Wsiadając do samolotu lecącego do Japonii, spodziewałem się, że najbliższe dwa tygodnie spędzę w kraju nowoczesnym, pełnym dziwactw i jednocześnie zdominowanym przez staruszków. Część stereotypów znalazła potwierdzenie w rzeczywistości, jednak Kraj Wschodzącego Słońca przyniósł równie wiele niespodzianek.
Z dystansu kilku tysięcy kilometrów Japończycy wydają się bardzo uporządkowanym narodem. Osoby, w których świadomości głęboko zakorzeniony jest ten stereotyp, przy pierwszym kontakcie z Japonią mogą odczuć niemały szok. Bowiem tym, co można najłatwiej i najszybciej ocenić, jest architektura i ogólny wygląd miast, a w tych kategoriach w Japonii dominuje chaos. Pomijając już wygląd samych budynków, które często są po prostu brzydkie, w oczy razi brak jakiejkolwiek koncepcji zagospodarowania przestrzennego. 7-piętrowy wieżowiec obok domu jednorodzinnego? W Japonii to norma. Wąskie, brzydkie, mocno różniące się od siebie wysokością budynki – tak wyglądają typowe pierzeje Tokio, Osaki czy Hiroszimy. Dodatkowo między budynkami często wisi mnóstwo kabli, które w Polsce zazwyczaj chowane są pod ziemią. Krajobraz uzupełniają setki banerów i szyldów, w Polsce traktowanych jako dzikie psucie krajobrazu. Harmonia, z którą kojarzona jest stara Japonia, w centrach tamtejszych metropolii nie istnieje.


Niewiele lepiej jest w dzielnicach nieco oddalonych od centrów, gdzie przyciągające oko samochody stoją przed brzydkimi, pozbawionymi ogrodów domkami, upchanymi jeden obok drugiego. Z lotu ptaka całość wygląda nieco jak slumsy. Japończycy nie są biedni, ale zabudowa ich ulic zdaje się zdradzać podstawowe problemy kraju. Po pierwsze gęstość zaludnienia, która w połączeniu z górzystym terenem zmusza do maksymalnego wykorzystywania każdego skrawka terenu. Po drugie niewątpliwie znaczący wpływ na wygląd osiedli ma aktywność sejsmiczna regionu. Japończycy wydają się mieć świadomość, że żywioł w każdej chwili może zabrać ich domostwa.


Wężykiem turysto, wężykiem
Obraz Japonii zaczyna się jednak zmieniać wraz z kolejnymi odbywanymi rozmowami, przeprowadzanymi zakupami czy obserwowanymi sytuacjami. Japończycy rzeczywiście są mocno uporządkowanym narodem. Kolejki stojące wężykiem do pociągów nie są mitem. Na schodach czy chodnikach, szczególnie w Tokio, przechodnie trzymają się lewej strony (w Japonii obowiązuje ruch lewostronny), co znacząco ułatwia poruszanie się po zatłoczonej metropolii. Ulice lśnią czystością, mimo że śmietników jest niewiele. W niektórych dzielnicach Tokio kosz na śmieci może urastać do rangi atrakcji turystycznej.


Porządek, z którym kojarzeni są mieszkańcy Kraju Kwitnącej Wiśni, zakorzeniony jest w kulturze japońskiej. Wpaja się go mieszkańcom wysp od małego. Idzie to również w parze z szacunkiem, który w Japonii widoczny jest na każdym kroku, szczególnie w sklepach. Począwszy od sprzedawców w skrupulatny i zawsze ten sam sposób wyliczających resztę, a następnie wręczających klientowi z uśmiechem reklamówkę zakupów. Przez panie kłaniające się przechodniom mijającym wejścia do restauracji. Po napiwki, a w zasadzie ich brak.
Resztę trzeba, nawet w deszczu
W Japonii panuje prosta zasada: płaci się tyle, ile jest na rachunku i ani jena więcej. Najlepiej podejście Japończyków do tej kwestii obrazuje sytuacja, która przytrafiła mi się podczas korzystania z komunikacji miejskiej w Kioto. Aby przejechać się tamtejszym autobusem, nie potrzebujemy biletu, wystarczy, że wychodząc, wrzucimy kierowcy wyliczoną kwotę (w autobusach są maszyny do rozmieniania pieniędzy). Ten każdemu z osobna odpowiada „arigato” („dziękuję”) i następnie rusza dalej. Ja jednak wrzuciłem 40 jenów za dużo. Kierowca, gdy to spostrzegł, wyszedł za mną na deszcz i wręczył mi resztę, mimo że kiwałem mu z daleka, że nie trzeba. Zrobił to oczywiście z uśmiechem i ukłonił się na koniec. W Europie rzecz raczej nie do pomyślenia.
Japońskie reszty i ceny to zresztą bardzo ciekawa sprawa. Po pierwsze w Japonii nie spotyka się raczej znanego z Polski marketingowego fetyszu kończącej cenę dziewiątki. Jeżeli sprzedawca wycenia towar na 800 jenów, to kosztuje on 800, a nie 799 jenów. Z drugiej strony nie brak cen typu 122 czy 254 - niektórzy japońscy sprzedawcy po prostu nie zwracają uwagi na końcówki. Mimo to ani razu nie spotkałem się z sytuacją, gdy ktoś próbował mi „być winnym jena”.


