Szybko spadająca inflacja pozwoliła chilijskiemu bankowi centralnemu na kolejną ostrą redukcję stóp procentowych. To sytuacja odmienna niż w Polsce, gdzie wciąż wysoka inflacja CPI blokuje przestrzeń do jakichkolwiek obniżek kosztów kredytu.


Decyzją Rady Banku Centralnego Chile stopa polityki monetarnej (MPR) została obniżona o 100 punktów bazowych, z 8,25% do 7,25 %. To już piąta redukcja z rzędu po tym, jak w lipcu chilijskie władze monetarne ścięły stopy aż o 100 pb., a we wrześniu i w grudniu „dołożyły” dwie kolejne obniżki po 75 pb. każda.
Styczniowa decyzja była zgodna z oczekiwaniami rynku. Większość ekonomistów typowała właśnie obniżkę o 100 pb. W ten sposób koszty kredytu w trzeciej gospodarce Ameryki Południowej powróciły do poziomu sprzed dwóch lat. Nie byłą to jednak decyzja jednogłośna. Jeden z członków Rady optował za cięciem stóp procentowych aż o 125 pb.
- Inflacja nadal maleje […] Ma to miejsce w scenariuszu, w którym globalna aktywności utrzymuje niską dynamikę a jej perspektywy pozostają ograniczone – napisano w styczniowym komunikacie Banku Centralnego Chile.
W grudniu inflacja CPI w tym andyjskim kraju obniżyła się do 3,9% względem 4,8% odnotowanych w listopadzie. Jeszcze na początku 2023 roku chilijska inflacja przekraczała 12%, a swoje multidekadowe maksimum osiągnęła na poziomie 14% w połowie 2022 roku. Cel inflacyjny chilijskiego banku centralnego wynosi 3% i po raz ostatni był osiągnięty blisko trzy lata temu.
Aby zdusić najwyższą od niemal pół wieku inflację cenową, Bank Centralny Chile zdecydował się zaaplikować szokową terapię monetarną. Między lipcem 2021 roku a październikiem 2022 stopy procentowe zostały podniesione z rekordowo niskich 0,5% do 11,25%. Odbyło się to kosztem trwającej trzy kwartały relatywnie płytkiej recesji oraz wzrostu stopy bezrobocia z 8% do 9%.
Polskie odbicie na zachodniej półkuli
Nieprzypadkowo o chilijskiej polityce monetarnej na łamach Bankier.pl piszemy już od blisko dwóch lat. To dlatego, że ten andyjski kraj wykazuje pewne podobieństwa do Polski. Podobnie jak u nas, tak w Chile w latach 80. XX wieku rządy sprawowała wojskowa junta (tyle że u nas wspierana przez ZSRR, a w Chile przez USA). To na wzór chilijski (aczkolwiek ze sporymi modyfikacjami in minus) wprowadzono u nas system OFE. Polska i Chile charakteryzują się też podobnym poziomem rozwoju gospodarczego pod względem PKB per capita. Oba kraje są znaczącymi producentami miedzi, a KGHM dokonał dużej inwestycji w złoża w chilijskim Sierra Gorda.
W ostatnich trzech latach połączyła nas jeszcze jedna analogia. Tak Chile jak i Polska „sprezentowały” sobie bardzo wysoką inflację. W obu krajach zaczęła ona szybko rosnąć jeszcze na początku 2021 roku. W Andach sięgnęła ona 14%. U nas kilka miesięcy później szczytowała na poziomie ok. 18%. Różne było jednak podejście władz monetarnych.
W Chile za podnoszenie stóp procentowych zabrano się jeszcze w lipcu 2021 roku. W Polsce kilka miesięcy później. Władze monetarne w Santiago w ponad rok podniosły koszty kredytu z niemal zera (tj. 0,5%) do 11,25%. W grudniu 2022 roku inwestorom zakomunikowano, że to już koniec podwyżek. Od tego czasu inflacja CPI w Chile obniżyła się z 14% do niespełna 4%. Dla porównania, w Polsce odnotowaliśmy spadek z 18,4% do 6,2% w grudniu. A zatem Chilijczycy są znacznie bliżsi zdławienia inflacji niż Narodowy Bank Polski, którego analitycy nie przewidują powrotu do celu inflacyjnego przed rokiem 2026.
We wrześniu i w październiku Rada Polityki Pieniężnej obniżyła stopę referencyjną NBP łącznie o 100 pb. Od tego czasu RPP już nie łagodzi polityki pieniężnej, oficjalnie wstrzymując się z decyzjami do czasu zapoznania się z marcową projekcją inflacyjną. Różnica między Chile a Polską jest obecnie taka, że u nas realne stopy procentowe cały czas pozostają ujemne (licząc ex post), podczas gdy w Chile bardzo wyraźnie przewyższają inflację CPI.














