"500+ motywuje nas do pracy" - ogłosił na pierwszej stronie "Dziennik Gazeta Prawna", powołując się na analizę GUS-u. Opracowanie w celach propagandowych zdążyła już wykorzystać minister Rafalska. Tymczasem badanie absolutnie nie daje podstaw do tak jednoznacznych, a przy tym sprzecznych z wynikami innych analiz czy logiką, wniosków.


W okresie przedświątecznym GUS opublikował raport "Praca a obowiązki rodzinne w II kwartale 2018 r.". Przeszedł on przez media stosunkowo niezauważony. Uwagę opinii publicznej zwróciła dopiero minister rodziny, pracy i polityki społecznej Elżbieta Rafalska, która w piątek 21 grudnia w rozmowie z PAP odniosła się do końcowego elementu opracowania - "wpływu otrzymywania świadczenia 500+ na sytuację na rynku pracy", stwierdzając, że: "Widać gołym okiem, że zupełnie się nie potwierdziły dane, że z powodu 500+ ludzie decydowali się gremialnie czy masowo, jak to mówiła część ekspertów, zrezygnować z pracy". Czy to ze względu na czas, czy inne, bardziej emocjonujące zagadnienia, temat nie znalazł się jednak na czołówkach mediów. Dopiero po Nowym Roku pojawił się na "jedynce" "Dziennika Gazety Prawnej". A szkoda, bo badanie nie jest przesadnie wiarygodne, a przy tym jego wyniki wcale nie powinny prowadzić do tak sensacyjnych wniosków.
Taką interpretację propaguje sama minister Rafalska, członkini komitetu politycznego PiS i minister w rządach Beaty Szydło oraz Mateusza Morawieckiego odpowiedzialna za program 500+, a co gorsza takie wnioski nasuwają się po spojrzeniu na okładkę czołowego medium gospodarczego w Polsce. Wbrew wcześniejszym analizom uznanych polskich naukowców z IBS pod kierunkiem dr hab. Igi Magdy, a nawet rzetelnemu spojrzeniu na faktyczne rezultaty badania, z okładki "DGP" bije teza "500+ motywuje nas do pracy". Teza nie dość, że raczej nie ma pokrycia w rzeczywistości, to niespecjalnie wynika z badania GUS-u.
GUS zapytał bowiem Polaków, "czy w związku z otrzymywaniem świadczenia rodzinnego 500+ podjęli oni jakiekolwiek działania zmierzające do zmiany ich sytuacji na rynku pracy". Rezultat najlepiej podsumowuje sam urząd: "Okazało się, że w zdecydowanej większości przypadków świadczenie 500+ nie miało bezpośredniego wpływu na działania podejmowane przez respondentów na rynku pracy." Takiej odpowiedzi udzieliło 95,1 proc. respondentów, czyli 19 na 20 badanych beneficjentów programu.
Inną deklarację złożyło niecałe 5 proc. respondentów. W przypadku kobiet, które, jak wynika z innych analiz, odchodziły z rynku pracy w efekcie wprowadzenia programu, było to nieco więcej - 7,4 proc. Ten odsetek uwzględnia jednak zarówno osoby, które po otrzymaniu 500+ podjęły pracę czy rozpoczęły jej poszukiwania, jak i zrezygnowały z pracy czy zakończyły jej poszukiwania. "Podjęcie działań (...) zadeklarowało w sumie 291 tys. osób" - pisze GUS. "Pod wpływem otrzymywania świadczenia 500+" pracę podjęło 76 tys. osób, a zaczęło jej szukać 75 tys. osób. "Przeciwstawne działania tzn. zaprzestanie poszukiwania pracy i rezygnację z pracy zadeklarowało odpowiednio 34 tys. i 33 tys. osób" - podają statystycy. Z tego wynikałoby, że 2,5 proc. beneficjentów 500+ zaktywizowało się zawodowo, a 1,2 proc. - zdezaktywizowało. Co z pozostałymi 1,2 proc.? Nie wiadomo. Zapytaliśmy o tę kwestię GUS.
