Niewiele jest tak kontrowersyjnych instytucji jak UOKiK. Antymonopolowy urząd ma dbać o wzrost uczciwej rynkowej konkurencji i chroni zbiorowe interesy konsumentów. Surowo przy tym karze przedsiębiorców, którzy mieli pecha trafić pod lupę inspektorów.
Prawie 11 mln zł kary ma zapłacić właściciel nc+ za naruszenie zbiorowych interesów konsumentów podczas łączenia dwóch platform telewizji cyfrowych. Skądinąd zgodę na to połączenie wydał właśnie UOKiK. Owa zgoda jest obecnie powszechnie krytykowaną decyzją, ponieważ bardzo mocno zmniejszyła konkurencję wśród platform cyfrowych.
Niedawno okazało się, że 2,3 mln zł kary ma zapłacić Samsung za swój spot reklamowy. Firma reklamowała telewizory, jakoby sugerując, że jest to część rządowej kampanii informacyjnej nt. cyfryzacji. Rzecznik Samsunga powiedział, że firma przyjęła decyzję Urzędu "z żalem i niezrozumieniem". W obu tych przypadkach przedsiębiorcy zostali postawieni przed faktem dokonanym i nawet mimo współpracy przy usuwaniu zakwestionowanych działań nie uniknęli kary.
Urzędnik oceni
Jeżeli o jakiejś firmie lub branży robi się głośno w mediach, a przy tym kontekst jest negatywny, jest wysoce prawdopodobne, że do akcji szybko wkroczy UOKiK. Przedsiębiorcy, którzy na własnej skórze odczuli surowość Urzędu, oficjalnie unikają krytyki, ale poza mikrofonem przyznają, że pozycja nadzorcy jest wszechwładna, a ewentualne kary traktują jak dopust boży. Przy braku dobrej woli prawie każdą reklamę można zakwestionować.
Urząd jest niczym policja, prokurator i sędzia w jednym: tropi, oskarża i karze firmy, które swoją reklamową działalnością naruszają abstrakcyjne normy społeczne i trudne do zdefiniowania interesy Kowalskiego. Kontrola pojawia się równie niespodziewanie jak hiszpańska inkwizycja, a ponieważ nikt nie wie, jakim tematem media i Urząd, zajmą się za tydzień, żaden przedsiębiorca nie może spać spokojnie. Szczęśliwie dla polskich przedsiębiorców od decyzji UOKiK-u można się jeszcze odwołać do sądu, bo w przypadku inkwizycji pozostawał już tylko sąd boski.
Paragraf zawsze się znajdzie
Uznaniowość przepisów, na podstawie których urząd ocenia reklamy, jest porażająca. Wielomilionowe kary mogą zostać nałożone na każdego przedsiębiorcę, którego reklamy "są sprzeczne z dobrymi obyczajami" i równocześnie "w istotny sposób zniekształcają lub mogą zniekształcić zachowanie rynkowe przeciętnego konsumenta przed zawarciem umowy, w trakcie jej zawierania lub po jej zawarciu".
Warto zwrócić uwagę na te zapisy, ponieważ naprawdę są to wytyczne, którymi kieruje się UOKiK przy ocenie reklam. "Dobre obyczaje" to niejasne sformułowanie, które przewija się przez polskie kodeksy. Zostawia ogromne pole do interpretacji i oceny uznaniowej, tworząc pole do długoletnich i kosztowych sporów sądowych, w których na biegłych należałoby powoływać językoznawców.
Drugie kryterium odwołuje się do reklam, które "w istotny sposób MOGĄ zniekształcić zachowanie rynkowe przeciętnego konsumenta przed zawarciem umowy". Oznacza to, że samo uznaniowe domniemanie, że jakikolwiek przekaz reklamowy może potencjalnie "zniekształcić" decyzje "przeciętnego konsumenta", jest wystarczającym pretekstem do uznania winy reklamodawcy. Na podstawie tak nieprecyzyjnych kryteriów można zakwestionować większość emitowanych reklam.
Problem polega na tym, że z jednej strony potrzebna jest instytucja dbająca o to by odbiorca reklam nie był w nich okłamywany. Z drugiej mało precyzyjne kryteria oceny i doboru reklam oraz używanie sankcji karnych zamiast prewencji powodują, że działania urzędników są często nieadekwatne, a przez to, w skali całego systemu, nieskuteczne.
Zdelegalizować, zakazać, zapomnieć
Obecnie UOKiK wziął na tapetę parabanki i po zbadaniu ich reklam zapowiedział przeanalizowaniu zapisów umów oraz wysokości oprocentowania pożyczek. W ten sposób urzędnicy starają się odpokutować przespanie afery Amber Gold. Gdańska firma przez ponad 3 lata reklamowała lokaty w złoto, które, jak się okazało, nie miały nic wspólnego ani z bezpieczeństwem bankowej lokaty, ani ze złotem.
Działania UOKiK mogą się wydawać nieco chaotyczne i doraźne. Niestety, wśród urzędników bywa to normą. Można mówić już o pewnym schemacie - urzędy przez długi czas nie widzą problemu społecznego, a gdy nagłośnią go media, wszystkie siły rzucają do walki z nim, często przereagowując. Niestety krajobraz po interwencji urzędników to z reguły spalona ziemia.
Niezależnie czy problem dotyczył hazardu internetowego, opcji walutowych dla firm, czy kredytów hipotecznych we franku, za każdym razem wypracowanym rozwiązaniem była delegalizacja lub przeregulowanie prowadzące do praktycznego wyeliminowania produktu z rynku. Jest to wylewanie dziecka z kąpielą i w długiej perspektywie będzie skutkować zubożeniem oferty dla konsumenta, w każdym regulowanym aspekcie.
UOKiK czy niewidzialna ręka rynku. Kto karze skuteczniej?
Praktyka pokazuje, że centralne sterowanie rynkiem nie sprawdza się. Wybory konsumentów, którzy potrafią się samoorganizować, są dla firm dużo dotkliwszym argumentem niż urzędowe kary nakładane post factum.
Dlatego zamiast przeprowadzać pokazówki, epatować wielomilionowymi karami i doraźnie tworzyć nowe prawo, należy konsekwentnie egzekwować już istniejące przepisy i edukować wszystkich uczestników rynku. Na przykład walka z potencjalnie nieuczciwymi reklamami, w której UOKiK i tak uda się wyeliminować tylko jedną z tysiąca, byłaby dużo skuteczniejsza, gdyby konsument nie był na nie tak podatny. Do tego potrzebna jest edukacja i budowanie świadomości konsumenckiej, w czym UOKiK mógłby dopatrywać swojej misji.
O tym, że nie warto zadzierać z klientami, przekonała się między innymi nc+, która straciła wizerunek i rzesze abonentów i rakiem zaczęła się wycofywać z kontrowersyjnych zmian. Kara nałożona przez UOKiK, choć zgodna z przepisami, może zostać odebrana już tylko jako kopanie leżącego.
Jarosław Ryba
Bankier.pl