REKLAMA

Filatelistyczna inwestycja - czy warto?

2013-01-15 14:45
publikacja
2013-01-15 14:45
Dla większości zwykła opłata za nadanie listu, dla niektórych synonim najcenniejszego dzieła sztuki, a dla jeszcze innych jedna z form alternatywnego lokowania kapitału - znaczki pocztowe. Czy rzeczywiście można na nich zarobić? Na co zwrócić uwagę rozważając możliwość znaczkowej inwestycji? Czy może ona się w ogóle opłacać?

znaczki
foto: Photodisc / Thinkstock

Najcenniejsze błędy

Filatelistyka, choć to jedynie część jej obszaru, utożsamiana jest z kolekcjonowaniem znaczków pocztowych w ramach popularnego hobby. Zbieractwu podlegają przy tym zarówno egzemplarze i serie znaczków produkowane w celach kolekcjonerskich, jak i te wykonane z myślą o przeznaczeniu czysto pocztowym. Co ciekawe, w kręgu obecnie najcenniejszych egzemplarzy znajduje się wiele znaczków, których powstanie jest wynikiem błędu drukarskiego. Taka geneza ich powstania sprawia, że po wykryciu błędu były one szybko wycofywane ze sprzedaży, przez co ich liczba emisyjna była bardzo ograniczona, a dodatkowo, z racji pomyłki, same w sobie były one wyjątkowe. Przykładem mogą być tu dwa znaczki wydane na Mauritiusie w 1847 roku, tak zwane red penny i blue penny, które zamiast wpisu Post Paid posiadają zapis Post Office. Choć ich nominalna cena to jeden i dwa pensy, to obecnie ich wartość przekracza już okrągły milion dolarów. Podobnie sprawa ma się z wyprodukowanym w Szwecji tzw. Treskilling Yellow z 1855 roku. Jego wyjątkowość polega na tym, że inne znaczki z tej serii są zielone, a ten z racji pomyłki drukarza jest żółty- jego obecna wartość rynkowa to około 3,5 miliona euro. Nieco mniej, bo około miliona dolarów amerykańskich kosztuje Inverted Curtiss Jenny z 1918 roku - na części znaczków serii przedstawiony na nich samolot Curtiss JN-4 wydrukowany został do góry nogami.

Rynek inwestycyjny

 Ile można dorobić, żeby nie stracić emerytury?» Ile można dorobić, żeby nie stracić emerytury?

Ranga niektórych znaczków pocztowych urosła do miana prawdziwych dzieł sztuki, co obrazują przedstawione powyżej ceny najsławniejszych, a jednocześnie najbardziej pożądanych egzemplarzy. Szacuje się przy tym, że w globalnym rynku kolekcjonerskim znaczków pocztowych, wartym około dziesięciu miliardów dolarów, uczestniczy blisko 50 milionów kolekcjonerów. Między innymi właśnie z racji swoich rozmiarów i wartości rynek filatelistyczny staje się coraz bardziej popularnym rynkiem inwestycji alternatywnych.

Choć zakłada się, że stopa zwrotu inwestycji w znaczki pocztowe wynosi około 5-7 procent w skali roku, to jest to dość przekłamany obraz filatelistycznych zysków. Po pierwsze wspomniane zyski wynoszą mniej więcej tyle, ile da się obecnie zarobić na najzwyczajniejszej lokacie bankowej, a po drugie dotyczą określonego typu znaczków. By rozpocząć inwestycje w znaczki nie wystarczy więc jedna wizyta w placówce Poczty Polskiej i zakup arkusza "najzwyklejszych" znaczków, które przez kolejne pięćdziesiąt lat nie zmienią swojej wartości, a później wzrost ten będzie znikomy. Nie zmienia to jednak faktu, że na znaczkach faktycznie da się zarobić. Zyskać można przy tym naprawdę dużo, bo wspominana stopa zwrotu wynieść może nawet kilka tysięcy procent.

