Po 10 latach Unii Europejskiej wiele osób twierdzi, że nic się nie zmieniło, ale to nieprawda. Niestety pod wieloma względami wciąż znacząco odbiegamy od bogatych państw starej unii. Jednym z nich jest wciąż niski wskaźnik zatrudnienia.
Z danych GUS-u wynika, że wskaźnik zatrudnienia w Polsce wciąż jest niższy od przeciętnej w starej UE. W 2004 roku odsetek pracujących osób w wieku 20-64 lata wynosił 57%. Od tego momentu wzrósł on 64,7%. Tymczasem średnia UE 15 wynosi 69,4%, a w całej Unii – 68,4%.
Częściej od kobiet pracują mężczyźni. W ich przypadku wskaźnik zatrudnienia w Polsce od 2004 roku wzrósł z 62,9% do 72%, czyli prawie o 10 pp. To wciąż mniej niż średnia starej UE, która wynosi 75,3%, a UE 28 – 74,5%. W przypadku kobiet postęp był mniejszy. W 2004 roku odsetek pracujących pań wynosił 51,8%, a obecnie 57,5%. Przeciętna starej UE to 63,4%, a UE 28 – 62,3%
O wiele gorzej prezentuje się wskaźnik zatrudnienia osób starszych, czyli ludzi w wieku 55-64 lata. Wśród nich odsetek pracujących wynosi tylko 38,7% podczas gdy w krajach starej UE jest to 50,9%, a UE 28 – 48,8%.
Do 2020 roku 75% ma pracować
W Polsce liczba pracujących wynosi 15,7 mln. Jest to o 1,7 mln więcej niż w 2004 roku. Jedną z przyczyn bogactwa państw starej UE jest stosunkowo duża liczba pracujących. Im więcej osób pracuje, tym większe państwo osiąga dochody. To stosunkowo prosta zależność (oczywiście wykluczając państwa surowcowe, które czerpią gigantyczne zyski z ich sprzedaży).
Unia Europejska chce podnieść wskaźnik zatrudnienia do 75% w 2020 roku. W obecnej sytuacji na rynku pracy może to być bardzo trudne zadanie. Wskaźnik bezrobocia w UE przekracza 11,9%, a wśród młodych sięga ok. 20%. W niektórych krajach np. w Grecji jest to ponad 50%. Jedną z przyczyn tego stanu rzecz są stosunkowo wysokie koszty zatrudnienia, które uniemożliwiają wielu ludziom legalne podjęcie pracy.
Niestety w planach UE nie ma mowy o obniżeniu tych kosztów nawet o 1 pp. Szkoda, bo dotowane miejsca pracy w zasadzie nie powinny być uwzględnianie w statystyce, bo tak naprawdę jest to nic innego jak bezrobocie ukryte.
Łukasz Piechowiak, główny ekonomista Bankier.pl