Prezydent Donald Trump poinformował w sobotę, że USA przeprowadziły "bardzo udane ataki" na obiekty nuklearne w Iranie, w tym zakłady wzbogacania uranu w Fordo. Zakłady miały zostać zniszczone, zaś Trump wezwał strony konfliktu do zawarcia pokoju.


"Zakończyliśmy nasz bardzo udany atak na trzy obiekty nuklearne w Iranie, w tym Fordo, Natanz i Isfahan. Wszystkie samoloty są teraz poza przestrzenią powietrzną Iranu. Pełen ładunek BOMB został zrzucony na główny cel, Fordo. Wszystkie samoloty bezpiecznie wracają do domu" - napisał Trump we wpisie na swoim portalu społecznościowym Truth Social.
"Gratulacje dla naszych wspaniałych amerykańskich wojowników. Nie ma innego wojska na świecie, które mogłoby to zrobić. TERAZ JEST CZAS NA POKÓJ!" - dodał. W kolejnym wpisie oznajmił, że jest to "HISTORYCZNA CHWILA DLA STANÓW ZJEDNOCZONYCH, IZRAELA I ŚWIATA", a Iran "MUSI SIĘ TERAZ ZGODZIĆ NA ZAKOŃCZENIE TEJ WOJNY". Telewizja CNN podała, że Trump obecnie nie planuje dodatkowych ataków. Sam Trump zapowiedział, że wygłosi telewizyjne orędzie o 22 czasu wschodnioamerykańskiego, czyli o 4 rano w Polsce.
125 samolotów uderzyło na Iran. Szef Pentagonu: Zniszczyliśmy program nuklearny
Amerykański nocny atak na trzy obiekty nuklearne w Iranie był niezwykłym sukcesem - ocenił minister obrony USA Pete Hegseth w niedzielę na konferencji prasowej. "Zniszczyliśmy irański program nuklearny" - oświadczył szef Pentagonu.
Według anonimowego przedstawiciela władz USA, na który powołał się "New York Times", wstępne oceny skutków bombardowań wskazują na zniszczenie schowanego we wnętrzu góry zakładu wzbogacania uranu w Fordo. Uderzenia dokonano za pomocą bombowców B-2, które miały zrzucić sześć 13-tonowych bomb penetrujących MOP (Massive Ordnance Penetrators), największych nieatomowych bomb w arsenale USA. Jak informował Fox News, w atakach na pozostałe ośrodki użyto 30 pocisków manewrujących Tomahawk.
Irańczycy wywieźli uran przed atakiem na Fordo. Kluczowa baza miała także przetrwać
Większość wysoko wzbogaconego uranu, który znajdował się w irańskim ośrodku nuklearnym w Fordo, została stamtąd przetransportowana przed atakiem wojsk amerykańskich – podał w niedzielę Reuters, powołując się na wysokiego rangą przedstawiciel władz Iranu.
Sam prezydent USA zapewniał o sukcesie w rozmowie z izraelskim reporterem portalu Axios Barakiem Ravidem.
"Odnieśliśmy wielki sukces tej nocy. Twój Izrael jest teraz dużo bezpieczniejszy" - miał powiedzieć Trump. Podobne stwierdzenia padły w jego rozmowie z agencją Reutera, podczas której prezydent USA ponownie wezwał Iran do zakończenia wojny.
Izraelski publiczny nadawca Kan przekazał, powołując się na izraelskie źrodła oficjalne, że Izrael był "w pełnej koordynacji" z Amerykanami w kwestii ataku USA na Iran. Po dokonaniu uderzenia Trump miał również odbyć rozmowę telefoniczną z premierem Izraela Benjaminem Netanjahu.
Iran ewakuował zakłady przed atakiem?
Agencja Reutera poinformowała, powołując się na irańską agencję Tasnim, że przedstawiciel władz irańskich potwierdził, iż "część nuklearnych zakładów w Fordo została zaatakowana przez atak powietrzny wroga". Z kolei doradca przewodniczącego parlamentu Iranu, napisał w mediach społecznościowych, że Iran od kilku nocy spodziewał się ataków na Fordo i że zakłady zostały ewakuowane "dawno temu", a szkody nie są nieodwracalne.
"Nie można bombardować wiedzy" - dodał.
Trump, ale również i eksperci wskazywali, że tylko Stany Zjednoczone mają do dyspozycji środki do zniszczenia podziemnych ośrodków Iranu, kluczowych dla jego programu jądrowego. Według "NYT", oceny amerykańskiego wywiadu mówiły, że dotychczasowa kampania bombardowań Izraela opóźniła irański program atomowy zaledwie o ok. 6 miesięcy.
