

Grecja nie zapłaci Międzynarodowemu Funduszowi Walutowemu (MFW) kolejnej raty zadłużenia w wysokości 1,6 mld euro - powiedziało w poniedziałek agencji Reutera źródło w greckim rządzie. Termin tej wpłaty mija z końcem czerwca.

Jak zauważa Reuters, potwierdzenie, że Ateny nie dokonają wpłaty świadczy o głębokości kryzysu finansowego, w obliczu którego stoi Grecja.
Greccy ministrowie mówili wcześniej kilkakrotnie, że rząd nie będzie miał funduszy na spłatę raty zadłużenia wobec MFW, jeśli nie dojdzie do porozumienia z wierzycielami i Grecja nie dostanie kolejnej transzy pomocy finansowej. Po tym, jak negocjacje z międzynarodowymi wierzycielami Grecji załamały się w miniony weekend, stało się właściwie formalnością, iż Ateny nie zdołają zapłacić raty - ocenia Reuters.
Agencja dodaje, że brak wpłaty przybliżyłby Grecję do wyjścia ze strefy euro, gdyby Europejski Bank Centralny (EBC) przestał wspierać greckie banki awaryjnym finansowaniem. EBC utrzyma jednak te pożyczki przynajmniej w tym tygodniu - dodaje Reuters.
Premier Grecji: Głosujcie na "nie"
Premier Grecji Aleksis Cipras po raz kolejny wezwał obywateli, by odrzucili w referendum 5 lipca warunki zagranicznej pomocy. W poniedziałek w wywiadzie dla greckiej telewizji odrzucił obawy, że głosowanie na "nie" spowoduje wyprowadzenie Grecji z unii monetarnej.
"Nie sądzę, że ich (międzynarodowych wierzycieli) plan polega na wypchnięciu Grecji ze strefy euro" - powiedział grecki premier.
Podkreślił, że im silniejszy głos odrzucający porozumienie reformy za pomoc, tym silniejsza pozycja negocjacyjna Grecji w jakichkolwiek rozmowach, które mogą nastąpić.
Cipras: nie będę tym, który przeprowadzi dalsze oszczędności
Lewicowy rząd Grecji uszanuje ewentualną decyzję obywateli w referendum ws. kontynuowania, zgodnie z zaleceniami zagranicznych wierzycieli, długoterminowych oszczędności, ale nie będzie tym, który je przeprowadzi - zaznaczył premier Grecji Aleksis Cipras.
W wywiadzie, udzielonym greckiej telewizji w poniedziałek późnym wieczorem, Cipras podkreślił, że wynik referendum dotyczącego porozumienia obejmującego reformy za pomoc zostanie wdrożony w życie, bez względu na to jak się potoczy. Lecz - jak zastrzegł - "jeśli Grecy chcą kontynuować w nieskończoność plany - oszczędnościowe (...), będziemy to szanować, ale nie będziemy tymi, którzy je przeprowadzą".
Cipras zadeklarował gotowość do rozmów z przywódcami europejskimi - w sytuacji, gdy znacznie zadłużona Grecja stoi na skraju bankructwa. Jeśli zaproponowaliby porozumienie w poniedziałek, Grecja zapłaciłaby swój dług we wtorek. "Mój telefon włączony jest cały dzień. Ktokolwiek dzwoni, zawsze odbieram" - dodał.
Cipras podkreśli, że nie zamierza pozostawać premierem za wszelką cenę. Nie powiedział jednak jednoznacznie, co zrobi w przypadku, gdy Grecy w referendum 5 lipca opowiedzą się za kontynuowaniem oszczędności w zamian za pomoc. "Uszanujemy decyzję" - wskazał.
Rząd Grecji, który nie godził się na warunki dalszej pomocy zaproponowane przez międzynarodowych wierzycieli (Komisję Europejską, MFW i EBC) ogłosił w sobotę, że propozycje porozumienia z kredytodawcami podda pod ogólnokrajowe referendum. Ze swej strony euroland odrzucił prośbę Grecji, by wygasający 30 czerwca program pomocowy przedłużyć do czasu referendum, wyznaczonego na 5 lipca.
