

Zatrudnia się ich na chwilę, ale wspomina latami. Fachowcy, dla których zapłata jest zawsze za niska, czasu zawsze za mało, a koledzy po fachu to zwykli partacze. O ekipach remontowych krążą legendy. Jak wybrać zespół, który spełni swoje zadanie i zaoszczędzi nam nerwów?
“Kierowniczko!” to jeden z ulubionych zwrotów używanych przez ekipy budowlane. Śmieszny na początku, z każdym kolejnym tygodniem remontu staje się jednak przekleństwem, którego od pewnego momentu nie chce się już słyszeć. Są jednak sytuacje, w których bez fachowców obyć się trudno. Z kolejnymi remontami wracają więc, a wraz z nimi te same co zawsze problemy.
Słowo remonciarza!
Pobożnym życzeniem każdego planującego remont jest zrobić go szybko, tanio i zgodnie z planem. Niestety gdzieś pomiędzy drabiną a wiaderkiem ścierają się dwie przeciwstawne polityki. Na oszczędność i pośpiech inwestora lubią nakładać się niechlujność, kombinatorstwo albo nadmierna kreatywność zleceniobiorców. Finał może mieć różną postać - trwać wieki, kosztować dwukrotnie więcej lub w niczym nie przypominać pierwotnej idei. Do tej „wojny domowej” można się jednak przygotować.
Generalizowanie bywa krzywdzące, ale trudno tego nie robić, gdy niemal każdy przypadkowo zapytany albo doświadczył trudów współpracy z ekipami remontowymi, albo zna kogoś, kto tej wątpliwej przyjemności doznał. Szybka sonda przeprowadzona na potrzeby tej publikacji w zebranym ad hoc gronie potwierdza, że obawy co do fachowości niektórych budowlańców nie są bezzasadne. Wśród najczęstszych zarzutów pojawiają się niesłowność i nieterminowość.
– Dysponowaliśmy sprawdzoną, godną zaufania ekipą remontową składającą się z członków bliskiej rodziny, którzy rozumieli naszą sytuację i pomogli nam przeprowadzić remont szybko, pracując każdego dnia po 10-11 godzin. Sprawili się zawodowo – rozpoczyna swoją opowieść Kaśka, która z ekipą fachowców remontowała mieszkanie kupione w wielkiej płycie. Zaraz jednak uzupełnia: – Nie obyło się również bez dodatkowych specjalistów zewnętrznych, których z kolei nie wspominamy dobrze, mimo że wybraliśmy ich, opierając się na rekomendacji innych. Okazało się na przykład, że jeden z nich przyszedł do nas, rozpoczął pracę, a po wykonaniu tylko jej części wyszedł. Wrócił następnego dnia po południu, tłumacząc się, że musiał skończyć robotę u poprzedniego zleceniodawcy. Koszmar!
Fot. ThinkStock
W podobnym tonie wypowiada się Paweł, który niedawno przygotowywał do użytku nowe, deweloperskie mieszkanie. – Ekipy remontowej nie szukaliśmy długo - została polecona przez znajomych. Niestety, nie sprawdziła się. Pracownicy byli niesumienni, często nie pojawiali się w pracy, bo jednocześnie wykonywali klika zleceń, wskutek czego wykańczanie mieszkania trwało dobrych kilka miesięcy... Sytuacja szybko przybrała kuriozalny obrót. – Naszą największą frustracją związaną z remontem była obawa, że on nigdy się nie skończy. Doszło do sytuacji, że musieliśmy przeprowadzić się do mieszkania, w którym ciągle trwał remont. W sobotę rano, zamiast porządnie się wyspać, parzyliśmy budowlańcom kawę i zastanawialiśmy się, jak się tu się szybko ulotnić – wspomina. Zmartwienie jeszcze do przełknięcia, jeśli remont, choć trwa długo, kosztuje tyle, ile powinien. Z reguły jednak do straconego czasu trzeba doliczyć też utracone środki.
Remont - impreza wysokiej ceny
Dotrzymanie pierwotnie założonego kosztu remontu graniczy z cudem. Trudno spotkać kogokolwiek, komu się to udało, różnice dotyczą tylko skali przeszacowania. Rekordziści, jak Paweł, podwajają kwotę z kosztorysu. Najczęściej jednak od niemiłego zaskoczenia może uchronić nas założenie choćby 20-procentowego buforu finansowego. W razie braku rezerwy, remont może skończyć się cięciem wydatków.
