Chińskie giełdy miały fatalny początek roku, a mieszane dane z gospodarki jedynie utwierdziły determinację inwestorów zagranicznych do unikania chińskich akcji. Chińskie akcje szukają więc dna bessy. Indeks bluechipów CSI300 notuje najniższe poziomy od pięciu lat, zaś Shanghai Composite Index utrzymuje się poniżej psychologicznej granicy 2800 punktów.
"Chroniczne rozczarowanie" inwestorów stało się problemem dla Pekinu. Decydenci chcą stworzyć fundusz stabilizacyjny w wysokości 2 bilionów juanów (ok. 278 miliardów dolarów), pochodzących głównie z zagranicznych rachunków przedsiębiorstw państwowych.
Raport pojawił się po poniedziałkowym posiedzeniu Rady Państwa pod przewodnictwem chińskiego premiera Li Qianga. Jak wynika z oficjalnego dokumentu, w którym nie podano żadnych szczegółów, urzędnicy otrzymali na nim informacje na temat funkcjonowania rynków kapitałowych oraz pojęli rozważania dotyczące związanych z nim prac.
Bloomberg poinformował po raz pierwszy o planach powołania funduszu stabilizacyjnego w październiku ubiegłego roku. Informatorzy agencji donosili wówczas, że Pekin szykuje plan wsparcia rynku akcji, którego realizację może poprzedzić kilka miesięcy konsultacji. Od tamtej pory aż do teraz nie pojawiały się nowe przecieki w tej sprawie.
W pierwszym momencie po pojawieniu się doniesień o możliwym impulsie giełdowe indeksy z Chin i Hongkongu skierowały się na północ. W momencie pisania tego tekstu Hang Seng zyskiwał 2,63%. Odbicia w indeksach CSI 300 oraz Shanghai Composite straciły na sile podczas sesji i na jej końcu zyskiwały odpowiednio 0,40% oraz 0,53%.
"Pakiet dotyczący chińskiego rynku akcji jest mile widzianym krokiem i wykazuje coraz większą reakcję władz. Jednak obawiamy się, że przy poziomie poniżej 2% PKB Chin jest to w dalszym ciągu niewystarczający" - powiedziała Aninda Mitra z BNY Mellon Investment Management, cytowana przez Reuters.
Zagraniczni inwestorzy już kilka miesięcy temu postanowili znacznie ograniczyć zaangażowanie w chińskie akcje. Dane z gospodarki rozczarowują - ostatni odczyt PKB był zgodny z linią partii, ale niekonieczne z prawdą.
"Baza inwestorów inwestujących w akcje Hongkongu jest stosunkowo zróżnicowana i obejmuje inwestorów instytucjonalnych, którzy mają globalny lub azjatycki benchmark. Według doniesień niektóre z tych funduszy, zwłaszcza fundusze zagraniczne, przenoszą inwestycje z Hongkongu/Chin do Japonii i innych rynków azjatyckich" - mówi Redmond Wong z Saxo Markets, cytowany przez Reuters.
Fundusz stabilizacyjny niewiadomą kolejna nieskoordynowana "łatka i poprawka"?
Z drugiej strony nawet jeśli fundusz stabilizacyjny doczeka się materializacji, nie wiadomo na jakich zasadach będą przyznawane środki ani do jakich sektorów popłyną. Interesujących rozważań na temat chińskiego rynku akcji dostarczył niedawny artykuł w magazynie ThinkChina. Autorka tekstu zwracała uwagę, że ostatni projekt rozporządzenia w sprawie gier online przypomniał inwestorom, czym jest ryzyko polityczne związane z inwestowaniem w Państwie Środka.
- Decydenci powinni odpowiednio rozproszyć władzę, aby umożliwić rewitalizację sektora prywatnego od podstaw - komentował przytaczany w tekście ThinkChina profesor nadzwyczajny Fu Fangjian z Singapore Management University. Naukowiec stwiedził też, że wiele polityk stymulacyjnych Pekinu to tylko nieskoordynowane ze sobą “łatki i poprawki” przez co trudno, żeby tworzyły synergię.
Oddalające się kontynenty
Aktualnie dużą popularnością w Chinach cieszy się serial Blossoms Shanghai, którego akcja rozgrywa się w tytułowym mieście w 1992 roku, a więc na początku pierwszej wielkiej hossy na chińskim rynku akcji. ThinkChina przytacza słowa narratora z początku ekranizacji: "stuletni Dow Jones miał wtedy tylko około 3300 punktów, ale SSE Composite Index, który miał zaledwie rok, dochodził do prawie 1000 punktów". Autorka tekstu konkluduje, że 32 lata później Dow Jones przekroczył 37 000 punktów, podczas gdy indeks SSE wciąż walczy o około 3000 punktów. Jeszcze zeszłej nocy kapitalizacja amerykańskiego rynku akcji była o 38 bilionów dolarów większa niż kapitalizacja wszystkich spółek na giełdach w Hongkongu i Chinach razem wziętych. Zgodnie z danymi Bloomberga luka pomiędzy nimi nie była nigdy tak duża.
Bloomberg zwrócił także uwagę na długoterminową rynkową tendencję do odchodzenia od chińskich akcji. Ich pozycja w portfelach globalnych funduszy maleje i oczekuje się, że ten trend będzie się utrzymywać. Inwestorzy patrzą teraz z nadzieją na Japonię i Indie. Dobrze obrazuje to niedawne badanie Bank of America, zgodnie z którym blisko 80% ankietowanych managerów zarządzających funduszami uważa, że chińska gospodarka przeżywa strukturalne problemy i będzie nadal mierzyła się z deflacją. Trzeba jednak zauważyć, że na początku zeszłego roku 80% badanych uważało zupełnie inaczej, a ich oczekiwania doczekały się szybkiej rewizji.
Luka cenowa pomiędzy podwójnie notowanymi akcjami na giełdach na kontynencie oraz w Hongkongu osiągnęła najwyższy poziom od 2009 roku. Zniżka na chińskich parkietach sięga 36% - odnotował ponadto Bloomberg.
Podobnie jak w zeszłym roku zachowanie chińskiego rynku akcji stoi cały czas w wyraźnym kontraście do amerykańskiej giełdy. Hang Seng stracił do początku 2024 r. prawie 11%, podczas gdy S&P 500 zyskał w tym czasie 2% i osiągnął w ostatni piątek najwyższy wynik od 2 lat.