Turysta wybierający się do Japonii powinien mieć jednak świadomość kilku podstawowych faktów związanych z pieniędzmi. Po pierwsze ceny pokazywane w restauracjach często nie zawierają 8-procentowego podatku. Pierwsza wizyta w „suszarni” czy „ramenowni” może się więc okazać zaskoczeniem. W sklepach spożywczych z kolei pod towarem umieszczone są zazwyczaj dwie ceny: bez podatku i z podatkiem. Dla mnie to ciekawa koncepcja, klient bowiem nie zapomina, że z każdej wydanej przez niego sumy, część idzie na finansowanie państwowej machiny.
Kto wymieni moje franki?
Od państwowej machiny blisko do biurokracji, a ta w Japonii – przynajmniej z punktu widzenia turysty – wydaje się rozbudowana. Szczególnie ciekawą formę przyjęła ona w procesie wymiany waluty. W naszym przypadku były to akurat franki, których w kantorach (jest ich niewiele) nie chciano przyjąć. Skorzystaliśmy więc z rady i udaliśmy się do banku (jest ich niewiele), gdzie cały proces wymiany, wraz z przeglądaniem książki z walutami świata, wypełnianiem formularzy z pytaniami „po co Ci jeny?” etc. zajął blisko trzy kwadranse. Prędkość godna Shinkansena… Brakujące jeny lepiej więc uzupełniać wypłatami z bankomatów, choć i to nie jest łatwe. Wiele maszyn nie przyjmuje kart spoza Japonii, trzeba więc szukać konkretnych bankomatów, które nas obsłużą.
Te znajdziemy choćby w niektórych tzw. convenience stores, tj. 7-Eleven, Lawson czy witający klientów charakterystyczną muzyką FamilyMart. Obok bankomatów sklepy są wyposażone również w półki z przedmiotami pierwszej potrzeby, napojami, przekąskami i gotowym jedzeniem. Dysponują również mikrofalami, więc zakupione kanapki czy zestawy można podgrzać i popić gorącą, bądź mrożoną kawą. Convinience stores dominują w krajobrazie japońskich miast, brakuje z kolei dyskontów czy sklepów osiedlowych. Ciężko również trafić na sklepy, gdzie kupujemy składniki, a nie gotowy do jedzenia produkt.
Czytaj dalej: Automaty, odlotowe pociągi i kosmiczne toalety >>
Automaty zamiast człowieka, człowiek zamiast znaku
Z drugiej strony ulice pełne są automatów z napojami, rzadziej z przekąskami. Spotkać je można na niemal każdym skrzyżowaniu, często stoją również w miejscach, w których byśmy się ich nie spodziewali, np. w zaułkach czy w środku parku. To jeden z namacalnych dowodów uczciwości Japończyków (wyobraźmy sobie taki automat w środku polskiego lasu…) oraz objawów automatyzacji. Roboty i zaawansowane technologie stanowią kolejny zbiór stereotypów, który, chcąc nie chcąc, zderzył się podczas mojej wyprawy z rzeczywistością.


