Przez ostatnie pół wieku najważniejszym graczem na libijskim rynku wydobywczym były Włochy. Koncern ENI rozpoczął działalność w tym państwie już w 1959 r., a więc dziesięć lat przed przejęciem władzy przez Kadafiego. Przed wybuchem tegorocznych zamieszek ponad jedna piąta importowanej do Włoch ropy naftowej pochodziła z Libii. W ostatnich miesiącach alternatywą dla libijskiego surowca była m.in. ropa z Morza Północnego (Brent) oraz z Arabii Saudyjskiej.
Włosi polegali także w niemałym stopniu na libijskim gazie ziemnym. W lutym zamknięty został należący do koncernu ENI gazociąg Greenstream (pomiędzy zachodnią Libią a Sycylią), który w ubiegłym roku zaopatrzył Włochy w 11% całkowitego importu gazu do tego kraju. Mimo że Włochy posiadają alternatywnych dostawców gazu, jednak długotrwałe odcięcie dostaw z Libii wywoływało coraz większe obawy o to, czy włoskie zasoby będą wystarczające - zwłaszcza, że Włochy importują gaz ziemny przede wszystkim z Algierii oraz Rosji, a więc krajów, które bynajmniej nie są uważane za najbardziej wiarygodnych partnerów handlowych. W minioną środę Paolo Scaroni, prezes koncernu ENI, zaznaczył, że ponowne otwarcie gazociągu może nastąpić do połowy października. Ten termin wydaje się jednak dość optymistyczny, gdyż - jak zaznaczył Scaroni - na razie inżynierom nie udało się nawet dotrzeć do miejsca, w którym gazociąg rozpoczyna swój bieg.
W ostatnim tygodniu koncern ENI stara się wyraźnie zaznaczyć swoją dominującą rolę w wydobyciu surowców energetycznych w Libii. W poniedziałek firma ta podpisała z libijską Radą Narodową porozumienie, na mocy którego będzie zaopatrywać rebeliantów w niezbędne paliwo, w zamian za dostawy ropy w przyszłości. Pośpiech Włochów się opłacił - w piątek prezes ENI poinformował, że nowe władze Libii zgodziły się honorować kontrakty zawarte w czasach reżimu Kaddafiego (dotychczasowe kontrakty na wydobycie ropy mają ważność do 2042 r., a na wydobycie gazu - do 2047 r.). Jednak Włochom po piętach depczą Francuzi - tamtejszy koncern naftowy Total cieszy się szczególnymi względami nowych rządzących w Libii ze względu na poparcie Francji dla rebeliantów praktycznie od początku zamieszek (Włosi byli w tym względzie dużo bardziej zachowawczy).
Francja to główny, ale nie jedyny konkurent Włoch w walce o kontrakty w Libii - o swój udział w rynku walczą także koncerny z innych państw Europy (Wielka Brytania, Austria) oraz innych części świata (Rosja, Brazylia, Chiny).
Póki co rozważania na temat rozwoju przemysłu wydobywczego pozostają jednak hipotetyczne, ponieważ w Libii nadal jest na tyle niebezpiecznie, że zagraniczne koncerny na razie nie zdecydowały się na wysłanie tam z powrotem swoich pracowników. W Libii pojawiają się jedynie niewielkie delegacje z poszczególnych firm, które mają na celu ustalenie skali zniszczeń powstałych w wyniku zamieszek. Według przedstawiciela libijskiej Rady Narodowej, swój zespół do Libii wysłało już co najmniej pięć koncernów, w tym włoski ENI.
Szybkie wznowienie wydobycia jest na rękę zarówno władzom Libii, jak i koncernom wydobywczym, dlatego obie strony negocjacji będą do tego dążyć. To zaś oznacza większą presję podażową na rynku ropy typu Brent w ciągu najbliższych tygodni.
Dorota Sierakowska
Analityk DM BOŚ