Sezon wakacyjny to wysyp prac sezonowych, z których chętnie korzystali niegdyś uczniowie i studenci. Branża hotelarska zwraca uwagę, że zarobki na poziomie ok. 6 tys. zł na rękę to często za mało, by znaleźć chętnych do pracy w hotelu czy pensjonacie.


Branża hotelarska nie od dziś zmaga się z niedoborem pracowników. Wielu zatrudnionych odeszło z niej podczas pandemii, kiedy zamykano i otwierano hotele niczym jak w rosyjskiej ruletce. Znaleźli stabilniejszą pracę w innych branżach i nie są już zainteresowani powrotem do hoteli (chyba że jako gość). Problemem są szczególnie wakacje, kiedy zapotrzebowanie na ręce do pracy jest największe.
"Szukając pracowników, zaoferowaliśmy ok. 6 tys. zł "na rękę". Wydawać by się mogło, że to godziwa stawka dla studentów czy - ogólnie - młodych osób, które chcą sobie dorobić w sezonie wakacyjnym. Tymczasem okazuje się, że nawet takie zarobki nie przyciągają do pracy. Ciężko jest znaleźć personel" - mówi "Gazecie Wyborczej" Jacek Hołubowski, przedsiębiorca z Gdańska, właściciel pensjonatów położonych na Półwyspie Helskim.
Ogłoszeń o pracy sezonowej nie brakuje - potrzeba pracowników recepcji, kucharzy, barmanów, pokojówek. Nie brakuje też benefitów w postaci prywatnej opieki medycznej, zniżek na studia, produkty firmowe i usługi, dofinansowaniem zajęć sportowych, kursów, szkoleń itd. Jednak problem z wypełnieniem wakatów pozostaje.
Pracownicy z Ukrainy wyjeżdżają, a młodzi są świadomi swoich praw
Demografia w Polsce nie wygląda najlepiej - jesteśmy starzejącym się społeczeństwem i rąk do pracy brakuje. Niektórzy widzieli zbawienie w pracownikach ze Wschodu, szczególnie w Ukraińcach, ale jak się okazuje, był to jedynie chwilowy efekt. Widoczny jest odpływ pracowników z Ukrainy z sektora usługowego.
"Jest to związane m.in. ze zmniejszonym zainteresowaniem pracą w Polsce obywateli Ukrainy. Wyjeżdżają do Niemiec, Skandynawii i Kanady za lepszymi zarobkami" - mówi Monika Banyś z Personnel Service. I dodaje: "Pensja 6 tys. zł netto jest dobra w Polsce, ale w Niemczech czy Holandii stawka minimalna to 1,5 tys. euro (ok. 6,5 tys. zł). To punkt startowy, w rzeczywistości można zarobić dużo więcej". Co więcej, niemiecka branża hotelarska również cierpi na niedobór pracowników.
Praca w Niemczech. Tyle można zarobić u naszych zachodnich sąsiadów
Każdego roku tysiące Polaków decyduje się na pracę za Odrą, skuszeni wysoką płacą minimalną, solidnymi warunkami zatrudnienia i poziomem życia. Również niemieccy pracodawcy uważają, że nasi rodacy są pracowici i sumiennie wykonują powierzone im obowiązki. Zatem na jaką pracę i płacę można tam liczyć?
Inną kwestią jest też wzrost świadomości przysługujących pracownikom praw i zmiany jakie zaszły na rynku pracy. "Młodzi ludzie obecnie są świadomi swoich praw pracowniczych i obawiają się pracy w mniejszych obiektach. Nad morzem, np. w smażalniach czy na straganach przy nadmorskich promenadach, umowy nadal często zawiera się "na gębę", nie respektuje przerw, czasu na odpoczynek. Wiadomości o takim traktowaniu rozchodzą się szybko - ocenia w rozmowie z "Wyborczą" Agnieszka Maszner-Paprocka, prezeska pięciogwiazdkowego hotelu nad morzem i dyrektorka regionalna Izby Gospodarczej Hotelarstwa Polskiego w województwie zachodniopomorskim.
"Do zatrudniania pracowników trzeba przygotowywać się przez cały rok. To nie są już czasy, kiedy pracownik sam przyjdzie z CV pod pachą" - przekonuje Maszner-Paprocka.
"Szukanie musi być aktywne. To kierowanie ofert pracy przez cały rok, pokazywanie się, kontaktowanie ze szkołami, oferowanie praktyk. Do zespołów szkół hotelarskich trafiają ludzie, którzy jeszcze nie wiedzą, czy chcą pracować w tej branży. Część z nich postanawia jednak zostać. Jak popróbują sił, stają się wykwalifikowanymi pracownikami" - dodaje.
Oprac. JM