Czy przetrwał? Nie. Bo choć Japonia usłana jest automatami z napojami, na parkingach nad obowiązkiem zapłaty czuwają wbudowane w ziemię progi-parkingowi, a na sklepowych wystawach spotyka się roboty, z którymi można wejść w interakcję, to w życiu codziennym aż tak mocno automatyzacji nie widać. Jest nawet wręcz odwrotnie. W okolicach atrakcji turystycznych roi się od panów, których jedynym zadaniem jest wskazywanie drogi, bądź kłanianie się i mówienie „arigato”. Postęp podpowiadałby zamontowanie tabliczki… Podobnie jest w przypadku robót budowlanych. Dobrze oznaczone obejście rusztowania potrafi wskazywać trzech świecących się panów, choć równie dobrze ruchem pieszych mógłby nie sterować nikt. Wydaje się, że w Japonii bezrobocie technologiczne zostało zwalczone pracą dla pracy.
Pociągi ze snu i toalety wysokich technologii
Podobnie ambiwalentne uczucia żywię do japońskiej kolei. Ta też zdążyła już obrosnąć mitami, jednak tylko częściowo znajdują one potwierdzenie w rzeczywistości. Symbolem japońskiej kolei jest Shinkansen - sieć przeznaczona dla superszybkich pociągów, które pozwalają sprawnie przemieszczać się pomiędzy największymi miastami. Pociągi są wyjątkowo punktualnie, bardzo wygodne, a na najważniejszych trasach kursują równie często jak tramwaje w największych polskich miastach. Dodatkowo, jeżeli przed przylotem do Japonii zakupi się JR Passa, to z usług Shinkansen można korzystać za stosunkowo niewielkie pieniądze. Cud, który w Japonii istnieje naprawdę.


Sprawnie działa również kolejowa komunikacja aglomeracyjna, nieco gorzej komunikacja z mniejszymi ośrodkami w regionie. Niestety, trasy te często obsługiwane są przez niezbyt nowoczesne składy, z wnętrzami wyjętymi ze starych kolejek metra. Dodatkowo na poziomie regionalnym upada także mit o punktualności japońskiej kolei. Ujrzenie słowa „delay” (czyli „opóźniony”) na tablicy informacyjnej nie jest – jak wynikałoby z obiegowej opinii - wiekopomnym wydarzeniem. Japończykom trzeba jednak oddać, że skrupulatnie informują nawet o najmniejszych opóźnieniach, a te – w przeciwieństwie do opóźnień znanych z polskich torów – rzadko ulegają zmianie.


Nie zawiodły jedynie toalety. Deski sedesowe niczym minikomputerki - kilkanaście przycisków, dźwięki, muzyczki, podgrzewania, podmywania i inne niespotykane w Polsce rzeczy - w Japonii są normą. Nawet, gdy na wyspie Miyajima spędzałem noc w domku urządzonym w typowym starym japońskim stylu, toaletę zdobiła nowoczesna maszyna marki Panasonic.
Czy warto być drugą Japonią?
Kiedyś Lech Wałęsa zapowiedział, że Polska stanie się drugą Japonią. Było to już wprawdzie wiele lat temu, jednak dopiero wizyta w Japonii rozbudziła we mnie pytanie: czy rzeczywiście chciałbym, aby ten scenariusz się ziścił? Japonia odniosła niewątpliwy sukces gospodarczy, szybko podnosząc się po zniszczeniach wojennych. Jako jeden z niewielu okupowanych i demokratyzowanych przez Amerykę krajów, ze stołu operacyjnego zeszła nie tylko żywa, ale i silna. W ostatnich latach kraj jednak pogrążony jest w stagnacji, a demograficzne problemy dają o sobie coraz mocniej znać. Wszystko to sprawia, że obecną Japonię, mimo jej zaawansowania technologicznego i poziomu rozwoju, ciężko jest traktować jako godny naśladowania przykład gospodarczy.


deCo jednak z innymi kwestiami? Japonia z jednej strony jest piękna, jednak jej miasta piękne są jedynie nocą, gdy zmrok i neonowa dyskoteka przykrywają chaos. Japończycy, choć ścisłego wykształcenia można im zazdrościć, są kompletnymi ignorantami, jeżeli chodzi o języki obce. Dogadanie się w sklepie czy na ulicy po angielsku stanowi prawdziwy problem, co – biorąc pod uwagę powiązania i poziom rozwoju tego kraju – może zaskakiwać. Organizacja i dyscyplina Japończyków jest jednak naprawdę godna podziwu. Z tego przykładu powinniśmy moim zdaniem czerpać garściami i to właśnie za tą częścią Japonii będę po powrocie tęsknił najbardziej.