Specyfika rynku

Kluczem do sukcesu na filatelistycznym rynku jest, poza sporą dawką szczęścia, po prostu wiedza specjalistyczna. Trzeba wiedzieć co kolekcjonować, które egzemplarze warto zakupić i jaka ma być ich cena zarówno kupna, jak i późniejszej sprzedaży. Nie wystarczy tu jedynie posiadanie żyłki do biznesu. By rozpocząć inwestycje związane z obrotem znaczkami pocztowymi, należy posiadać minimum średnią wiedzę z zakresu historii filatelistyki. Jedynie odpowiednio dobrana, ale i stosownie przechowywana i chroniona kolekcja znaczków przynieść może satysfakcjonujące zyski. Należy przy tym zwrócić uwagę także na to, że bez odpowiedniej znajomości rynku i jego uczestników nie będziemy w stanie pozyskać produktu, który uda się w przyszłości sprzedać z zyskiem. Brak szczegółowego i usystematyzowanego cennika znaczków pocztowych sprawia, że istnieje spore ryzyko przeinwestowania, czyli zakupu znaczka po znacznie zawyżonej cenie. Z drugiej strony doprowadzić to może do tego, że nie będziemy zdawali sobie sprawy z potencjału finansowego proponowanego nam egzemplarza, a przez to z racji niewiedzy po prostu nie kupimy znaczka, którego wartość rynkowa jest znacznie wyższa od proponowanej nam ceny zakupu. Cena znaczków bowiem tylko w części uzależniona jest od ich wieku, a większy wpływ na nią posiada rzadkość występowania danego egzemplarza - może się więc okazać, że potencjalnie nieinteresujący znaczek z 1994 roku będzie, z racji jego niewielkiej liczby emisyjnej, pięciokrotnie droższy od stuletniego znaczka, w przypadku którego do dziś dnia w stanie idealnym zachowało się 15 tysięcy jego egzemplarzy.

W ramach podsumowania stwierdzić należy, że z racji wielości zmiennych i ogromnej wiedzy, którą posiadać muszą osoby zainteresowane inwestycjami w znaczki pocztowe, inwestować w filatelistykę winni zaznajomieni z tematyką pasjonaci lub osoby, które z założenia gotowe są do poświęcenia znacznej ilości czasu, pozwalającego na poznanie i zrozumienie tego bardzo specyficznego i trudnego rynku inwestycyjnego.

Portal Skarbiec.Biz

Źródło:
Tematy
Plan dla firm z nielimitowanym internetem i drugą kartą SIM za 0 zł. Sprawdź przez 3 miesiące za 0 zł z kodem FLEXBIZ.
Plan dla firm z nielimitowanym internetem i drugą kartą SIM za 0 zł. Sprawdź przez 3 miesiące za 0 zł z kodem FLEXBIZ.
Advertisement

Komentarze (2)

dodaj komentarz
tomasz86
Kolekcjonowanie znaczków to zajęcie dla prawdziwych pasjonatów. Jeśli ktoś kupuje znaczek z myślą: "Sprzedam go za rok i zarobię fortunę.", znaczy że nie rozumie tego hobby. Owszem można się na kolekcjonowaniu wzbogacić (i to dość sporo), ale trzeba poznać rynek, pojeździć na wystawy i zawody, odkryć miejsca gdzie pojawiają Kolekcjonowanie znaczków to zajęcie dla prawdziwych pasjonatów. Jeśli ktoś kupuje znaczek z myślą: "Sprzedam go za rok i zarobię fortunę.", znaczy że nie rozumie tego hobby. Owszem można się na kolekcjonowaniu wzbogacić (i to dość sporo), ale trzeba poznać rynek, pojeździć na wystawy i zawody, odkryć miejsca gdzie pojawiają się perełki. Ja swoją przygodę zacząłem od zakupu kolekcji, którą następnie uzupełniałem. To jest dobry sposób na start. Interesuję się rodami królewskimi - dlatego wybrałem taką tematykę. http://www.hanmart.pl/pl/158996-krolowie-i-krolowe tutaj kupiłem pierwsze znaczki- nie chciałem wydawać majątku nie wiedząc czy złapię bakcyla. Złapałem.
~Bujda
Tekst napisany dla totalnych amatorów i bez wielu ostrzeżeń:

