokojące. Przewiduje się, że jeśli nic nie zrobimy, to w 2050 r. przeciętna oczekiwała długość życia w Polsce skróci się o prawie 4 lata. Spośród ponad 50 badanych krajów gorzej pod tym względem będzie jedynie w Meksyku.
Autor: Zbigniew Wojtasiński
(PAP)
Autor: Katarzyna Lechowicz-Dyl
ktl/ mhr/