Jakie to miasto? „Biedne, ale sexy”. Choć to jedna z największym metropolii Europy, jest jedyną stolicą uboższą niż reszta kraju. O Berlinie, gdzie kocha się stare budownictwo i dokąd nierzadko wyjeżdża z Polski za pracą opowiada Bogdan Krysiak, który do Niemiec przeniósł się na stałe kilka lat temu.


Malwina Wrotniak, Bankier.pl: Od jak dawna mieszkacie Państwo w Berlinie? W jaki sposób tam trafiliście?
Bogdan Krysiak |
Bogdan Krysiak: Mieszkamy tu z żoną od ponad pięciu lat. Berlin to był nasz przemyślany wybór. Po tych wszystkich latach spędzonych w Polsce chcieliśmy spróbować życia w jakimś trochę normalniejszym kraju. Berlin był najbliżej nas położonym skrawkiem byłego Zachodu. Ponadto w Niemczech spędzaliśmy nieraz urlop, znaliśmy trochę język, mieliśmy kilku przyjaciół Niemców. Więc gdy tylko udało się ułożyć interesy w Polsce – wyjechaliśmy, nie do końca przekonani, czy się uda. Dzisiaj wiemy, że to była bardzo trafna decyzja.
Często bywacie w Polsce?
Trzy, cztery razy do roku. I są to krótkie wizyty.
Jakim miastem jest według Was Berlin?
Jest miastem bardzo specyficznym, niepowtarzalnym. Choć jest trzecią co do wielkości metropolią Europy, to jest jedyną stolicą uboższą niż reszta kraju. Choć w Polsce do takich kuriozów powinniśmy być przyzwyczajeni: moja rodzinna Łódź była do 2004 r. największym europejskim miastem bez międzynarodowego lotniska, a Warszawa do dziś pozostaje jedyną stolicą bez choćby kilometra autostrady.
"W tej metropolii stoi do dyspozycji mnóstwo niewykorzystanych terenów pod zabudowę", fot. ingimage.com |
Ale wracając do Berlina… Jest to miasto powstałe niegdyś z kilkunastu ośrodków miejskich i taka zdecentralizowana struktura utrzymuje się do dzisiaj. Ma to wiele zalet, nie ma potrzeby podróżowania do jakiegoś nadrzędnego centrum czy City, bo takie w Berlinie nie istnieje. Wszystko jest na miejscu, lokalnie, każdy ma swój ratusz, swoje knajpy, centra zakupowe, rekreacyjne, swój ukochany „Kiez”, jak Berlińczycy nazywają te niewielkie, funkcjonalnie połączone kwartały ulic. W konsekwencji wystarczy przejechać parę stacji U-Bahnem, aby wynurzyć się w zupełnie innej rzeczywistości. Mnie to odkrywanie Berlina ciągle na nowo dziwi i bawi. Rodowici Berlińczycy twierdzą, że całego Berlina nie pozna się nigdy.
"Rodowici Berlińczycy twierdzą, że całego Berlina nie pozna się nigdy", fot. ThinkStock |
Specyfiką Berlina jest też jego wielokulturowość. Mieszkają tu przedstawiciele 190 krajów świata. Jedynie około 2/3 mieszkańców ma niemieckie korzenie. Ta różnorodność nadaje miastu niepowtarzalny koloryt.
Jeszcze niedawno wszystko to składało się na wizerunek zachodniego Berlina jako innego, lepszego od Polski świata. Przez ostatnie lata jakość życia zdążyła się zrównać z dużymi polskimi miastami?
Oj nie. Nie jest to już wprawdzie inna planeta, jak kiedyś, ale różnica w jakości życia pozostaje ogromna. Właściwie jakiegokolwiek tematu by tu nie dotknąć, różnice są wszędzie. Niezwykle sprawny transport publiczny, niewielkie korki na drogach, służba zdrowia ogólnie dostępna i na wysokim poziomie, przebogata oferta kulturalna, sieć handlowo-usługowa umożliwiająca zakupy bez stresu i kolejek, ogólny poziom bezpieczeństwa i wreszcie znacznie wyższy poziom kultury w stosunkach międzyludzkich na co dzień.