a) Ilość podróbek jest znacznie większa niż w przypadku dzieł sztuki, łatwiej je też przygotować. Procesy matowienia i przyspieszenia odbarwienia/żółknięcia papieru jest bardzo łatwo jest wywołać
w domu. A specjaliści nie dysponują laboratoryjną aparaturą chemiczno-
Tekst napisany dla totalnych amatorów i bez wielu ostrzeżeń:

a) Ilość podróbek jest znacznie większa niż w przypadku dzieł sztuki, łatwiej je też przygotować. Procesy matowienia i przyspieszenia odbarwienia/żółknięcia papieru jest bardzo łatwo jest wywołać
w domu. A specjaliści nie dysponują laboratoryjną aparaturą chemiczno-fizyczną aby takie fałszywki rozpoznać (wynajęcie mikroskopu elektronowego nie jest tanie)

b) Na polskim rynku podrabiane są nie tylko znaczki, ale też podpisy osób weryfikujących autentyczność.

c) Cały rynek i ceny są "kontrolowane" z wewnątrz. Tylko Ci z wewnątrz naprawdę zarobili. Wyższa cena za błąd? Za wycofany znaczek? A w takim razie skąd ktoś wprowadził te wycofane znaczki do obrotu? Ktoś je "wziął" z poczty gdy były wycofane. Ktoś pracujący przy produkcji wywoływał błędy, potem je wykradł, potem został handlarzem, za łapówkę doprowadził do wprowadzenia znaczka w katalogu, przez co wmówił innym że warto go kupić, zarobił majątek i więcej tych znaczków już nie miał. Handlarze mają całe arkusze znaczków z błędami, o innych rzadkich kolorach. Skąd mają cały arkusz? Albo sami pracowali na poczcie, albo znajomi. A na rynku nie ma żadnej "niezależnej" kontroli. Weryfikatorzy sami sprzedają znaczki i sami ustalają reguły rynku. A frajerzy kupują znaczki które pokarze im profesjonalista/katalog.

Pojawił się na rynku znaczek z lat 80-tych z jakimś nowym, nieskatalogowanym poprzednio błędem? Dlaczego dopiero teraz? Jest statystyka, to przecież różnych błędów jest więcej. Dlaczego właśnie ten błąd wprowadzono do katalogu? Każdy próbuje przeforsować błędy na "swoich" arkuszach! I specjalista nie może wprowadzić zbyt wielu błędów na rynek, bo jego arkusze będą tańsze. To najbardziej oszukańczy rynek handlu, fałszerstwa, kradzieże, zmowy, układy.

d) Najlepsze na koniec. Ten rynek ma końcową datę ważności. Sztuka (obrazy i rzeźby) będzie zawsze w cenie, bo jest niezależna, dla każdego. Powstaje też nowa sztuka, rynek się odnawiam.

Ale nowe znaczki (nawet 1995) są bez wartości z powodu olbrzymiego nakładu. Więc zostało pole tylko dla oszustów nie ma naturalnego rynku. W okrasie kiedy ojciec się tym interesuje (45lat) afer w tej branży były setki. Ujawnienie przekupstw, kradzieży, ustawień i coraz mniejszy rynek, umieranie branży.

A młodzi się tym nie interesują. Tylko dziadkowie i ojcowie. Kiedy umrze filatelista to młodzi to odziedziczą, tylko garstka będzie się tym dalej interesować. Już teraz nikogo młodego to nie interesuje, bo rynek nie ma kontroli. Nowoczesna inwestycja to pewna i kontrolowana inwestycja. To nie spełniało zasad nigdy, starym to nie przeszkadzało, dali się nabierać, oszukiwać.

Ja nie dałbym 100zł za kolekcję mojego ojca. Kto to kupi? Są potwierdzenia weryfikatorów, leżą klasery i arkusze dobrze zabezpieczone, ale po co komu te świstki papieru? Młodzi tego nie kupią, starych już nie będzie. Umrą obecni filateliści, umrze cały rynek, nie będzie popytu, pozostanie ogromna podaż potencjalnych oszustów i opłacanych, przekupnych weryfikatorów i handlarzy którzy kontrolują rynek.

Powiązane: Pomysł na biznes

Polecane

Najnowsze

Popularne

Ważne linki