Włoski bank UniCredit wyemitował 10-letnie obligacje za miliard euro, oferując zaledwie 2,125% rocznych odsetek. Nabywców nie zabrakło. Kupujący zapewne liczą, że odsprzedadzą te papiery największemu jeleniowi na rynku – czyli Europejskiemu Bankowi Centralnemu, kierowanemu przez Włocha Mario Draghiego.
O kłopotach największego włoskiego banku mówi się od miesięcy. Od początku roku wartość rynkowa UniCredit stopniała o 57%.
Po rynku krążą spekulacje, że Włosi pilnie potrzebują kapitału. Kilka dni temu gazeta „La Republicca” donosiła, że UniCredit planuje emisję akcji za 13 mld euro.
Jak na razie Włosi zajmują się przede wszystkim wyprzedażą aktywów. W zeszłym tygodniu w błyskawiczny sposób sprzedali 20% w FinecoBanku. W trakcie weekendu PZU potwierdziło plotki, że prowadzi rozmowy w sprawie zakupu udziałów w banku Pekao.
Kierownictwo UniCredit nie ogranicza się do reperowania bilansu po stronie kapitałów, ale też emituje instrumenty dłużne. 17 października bank pochwalił się emisją niezabezpieczonych obligacji 10(!)-letnich z bardzo niskim (jak na Włochy) kuponem 2,125% sprzedanych po 99,644% wartości nominalnej. Dla porównania, rentowność 10-letnich obligacji skarbowych Republiki Włoskiej wynosi ok. 1,4%.
Oferta UniCreditu cieszyła się stosunkowo wysokim powodzeniem. Po unicreditowe 10-latki zgłosiło się 120 inwestorów instytucjonalnych (głównie fundusze inwestycyjne, ale też zakłady ubezpieczeń i banki), którzy chcieli nabyć papiery za 1,8 mld euro.
To nie pierwsza tak spektakularna emisja włoskiego długu w ostatnim okresie. Ledwie dwa tygodnie temu Włochy sprzedały obligacje 50-letnie. Mimo rekordowo niskich rentowności inwestorzy rozchwytują każdy papier przynoszący nieujemną stopę zwrotu, o co w erze represji finansowej jest coraz trudniej.
Wydawać by się mogło, że kupowanie tego typu obligacji to recepta na pewną stratę. Pewne tak, ale tylko gdy trzyma się je do dnia wykupu (albo i jego braku). Natomiast kupno jakiegokolwiek długu spełniającego kryteria „zakupowalności” Europejskiego Banku Centralnego może się okazać niezłym interesem. Od półtora roku EBC kupuje wszystko, co się (jeszcze) rusza: głównie obligacje krajów strefy euro (poza Grecją), ale także dług korporacyjny.
Instytucja kierowana przez Włocha Mario Draghiego występuje w klasycznej roli „ostatniego jelenia” – czyli podmiotu, który kupi każdy papier po każdej cenie. EBC kupuje, bo musi, aby zrealizować ustalony przez siebie cel w wysokości 80 mld euro miesięcznie. EBC nie musi przejmować się cenami – płaci przy pomocy pieniędzy, które sam kreuje. A że na rynku powoli kończą się obligacje wysokiej jakości (np. papiery skarbowe Niemiec), spekuluje się, że EBC rozszerzy listę skupowanych aktywów. W tym kontekście zakup obligacji UniCredit może się okazać świetną inwestycją.


























































