Trwa cenowy boom na amerykańskim rynku mieszkaniowym. Ceny domów w USA nie tylko biją historyczne, ale i rosną w najszybszym tempie w najnowszej historii.


W maju 2021 roku indeks S&P/Case-Shiller mierzący ceny domów w 20 amerykańskich metropoliach osiągnął rekordowo wysoką wartość 261,54 punktów.
Bazową wartością indeksu (100 pkt) jest poziom cen ze stycznia 2000 r. Oznacza to, że w ciągu ponad dwóch dekad przeciętna amerykańska nieruchomość mieszkaniowa zlokalizowana w jednej z 20 badanych metropolii podrożała o 162 proc. Co więcej, indeks S&P/Case-Shiller rośnie nieprzerwanie od marca 2012 r. Wówczas jego wartość wynosiła 136,6 pkt. i wzrosła od tamtej pory o 91,4 proc.
W ciągu ostatnich 12 miesięcy wartość nieruchomościowego indeksu wzrosła o 17 proc. To niemal najszybsze tempo w najnowszej historii – minimalnie wyższą wartość odnotowano w sierpniu 2004 r. (17,1 proc.), a więc w czasach sprzed pęknięcia bańki na rynku mieszkaniowym w USA, gdy ceny w szerszym okresie (2004-2006) średnio rosły o ok. 13 proc. rocznie. Rzecz jasna same maksima indeksu z 2007 r. (206 pkt.) przebite zostały już dawno – konkretnie na początku 2018 r.


17-procentowy wzrost cen domów w 20 największych metropoliach przebił oczekiwania analityków (16,4 proc.). Podobnie rzecz miała się w przypadku węższego indeksu uwzględniającego tylko 10 miast (16,4 proc. wobec oczekiwanych 15,9 proc.).
Krajobraz amerykańskiego rynku nieruchomości niezmiennie kształtowany jest przez historycznie niskie stopy procentowe, które Rezerwa Federalna raczej nieprędko podniesie do przedpandemicznych wartości, nie mówiąc już o normalizacji mającej nas cofnąć do poziomów sprzed 2008 r. Niskie stopy procentowe przekładają się na niskie oprocentowanie kredytów, które w USA zaciąga się głównie po stałej stopie. Obecnie Amerykanin o dobrej zdolności kredytowej może zaciągnąć 30-letni kredyt hipoteczny o stałym (w całym okresie kredytowania) po oprocentowaniu w niemal rekordowo niskiej wysokości 2,78% (nieco niższe wartości obserwowaliśmy na początku roku, lecz nawet obecny poziom dalece odbiega do stanu sprzed lat).


W maju dodatkowo obserwowaliśmy wzmożony popyt związany z luzowaniem obostrzeń, a także – jak uważają analitycy S&P – dalszym ujawnianiem się zmiany preferencji Amerykanów, którzy wolą przenieść się z mieszkań w centrum do domów na przedmieścia. Wzmożony popyt na domy w maju widać było np. po notowaniach kontraktów na drewno, które dwa miesiące temu wyznaczyły szczyt, a następnie wyraźnie spadły.
Amerykańskie domy drożeją wyraźnie szybciej niż ogół towarów i usług, których ceny monitorowane są za pośrednictwem wskaźnika CPI. Inflacja w USA w czerwcu wyniosła 5,4 proc. i była najwyższa od lipca 2008 r. (5,5 proc.), a więc okresu poprzedzającego upadek Lehman Brothers. Chcąc znaleźć jeszcze wyższe wartości (od 5,6 do 6,4 proc.), należy się cofnąć o trzy dekady, do przełomu 1990 i 1991 r.
Inflacja i sytuacja na rynku nieruchomości zapewne znajduje się w centrum uwagi członków Federalnego Komitetu Otwartego Rynku, czyli ciała decydującego o polityce monetarnej światowego hegemona. Kolejne posiedzenie FOMC już w środę – decyzję poznamy o 20:00 czasu polskiego. Pół godziny później na konferencji prasowej pojawi się przewodniczący Fedu, Jerome Powell.
Indeks S&P/Case-Shiller obejmuje następujące obszary metropolitalne: Boston, Chicago, Denver, Las Vegas, Los Angeles, Południowa Floryda (Miami), Nowy Jork, San Diego, San Francisco, Waszyngton, Phoenix, Tampa Bay, Atlanta, Detroit, Minneapolis-Saint Paul, Charlotte, Cleveland, Portland, Dallas, Seattle. Pierwsze dziesięć obszarów wchodzi w skład węższego indeksu (Composite 10).