Na pierwszy rzut oka wydaje się, że stawki w branży są podobne, ale doświadczenie pokazuje, że można płacić mniej, nie rezygnując z jakości. – Koszty fachowców, których wynajmowaliśmy we Wrocławiu, były o wiele wyższe od obowiązujących w mniejszych miejscowościach, takich jak ta, z której pochodzimy. Warto więc szukać ekipy poza dużymi miastami, gdzie specjaliści od remontów bardzo się cenią – podpowiada Kaśka.
– Poprzedni remont przerabiałem 10 lat temu, więc realia trochę się zmieniły. Kosztował o 50 proc. więcej niż się spodziewaliśmy, a trwał dwa razy dłużej – wspomina Michał, dzisiaj jakby bardziej świadomy, że w remontowych potyczkach nie bez winy są i sami inwestorzy.
Wyższy stan przedremontowej świadomości
– Ponieważ nie dysponowaliśmy środkami, które wystarczyłyby na kompleksowy remont całego mieszkania, a nie chcieliśmy jeszcze bardziej się zadłużać, postanowiliśmy podzielić prace na dwie tury. Początkowo wyremontowaliśmy pokoje, kuchnie i korytarz. Druga tura prac odbyła się kilka miesięcy później i obejmowała remont łazienki. Z perspektywy czasu oceniam to jako błąd – wspomina inwestorka, która w krótkim czasie zafundowała sobie dwukrotny remont. A dwukrotny remont to potencjalnie podwójne problemy.
Nie na darmo mówią, że lepszy znany wróg niż nieznany, dlatego do remontu wypada przygotować się nie gorzej niż sami fachowcy. W związku z tym, że nawet prowadzenie prac z pomocą rodziny może być brzemienne w skutkach (patrz konflikt jako konsekwencja rozbieżnych oczekiwań lub błędnego efektu końcowego), uniwersalnej metody wytypowania ekipy remontowej nie ma. W osiągnięciu sukcesu może pomóc kilka powtarzanych przez inwestorów – niestety dla nich samych, post factum - wskazówek:
- zapoznać się z efektem wcześniej wykonywanych prac (nie jednej, a kilku),
- przygotować szczegółowy kosztorys planowanych prac i zakupów,
- upewnić się co do jakości używanych do remontu materiałów,
- ustalić, kto ponosi koszty wyżywienia, ewentualnego transportu, jeśli konieczny jest dojazd z innej miejscowości,
- rozmówić się co do odpowiedzialności za dostarczenie wszystkich niezbędnych do remontu urządzeń i narzędzi,
- określić termin realizacji przedsięwzięcia,
- zawrzeć pisemną umowę i zdefiniować konsekwencje niewywiązania się z niej,
- a jeśli to możliwe – skonfrontować własne przypuszczenia z tymi, którzy korzystali z usług tego samego zespołu.
– Jeśli ekipa jest sprawdzona, ryzyko jest trochę mniejsze – daje się słyszeć od tych, którzy mają za sobą po kilka remontowych przepraw. Inni uzupełniają: – Korzystać z polecenia znajomych – tak, ale tylko tych, u których remont się już zakończył, najlepiej jakiś czas temu. Wtedy wiadomo, jakie niedoróbki ujrzały światło dzienne po czasie i czy ekipa jest dobra – sugeruje Michał, u którego ekipa miała za zadanie odremontowanie mieszkania w starym budownictwie.
Tę metodę chwali też Kuba, który korzystał z pomocy osławionego już w rodzinie Pana Wiesława. – Pan Wiesław zrobił wielką robotę, sprawdził się w stu procentach, uniknęliśmy dzięki niemu wielu przykrych przygód, o których słyszeliśmy, że zdarzają się w przypadku ekip budowlanych.
Rekomendacje lubią się jednak nie sprawdzać. Choćby dlatego, że każdy remont to inne zadanie, inni inwestorzy i inna kwota do zapłaty. – Ekipę mieliśmy nagraną i sprawdzoną przez rodzinę. U nas sprawdziła się na początku, ale przy wykończeniu zaczęła zawodzić – zapewne dlatego, że już zaczynała inną robotę – wspomina Michał. – Grzechy? Klasyczne: niesłowność i optymizm terminowy. Przesadny optymizm to również, zwłaszcza przed startem prac, grzech inwestorów. – Jesteśmy jeszcze przed remontem – raportuje Hania. – Póki co, mamy umówioną firmę, wybrane materiały. Ekipę znaleźliśmy, wypytując znajomych - chcieliśmy kogoś sprawdzonego i godnego polecenia.