REKLAMA

Kiedy Polska wejdzie do G20?

Michał Żuławiński2014-04-11 06:00analityk Bankier.pl
publikacja
2014-04-11 06:00

Dziś do Waszyngtonu ponownie zjadą przedstawiciele największych światowych potęg gospodarczych wchodzących w skład grupy G20. I chociaż tak naprawdę nie wiadomo, czym zajmuje się to prestiżowe grono, fakt, że nas tam nie ma, niektórych Polaków wyraźnie uwiera.

Wyróżnione nazwy krajów prowadzą do odpowiednich odcinków cyklu "Tam Mieszkam".


Za czasów słusznie minionych – za średniego (zenitującego) Gierka – Polska była według oficjalnej propagandy jedną z 10 największych potęg gospodarczych świata. Chociaż była to wierutna bzdura, a nasz kraj znajdował się podówczas pod czerwonym butem innego mocarstwa, nadwiślańskie sny o potędze przetrwały rozpad imperium ze wschodu oraz okazały się tak mocne, że i w III RP co i rusz ktoś obiecuje nam wprowadzenie Polski do światowej elity.

Pomysł walki o włączenie polski do grupy G20 rzucił wprawdzie Jarosław Kaczyński, lecz – w przeciwieństwie do wielu innych kwestii – w tej akurat, choć nie explicite, zgodził się z nim Donald Tusk. Skoro 6. miejsce w UE pod względem potencjału ludnościowego i gospodarczego wydaje się raczej stabilne – Turcji i Rosji członkostwo w Unii nie grozi, Ukraina długo jeszcze będzie zbyt biedna, a Rumunii prędzej ubędzie, niż przybędzie kolejne kilkanaście milionów obywateli – politycy z Wiejskiej śnią o wprowadzeniu nas do czołowej światowej dwudziestki.

Pechowa dwudziestka

Pech chciał, że na corocznych szczytach rozmawia ze sobą akurat 20 państw. Cóż by bowiem zmieniło się, gdyby debatowało 30 albo i 50?

Niby teoretycznie już należymy do G20 – ostatecznie to grupa 19 najbogatszych państw świata + UE – ale na tej samej zasadzie członkostwo należy się też Cyprowi i Malcie. Będąc w jednym worku z państwami wielkości Krakowa czy Szczecina, trudno realizować mocarstwowe ambicje.

Skoro już na tej pechowej dwudziestce (czy dziewiętnastce) stanęło, warto dokonać przeglądu sił i perspektyw państw znajdujących się po obu stronach muru oddzielającego światową elitę od reszty tłumu.


Sprawa jest skomplikowana

Z całą pewnością nigdy nie przeskoczymy największych kolosów, takich jak USA, Chiny, Indie czy Brazylia. To samo tyczy się gospodarczych tytanów (Niemcy, Japonia), dużych mocarstw atomowych z kolonialną przeszłością (Francja, Wielka Brytania), państw stanowiących punkt odniesienia dla swojego kontynentu (RPA, Australia) czy regionu (Turcja, Rosja). Ta ostatnia, nawet jeżeli zostanie „enfant terrible” na światowych salonach, to i tak przynajmniej regionalnym mocarstwem póki co pozostanie, czy się nam to podoba, czy nie.

Jak widać, lista potencjalnych konkurentów się zawęża. Póki światową gospodarkę napędzać będzie ropa, nie mamy co liczyć na wyprzedzenie Arabii Saudyjskiej. Czwarta pod względem liczby ludności Indonezja to też zbyt silny rywal. Koreańczycy z Południa prędzej doczekają się armii robotów, które za nich będą pracować i w pocie czoła produkować nowe smartfony, niż u nas powstanie godna XX wieku sieć dróg, więc i oni odpadają.

Problematyczni są też dwaj sąsiedzi USA. Wprawdzie w Kanadzie żyje jedynie 35 mln ludzi, ale nieprzebrane zasoby surowców i związki z „Wujem Samem” automatycznie windują ten kraj do światowej elity. Z drugiej strony amerykańskich Latynosów jest coraz więcej i kwestią czasu wydaje się, że w Białym Domu zasiądzie prezydent, którego rodzice w ten czy inny sposób przybyli z Meksyku.