Bez porozumienia w sprawie reform nie zostanie odblokowana ostatnia transza pomocy dla Grecji w wysokości 7,2 mld euro; bez tych pieniędzy Ateny nie mogą zrealizować swych zobowiązań wobec MFW.
O czym mówią i myślą Grecy dzień po tym, jak im zamknięto banki
W poniedziałek wieczorem w Atenach nie było już widać paniki, jaka ogarnęła ludzi zaraz po ogłoszeniu przez rząd kontroli przepływu kapitałów. Skończyły się kolejki przed bankomatami i wykupywanie makaronu ze sklepów. Zaczęły się dyskusje i protesty.
Podczas gdy na centralnym placu Syntagma przeciwko programowi oszczędnościowemu eurolandu protestowało 25 tysięcy zwolenników lewicowej rządzącej SYRIZ-y, tuż obok w kawiarniach i barach Kolonaki (dzielnicy w centrum Aten) o przyszłości kraju i mającym się odbyć 5 lipca referendum w sprawie kontynuowania bolesnych reform i oszczędności w zamian za dalszą międzynarodową pomoc finansową rozmawiała elita kraju.
"To jest cisza przed burzą, ostatnie dni spokoju" powiedział PAP Epaminondas, siedzący ze swoim partnerem biznesowym Janisem w eleganckiej kawiarni na ulicy Kanari.
"Rozejrzyj się dobrze wokół. Gdyby to było gdzieś w Niemczech, wszyscy by się jeszcze wściekali. Tutaj odwrotnie, pełny relaks. Grecy mają już taki styl, szybko przestają się martwić" dodał Epaminondas. Grek winą za to, co stało się w ciągu ostatnich dni, obarczył greckie umiłowanie wolności i niechęć do kompromisu, a także fakt, że Grek przyparty do ściany traci panowanie nad sobą i robi głupstwa.
"Referendum to rezultat głupstwa, jakie popełnił nasz premier" - analizował sytuację Grecji biznesmen mieszkający na co dzień w Londynie. "Szkoda tylko, że cena będzie taka wysoka" - zastrzegł.
Pochodzący z Krety przyjaciel Epaminondasa dorzucił: "Jesteśmy narodem Greka Zorby. Na Krecie mamy takie przysłowie: niektórym, kiedy są na szczycie góry i patrzą w dół, kręci się w głowie, inni zaczynają tańczyć. My Grecy jesteśmy szaleni. Zobaczysz, im będzie nam gorzej, tym więcej będziemy tańczyć".
"Nas się tak łatwo nie złamie" - podkreślił, dodając że "w przeszłości w Grecji działy się gorsze rzeczy".
W pobliskich małych delikatesach Alfiere ich właściciel Tassos Cakalos kalkulował, na ile dni wystarczy mu włoskich serów i prosciutto. Zastanawiał się także, jakimi greckimi produktami będzie mógł je zastąpić w przypadku, gdyby banki pozostały zamknięte na dłużej.
Cakalos powiedział PAP, że właściwie nie widzi możliwości, by banki zostały otwarte w przyszłym tygodniu. Jego zdaniem w referendum zwycięży obóz rządzący. "Grecy nie znają się na polityce. Od lat są rządzeni przez oszustów, skąd więc mają wiedzieć, o co naprawdę w tym wszystkim chodzi" skomentował właściciel delikatesów. Wskazał, że zapasów w sklepie ma na 20 dni, a potem będzie zmuszony kupować od farmera w Larisie grecki odpowiednik włoskiej szynki, prawie tak samo dobry jak oryginał.
