W trzecim kwartale japońska gospodarka ponownie się skurczyła, co z formalnego punktu widzenia oznacza już recesję. Dla obiecującego cud gospodarczy premiera Shinzo Abego to spory problem.


W lipcu, sierpniu i wrześniu PKB trzeciej największej gospodarki świata spadł o 0,4% w ujęciu kwartalnym i 1,2% w ujęciu rocznym. W efekcie w ujęciu zannualizowanym japoński PKB okazał się o 1,6% niższy, co wobec rynkowego konsensusu na poziomie 2,1% stanowi sporą niespodziankę.
Jest to już drugi z rzędu kwartał spadku PKB w Kraju Kwitnącej Wiśni i choć wówczas był to głównie efekt odreagowania konsumentów na podniesienie stawki podatku od sprzedaży (z 5% do 8%), to dziś większość komentatorów przywołuje podręcznikową definicję recesji, która mówi o dwóch kolejnych kwartałach spadku PKB.

Na opublikowane dziś dane o PKB największy negatywny wpływ miało zmniejszenie stanu zapasów – co każe sądzić, że w odpowiedzi na słaby popyt, japońskie firmy ograniczają produkcji – oraz zaobserwowano spadek inwestycji sektora prywatnego. Czynników tych nie były w stanie zrównoważyć ani rosnące wydatki rządowe, ani wzrost eksportu, którego pozytywny wpływ na PKB został ograniczony wzrostem importu.
Jak wyliczył Bloomberg, nominalny PKB Japonii w cenach bieżących również spadł drugi kwartał z rzędu, co na przestrzeni ostatniej dekady zdarzyło się już pięciokrotnie. W rezultacie wskaźnik ten od historycznego szczytu z 1997 r. wciąż dzieli aż 7,9%.
Osunięcie się japońskiej gospodarki po podniesieniu podatku od sprzedaży nie jest niczym nowym – taki scenariusz zrealizował się już w 1997 r., a zawirowania w gospodarce doprowadziły wówczas do dymisji rządu.
Rozczarowujące dane makroekonomiczne niemal na pewno przekonają premiera Shinzo Abego do odłożenia w czasie decyzji o kolejnej podwyżce podatku od sprzedaży, która pierwotnie planowana była na październik przyszłego roku. Dość powiedzieć, że jeden z doradców szefa japońskiego rządu stwierdził niedawno, że o podwyżce nie może być mowy, jeżeli w trzecim kwartale wzrost PKB nie przekroczy 3,8%. Wizja przełożenia planowanej podwyżki podatków dodała siły jenowi, który odbił od najsłabszego poziomu od 7 lat. Za jednego dolara wciąż jednak trzeba zapłacić ponad 115 jenów – dla porównania rok temu kurs nie przekraczał 100.
Na bardzo słabe dane z japońskiej gospodarki wyraźnie zareagowała też giełda w Tokio. Indeks Nikkei spadł o 2,95%, przez co osunął się poniżej poziomu 17 000 pkt. i wymazał zwyżki z całego ubiegłego tygodnia.
Michał Żuławiński


























