Osobna kategoria to urzędy. Nastawione są tylko i wyłącznie na pomoc obywatelowi w załatwieniu sprawy. Większość spraw załatwia się pomyślnie od ręki - tak, tak... od, a nie „do ręki”. Na początku byłem nieco zszokowany, gdy w ciągu jednego dnia udało mi się załatwić zameldowanie, zezwolenie na pobyt stały i konto w banku (wraz z kartą kredytową z hojnym limitem) bez żadnych zaświadczeń. Teraz już się przyzwyczaiłem, że normalność tak właśnie tu wygląda.
Od 2011 roku może jej doświadczać jeszcze więcej Polaków - zniknęły ograniczenia na niemieckim rynku pracy. Czy Niemcy obawiali się fali imigrantów znad Wisły?
Ograniczenia wynikały z niezrozumiałego uporu rządu federalnego, oczywiście nieuzasadnionego, jak się okazało. Rządy krajów związkowych, również tych przygranicznych, jak Berlin czy Brandenburgia, a także środowiska gospodarcze były za liberalizacją. Ale generalnie nie był to temat, który wzbudzałby emocje czy szczególne zainteresowanie mediów.
"Mieszkańcy nie chcą podnoszenia statusu swych dzielnic do poziomu, na który nie byłoby ich stać. Chcą mieszkać w dalszym ciągu w swoich starych kamienicach, w swojej dzielnicy, za te same niewielkie pieniądze", fot. ingimage.com |
Temat Polaków za granicą to zwykle trudny temat. Polak zawsze potrafi znaleźć sobie drogę pod górkę. W przypadku Berlina tą górką jest bliskość Polski. Bardzo wielu rodaków pracuje i mieszka w Berlinie, ale w każdy weekend obowiązkowo gna do kraju. Takie życie jedną nogą tu, drugą tam oczywiście do niczego dobrego nie prowadzi. Polacy stanowią tu co do liczebności drugą po Turkach grupę narodowościową (ok. 130 tysięcy), lecz ich udział w życiu publicznym jest znikomy. Jak wielu twierdzi, „oni tu tylko śpią”.
Skoro już mowa o spaniu - władze wielu europejskich miast zachodzą w głowę, jak szybko i niedrogo powiększyć zasób mieszkań. Tymczasem Niemcy zasłynęli procesem wyburzania wielkich bloków mieszkaniowych, na które nie ma chętnych. Czy w tym mieście naprawdę nie ma problemu ze znalezieniem mieszkania?
Nie, problemu z tym raczej nie ma. Rynek jest bardzo duży i elastyczny. Oczywiście, jeśli ma się bardzo konkretnie wyspecyfikowane wymagania, to wymarzonego lokum można szukać długo. Ale w każdej chwili na berlińskim rynku jest w ofercie kilkadziesiąt tysięcy domów i mieszkań. Inna sprawa, że aby zamieszkać w jednych z nich, trzeba przejść coś w rodzaju wieloetapowego castingu, podczas gdy na inne praktycznie nie ma chętnych.
"Niemcy w tej chwili nie zaciskają pasa ani bardziej, ani mniej niż w latach poprzednich. Takie doraźne działania spowodowane krótkowzroczną polityką są tu rzadkością", fot. ingimage.com |
Jednocześnie powstają też nowe inwestycje, stare budynki są kupowane przez inwestorów i całkowicie modernizowane. Często taki proces obejmuje całe ciągi ulic. Zjawisko to, zwane gentryfikacją, budzi w Berlinie ogromne emocje i co za tym idzie, protesty. Mieszkańcy nie chcą podnoszenia statusu swych dzielnic do poziomu, na który nie byłoby ich stać. Chcą mieszkać w dalszym ciągu w swoich starych kamienicach, w swojej dzielnicy, za te same niewielkie pieniądze.
Nie ma zatem zachłystywania się nowoczesną deweloperską architekturą, jaka systematycznie zalewa kolejne polskie osiedla?
Berlińczycy zawsze kochali Altbau, czyli stare budownictwo, najchętniej z czasów secesji. Mieszkania w takich pięknie odrestaurowanych wnętrzach, w dobrych dzielnicach są tu najdroższe.
Te najpopularniejsze dziś osiedla to...?