"Myślę, że przez długi czas będą problemy z wysłaniem pieniędzy za granicę, a ja u moich włoskich partnerów od trzech lat z powodu kryzysu za wszystko muszę płacić z góry" ubolewał Cakalos. Mężczyzna nie traci jednak ducha. "Jakoś damy sobie radę. Tu w tej dzielnicy, wszyscy moi klienci są prawie jak rodzina. To wszystko prawnicy i biznesmeni wysokiej klasy. Kochają moje sery i wina" - dodał z nadzieją w głosie.
Mieszkający niedaleko od Alfieri, pracujący dla administracji państwowej absolwent Harvardu, Konstantin, w sklepie Apple oglądał nowe MacBooki. Powiedział PAP, że ma własną teorię ostatnich negocjacji premiera Aleksisa Ciprasa z międzynarodowymi wierzycielami. "To wszystko odbyło się w bardzo dziwny sposób. Taki nagły, niewytłumaczalny zjazd w dół: zerwanie negocjacji, rozpisanie referendum, którego pytanie jest sformułowane w taki sposób, że musi doprowadzić do negatywnej odpowiedzi. Rząd ma w tym jakiś ukryty cel" - mówi. Według niego władze Grecji chcą doprowadzić kraj do wyjścia ze strefy euro i Unii Europejskiej.
Kilkaset metrów dalej, z autobusu na przystanku tuż przy Syntagmie, wysypał się tłum ludzi, którzy przyjechali tu z przedmieść Aten na demonstrację popierającą rząd grecki i inicjatywę premiera. Wśród nich była młoda para Feni i Michalis, zatrudnieni w wojsku. Oboje powiedzieli PAP, że będą głosować przeciw propozycjom KE, ECB i MFW). "Nie jesteśmy przeciwko Unii i chcemy zostać w strefie euro, ale także chcemy, żeby Europa zrozumiała, iż nie możemy zaakceptować więcej cięć i oszczędności" tłumaczyła PAP Feni. "To referendum nie jest przecież na temat naszej przynależności do strefy euro, tylko akceptacji programu, który nas zniszczy" - dodała.
Para słyszała w radiu, że większość europejskich przywódców oświadczyło w poniedziałek, iż referendum w Grecji będzie de facto wyborem między euro a powrotem do drachmy, ale powiedziała, że nie jest stuprocentowo pewna, kto kłamie, eurogrupa czy grecki rząd. "Wiemy, że ktoś mija się z prawdą, ale kto?" - dodał Michalis.
Stojący obok sceny, na której podczas demonstracji występowały znane greckie zespoły, Kostas, wzruszył ramionami, gdy usłyszał, że niedzielne referendum będzie wyborem między euro a drachmą. "Nie jestem przeciwko Europie, ale chcę robić w moim kraju, co mi się żywnie podoba. Europejscy politycy nie mają nic do tego. Może oni tego nie rozumieją, ale Grekowi nie odbiera się wolności" powiedział Kostas.
Wyraził oburzenie z powodu ostatnich wypowiedzi szefa KE Jean-Claude'a Junckera i przewodniczącego PE Martina Schulza. "Co oni sobie właściwie myślą? Schulz mówi, że przyjedzie nas przekonać, żebyśmy głosowali +za+. Jak on śmie? Przecież to nie jego sprawa" - unosi się Kostas.
Za wyjściem ze strefy euro i UE opowiedział się aktywista skrajnie lewicowej Antarsyi (Frontu Greckiej Antykapitalistycznej Lewicy). W ręku trzymał transparent z hasłem żądającym umorzenie greckiego długu. "Pewnie, że my, Antarsya, chcemy wyjść i z eurolandu i z Unii. Chcemy banków dla ludu i żeby wszystko zostało upaństwowione. SYRIZA miała nadzieję, że uda jej się zawrzeć z Europą nowe porozumienie, ale nie udało się. Europa pchała ich z jednej strony, a nas, skrajną lewicę, z drugiej. I była tak przyparta do muru, że musiała pęknąć. A my wygraliśmy i teraz też wygramy" mówił PAP Petros.
awl/ ksaj/ ap/inni/ara/ cyk/