Wbrew temu, co piszą "DGP" ("GUS zapytał 300 tys. osób") i GUS ("zadeklarowało 291 tys. osób" oraz "deklarowało 7 mln 457 tys. osób"), powyższych deklaracji wcale nie złożyły setki tysięcy ludzi. Tego typu badania przeprowadza się na reprezentatywnej dla całego społeczeństwa grupie. W tym wypadku badanie "Praca a obowiązki rodzinne w II kw. 2018 r." było dodatkowym elementem badania BAEL. "W II kwartale 2018 r. w Badaniu Aktywności Ekonomicznej Ludności zbadano 28,1 tys. gospodarstw domowych (...) W każdym wylosowanym gospodarstwie badano osoby w wieku 15 lat i więcej, co dało próbę liczącą 55,6 tys. osób" - podaje GUS. Zupełnie inny jest odbiór zdania, że dzięki 500+ pracę podjęło ponad 70 tys. ludzi, niż że taką deklarację złożyło niecałe 200 osób.
To jednak nie jest największy problem. Oczywistą wadą badania jest oparcie go na deklaracjach respondentów, których odpowiedzi wcale nie muszą mieć pokrycia w faktach. Szczególnie że kwestia 500+ stała się orężem w walce politycznej, a "odpowiednia" odpowiedź - świadectwem poparcia polityki partii i władz. I nic przy tym nie kosztuje. A przyznanie się przed ankieterem do rezygnacji z pracy z powodu otrzymania świadczenia może być w oczach ankietowanych przyznaniem się do lenistwa czy żerowania na pracy innych i w konsekwencji nakręcać negatywne emocje wobec programu, z którego czerpią korzyści.
Ponadto, dodatkowe świadczenie może być także jednym z, a niekoniecznie decydującym, bodźców do podjęcia pracy czy jej poszukiwań - a na takie niuanse w badaniu nie ma miejsca. Odpowiedź o motywującym wpływie 500+ może być zatem prawdziwa, ale tylko w części - przy zaistnieniu innych czynników, z których znaczenia sam badany może sobie nie do końca zdawać sprawę. Zwraca na to uwagę nawet Marcin Szczepaniak z departamentu rynku pracy w urzędzie, który podkreśla, że odpowiedzi to "subiektywna ocena" zainteresowanych. Badanie dowodzi zatem przede wszystkim, co części Polaków się wydaje, a nie jak w rzeczywistości jest.
A tego, choć wielu ekonomistów nie będzie chciało tego przyznać, po prostu nie wiadomo. Badacze nie mają wyboru: aby wyeliminować wpływ innych czynników, jak choćby poprawy sytuacji pracownika - spadku bezrobocia i wzrostu płac, czy okresowych wahań na rynku pracy, muszą opierać się na deklaracjach z ich wszystkimi wadami.
W części przypadków deklaracje mogą być zresztą zgodne ze stanem faktycznym, szczególnie przy odpowiedniej interpretacji pytania. Dodatkowy zastrzyk środków może skłonić niektórych pracujących do poszukiwania lepszej pracy, zapewniając poduszkę bezpieczeństwa w razie niepowodzenia. Inni respondenci patrzący na problem jeszcze szerzej mogą sobie zdawać sprawę z faktu, że ich miejsce pracy powstało w wyniku poprawy koniunktury, napędzanej sektorowo także przez 500+. Jeszcze inną odpowiedź ma minister Rafalska, która twierdzi, że dzięki świadczeniu "ludzie mają pieniądze, żeby zapłacić za opiekunkę, za żłobek, żeby dołożyć do tego, aby dojechać do pracy, mogą sobie kupić nowy samochód". Niewykluczone, że tak właśnie jest w przypadku niewielkiej przecież (co 40? jeszcze rzadziej?) części beneficjentów 500+. Dlatego dużo większe wątpliwości niż odpowiedzi dotyczące wsparcia aktywności wzbudza minimalny (1,2 proc.) odsetek ankietowanych przyznających się do rezygnacji z pracy czy jej poszukiwania po otrzymaniu świadczenia.
500+ może i motywuje nielicznych do pracy, ale innych z pewnością do niej zniechęca. Logika, oparta na znajomości fundamentalnych procesów ekonomicznych, wskazuje, że to tych drugich powinno być wyraźnie więcej. Ale czy tak jest w rzeczywistości? Tego nie możemy być pewni.
Maciej Kalwasiński