Pirlo i Messi nie pomogą

Najsłabszymi antylopami w elitarnym stadzie wydają się Argentyna i Włochy. Pierwszy z tych krajów liczy niemal tyle samo obywateli co Polska i, podobnie jak nasz kraj, raczej nie będzie najważniejszym rozgrywającym na swoim kontynencie. Co więcej, swoje mocarstwowe szanse Argentyna już miała – być może trudno w to uwierzyć, ale jeszcze 150 i 100 lat temu funkcjonowało powiedzenie „bogaty jak Argentyńczyk”, a do Buenos Aires ciągnęły tłumy imigrantów, którzy woleli Kraj Srebra od USA. Dekady marnowania potencjału – i to mimo oddalenia od wielkich wojen - poskutkowały tym, że kolejne rządy równie bohatersko co nieudolnie walczą z problemami (zadłużenie, inflacja …) które same stworzyły. Nawet papież i Messi nie pomagają zamazać tego obrazu, który kojarzy się ze wszystkim, tylko nie z poważnym państwem.

Drugi potencjalny kandydat do skreślenia – mimo specyfiki włoskiej klasy politycznej – aż tak groteskowy nie jest, choć i jemu do dni chwały daleko. Będąca od początku jednym z twórców powojennej zjednoczonej Europy, Italia sukcesywnie dryfuje w kierunku powtórzenia modelu greckiego. Włochy są jednym z najbardziej zadłużonych państw świata, kraj oplatają potężne mafie, a zakłady produkcyjne wynoszą się stamtąd nawet pod osłoną nocy. Państwo słynące z rządów o krótkiej dacie ważności (65 gabinetów od końca II WŚ), 40-letnich mężczyzn wciąż mieszkających z mamą oraz piętrzących się gór śmieci na ulicach miast na status globalnej potęgi nie zasługuje. Jakby tego było mało, włoskie kluby piłkarskie odpadły jeszcze przed ćwierćfinałem LM, a Andrea Pirlo reklamuje Drutex, co jeszcze 20 lat temu byłoby nie do pomyślenia.

Grupa pościgowa

Niestety, chrapkę na dołączenie do elitarnego grona może mieć nie tylko Polska. W przedpokoju jest już Hiszpania (ma status „permanentnego gościa”), a na swoją szansę czekają państwa Afryki oraz Azji Południowo-Wschodniej, które obecnie napędzają światowy wzrost gospodarczy. Wprawdzie największa gospodarka Czarnego Lądu wciąż jest mniejsza od tej znad Wisły, ale już niebawem kraje takie jak Nigeria, Malezja, Tajlandia czy Filipiny mogą dopomnieć się o swoje miejsce w szeregu. Ewentualną przewagę nad Iranem czy Tajwanem dają nam natomiast jedynie napięte stosunki tych państw z USA czy Chinami, lecz i to może się zmienić.

Wydaje się więc, że jeżeli miałoby dojść do zmian w składzie grupy G20, to Polska może nie być pierwszym krajem, do którego wysłane zostanie zaproszenie. Nawet, jeżeli tak by się stało, to bylibyśmy pierwszym z członków, który musiałby się „posunąć” i zrobić miejsce dla nowej azjatyckiej czy afrykańskiej potęgi. Tym bardziej, że to w tamtych rejonach świata, a nie nad Wisłą, wielkie mocarstwa będą miały w najbliższych dekadach do zrobienia największe interesy.

Po co nam to mocarstwo?

Po raz ostatni do miana europejskiej (a więc wówczas także światowej) potęgi Polska aspirowała za czasów Złotego Wieku. Wprawdzie do dziś historycy spierają się, czy status ten udało się osiągnąć, jednak podobne wątpliwości nie towarzyszą już rozważaniom o dziejach późniejszych, włącznie z historią najnowszą. Polakom spragnionym prymatu w świecie pozostają więc jedynie sport (choć niekoniecznie piłka nożna), gry strategiczne i internetowe.

Wobec takiego a nie innego globalnego układu sił, być może należy zadać pytanie, które winno pojawić się na początku tego typu rozważań – po co w ogóle nam status mocarstwa i członkostwo w prestiżowych, zamkniętych klubach? Jak pokazują ostatnie doświadczenia, przeciętny Rosjanin raczej traci, niż zyskuje na imperialnej polityce swojego kraju. Chociaż Pekin, Nowe Dehli i Brasilia będą na geopolitycznej mapie świata nabierać coraz większego znaczenia, większość Chińczyków, Hindusów czy Brazylijczyków jeszcze długo będzie gonić standard życia panujący w naszej części świata.