Obecnie wśród młodych rodzin z dziećmi modny jest Prenzlauer Berg, wśród osób ze środowisk ekologiczno-artystyczno-multikulturowych (a są tutaj takich setki tysięcy) - Kreuzberg. Z kolei studenci ostatnio chętnie mieszkają w Friedrichshain. I wszystkie te dzielnice to wspomniana stara zabudowa.
W tym dawnym symbolu Zachodu nie widać zatem popularnych choćby za oceanem gated communities - zamkniętych osiedli?
Nie, absolutnie nie!
Niektórzy chętnie grodzą się od sąsiadów.
Po co? "To jakiś dziwak", powiedziałby tu każdy o takim lokatorze, nikt nie chce być przecież izolowany. Często nie ma też płotów przy domach, wystarcza symboliczny niski żywopłot.
Symbol domu na przedmieściach. Berlin rozrasta się intensywnie, wchłaniając kolejne sąsiedzkie miejscowości?
Niezupełnie. Liczba mieszkańców Berlina przez ostatnie 20 lat praktycznie się nie zmieniła. Pozostaje na stabilnym poziomie 3,5 miliona. I to jeszcze jedna specyfika tego miasta. A kolejną jest to, że w tej metropolii stoi do dyspozycji mnóstwo niewykorzystanych terenów pod zabudowę, zwłaszcza we wschodniej części miasta. To efekt zniszczeń wojennych i późniejszej niewydolności komunistycznej gospodarki.
Porozmawiajmy jeszcze o cenach lokali. Ceny berlińskich mieszkań poszły w dół?
Nie, dlaczego w dół? W większości dzielnic, zwłaszcza tych lepszych, poszły w górę, nawet o kilkanaście procent w ciągu ostatnich 5 lat. Ale i tak są znacznie tańsze niż w wielu miastach polskich, a już na pewno w innych europejskich metropoliach. Całkiem ładne 50-metrowe mieszkanie w przyjemnej dzielnicy można bez większego kłopotu wynająć za około 350 euro/m-c lub kupić za 1000 euro/mkw.
Ale w Berlinie mieszkań się raczej nie kupuje, 85% to mieszkania wynajmowane. Średni czynsz w 2011 roku wynosił 5,21 euro/mkw miesięcznie.
Pozostańmy przy tym temacie niemieckiego domowego budżetu. Niemcy, jak cała Unia, zaciskają pasa. Co drożeje najszybciej lub najbardziej?
Niemcy w tej chwili nie zaciskają pasa ani bardziej, ani mniej, niż w latach poprzednich. Takie doraźne działania spowodowane krótkowzroczną polityką są tu rzadkością. Niemiecka gospodarka jest ze swoim 3-procentowym wzrostem w 2011 r. liderem w strefie euro.
"Berlińczycy zawsze kochali Altbau, czyli stare budownictwo, najchętniej z czasów secesji", fot. ingimage.com |
Najbardziej drożeje to, co i gdzie indziej: energia, paliwo, żywność i właśnie nieruchomości.
Jeśli nie kryzys, co zatem szczególnie zajmuje dziś uwagę mieszkańców Berlina?
Takich zagadnień jest wiele, ale są to zawsze rzeczowe polemiki dotyczące przedmiotu sprawy, a nie, jak to skądinąd znamy, omijające temat, a dezawuujące przeciwnika. Obecnie dyskutowana jest na przykład kwestia uciążliwości tras samolotów na nowym, wielkim lotnisku, które zostanie otwarte już w czerwcu. Od dwóch miesięcy mamy w Berlinie nowy rząd – do rządzącej koalicji z SPD w miejsce postkomunistów weszła CDU, wiele osób liczy na poprawę, zwłaszcza w dziedzinie porządku publicznego. W zeszłym roku lewacy podpalili w Berlinie prawie 500 samochodów, w większości tych droższych. Do tego dochodzą jak zwykle nigdy niewyczerpane tematy ekologii i integracji.
Jaki jest więc to miasto? Krótko i dosadnie określił to rządzący od 6 lat burmistrz Klaus Wowereit „biedne, ale sexy”. I te słowa poszły w świat.
Dziękuję za rozmowę.