W skali całego świata Polska jest krajem małym, tak jak w Europie małe są Szwajcaria, Finlandia czy Irlandia. Mimo to właśnie do tych krajów z nadzieją na lepsze życie ciągnęły tysiące emigrantów. Z drugiej strony oligarchowie z nowych światowych potęg masowo wykupują nieruchomości w Londynie i tam posyłają swoje dzieci do szkół, a żony na zakupy. Zamiast więc rozpościerać mocarstwowe wizje, może lepiej skupmy się na tym, by najpierw znad Wisły ludzie nie uciekali, a potem przyjeżdżali tu inni, którym Polska kojarzyć będzie się z lepszym życiem.

Michał Żuławiński
Bankier.pl

Źródło:
Tematy
Orange Nieruchomości
Orange Nieruchomości
Advertisement

Komentarze (30)

dodaj komentarz
~pepe
ciekawe czy Pirlo wie co to znaczy ciągnąć druta?
~G_S
Ciągnąć druta - przeciągać kabel sieci komputerowej , celem podłączenia nowego urządzenia . Ciągnie się tego druta przez sufity podwieszane - jest trochę roboty . Jak jakaś kobieta na zawołanie informatyka - "może pani pociągnąć ten kabelek co wystaje z sufitu" mu pomoże , to informatyk wraca pełen dumy do innych informatyków Ciągnąć druta - przeciągać kabel sieci komputerowej , celem podłączenia nowego urządzenia . Ciągnie się tego druta przez sufity podwieszane - jest trochę roboty . Jak jakaś kobieta na zawołanie informatyka - "może pani pociągnąć ten kabelek co wystaje z sufitu" mu pomoże , to informatyk wraca pełen dumy do innych informatyków i mówi , że ta i ta z tego i tego działu ciągnęła mu druta . To właśnie jest ciągnięcie druta - zajęcie nieprzyjemne , bo wszystkie kurze spadają ci na łeb .
~ZNAWCA TEMATU
PO WYBORACH 2015 KIEDY DWOR RUDEGO ZOSTANIE DEMOKRATYCZNIE PO- PEDZONY !!!!
~G_S
Polska - kraj , który NIE MA własnego przemysłu , banków , sprawnej polityki . Gdzie wybiera się do parlamentu sportowców lub innych znanych celebrytów . O czym będzie dyskutować taki polski aktorzyna lub robotnik będący przedstawicielem rządu ? Nawet jakby znał jakiś język obcy są to ludzie o mentalności sprzedawczyni z wiejskiego Polska - kraj , który NIE MA własnego przemysłu , banków , sprawnej polityki . Gdzie wybiera się do parlamentu sportowców lub innych znanych celebrytów . O czym będzie dyskutować taki polski aktorzyna lub robotnik będący przedstawicielem rządu ? Nawet jakby znał jakiś język obcy są to ludzie o mentalności sprzedawczyni z wiejskiego sklepiku i taki poziom polityki i dyskusji reprezentują . Oczym mają gadać ci , którzy są po prostu śmieszni ? G20 to nie parlament UE dyskutujący o owocowatości marchewki lub głosujący nad tym , że ślimak to ryba lądowa . Tam NAPRAWDĘ porusza się poważne sprawy dotyczące świata w skali globalnej , i dopuszczenie kogoś , kto nasze zaściankowe małe interesiki polityczne będzie chciał realizować w imię paru procent poparcia swojej partii za parę lat byłoby po prostu nie na miejscu . Już nie mówiąc o tym , że taki prostak mógłby polecieć i ujawnić co w kuluarach przegłosowano . G20 to POWAŻNA instytucja , a nie parlament UE głosujący nad dotacjami do fontann i rozwoju regionów wiejskich i czegoś tam jeszcze .
~nietracacyczasu
zabawne. Tracisz czas piszac takie zalosne komentarze
~nikt
wtedy gdy rozliczymy ZŁODZIEJI (czytaj POLITYKÓW) którzy zawłaszczyli kraj
i obecne władze
~jack
JESTEŚMY NA TO ZA GŁUPI !!!
~kuna
Sprostowanie:

1. Finlandia nie jest małym krajem.
2. W Finlandii nie ma w ogóle imigrantów.

Polecane

Najnowsze

Popularne

Ważne linki