Atak jest pierwszym bezpośrednim uderzeniem USA na terytorium Iranu od czasu nieudanej próby odbicia amerykańskich zakładników w ambasadzie USA w Teheranie w 1980 r.
Trump znów zarządzał chaosem
Prezydent USA Donald Trump już w środę zakomunikował w prywatnych kontaktach, że postanowił zaatakować Iran, a jego publiczna zapowiedź, że decyzję podejmie w ciągu dwóch tygodni, by dać czas na wysiłki dyplomatyczne, była zasłoną dymną - podał magazyn "The Atlantic".
Jak poinformowało pismo, powołując się na cztery osoby wtajemniczone w plany prezydenta USA, czwartkowa zapowiedź Trumpa, że z uwagi na "znaczącą możliwość negocjacji" z Iranem podejmie decyzję w sprawie ataku w ciągu dwóch tygodni, była manewrem obliczonym na osłabienie czujności Iranu.
W rzeczywistości już dzień wcześniej miał "prywatnie zakomunikować" swoją decyzję. Jeszcze w piątek Trump zapewniał, że woli rozwiązanie dyplomatyczne, nie wykluczał wywarcia presji na Izrael, by doprowadzić do zawieszenia broni, i twierdził, że bombardowanie Iranu nie będzie konieczne.
Niedzielnemu uderzeniu USA na irańskie obiekty atomowe towarzyszyły także inne działania dla zmylenia przeciwnika. W sobotę przedstawiciele Pentagonu przekazali mediom, że z bazy Sił Powietrznych Whiteman w stanie Missouri wyleciały bombowce B-2, zmierzające na wyspę Guam na Pacyfiku. Według publicznie dostępnych danych samoloty były wciąż w drodze na wyspę, kiedy inna grupa tych bombowców dokonała ataku na Iran. Według "New York Timesa" grupa ta wyruszyła z bazy w Missouri znacznie wcześniej, lecąc przez 37 godzin non stop na wschód, kilkakrotnie tankując paliwo w powietrzu. Według "NYT" zaskoczeniem było również użycie okrętów podwodnych do wystrzelenia 30 rakiet manewrujących Tomahawk.
Według telewizji CBS przedstawiciele administracji Trumpa zakomunikowali Iranowi w sobotę, że uderzenie to było jedynym planowanym działaniem USA i że Waszyngton nie zamierza dążyć do zmiany reżimu w Teheranie.
Amerykańska opinia podzielona
Decyzja Trumpa została przyjęta z zadowoleniem przez znaczną część Republikanów w Kongresie, w tym przewodniczącego Izby Reprezentantów Mike'a Johnsona i lidera większości w Senacie Johna Thune'a. Prezydenta potępił natomiast znany z izolacjonistycznych poglądów kongresmen Thomas Massie, który w minionym tygodniu zgłosił rezolucję mającą na celu zabronienie administracji włączenia się do wojny z Iranem.
"To jest niekonstytucyjne" - powiedział Massie. Wsparł go kongresmen Demokratów Ro Khanna, który wezwał do natychmiastowego głosowania Kongresu w tej sprawie. Trumpa skrytykował również lider Demokratów w Izbie Reprezentantów Hakeem Jeffries, który zarzucił mu, że nie dotrzymał obietnicy przyniesienia pokoju Bliskiemu Wschodowi.
"Ryzyko wojny dramatycznie wzrosło i modlę się o bezpieczeństwo naszych żołnierzy w regionie, którzy zostali narażeni na niebezpieczeństwo. Prezydent Trump wprowadził kraj w błąd co do swoich zamiarów, nie zwrócił się do Kongresu o zezwolenie na użycie siły militarnej i ryzykuje uwikłanie Ameryki w potencjalnie katastrofalną wojnę na Bliskim Wschodzie" - napisał w oświadczeniu Jeffries.
Zwykli Amerykanie uciekają z Bliskiego Wschodu
Setki amerykańskich obywateli opuściły Iran drogą lądową od początku izraelskich ataków na ten kraj - napisał w sobotę "Washington Post", powołując się na depeszę dyplomatyczną Departamentu Stanu USA.
Gazeta zaznaczyła, że amerykańscy obywatele mierzą się nie tylko z ryzykiem izraelskich ostrzałów, ale też działań irańskiego reżimu. Według Departamentu Stanu część Amerykanów podczas ucieczki doświadczyła "opóźnień i szykanowania" ze strony irańskich urzędników. Jest też niewielka liczba niepotwierdzonych doniesień o amerykańskich obywatelach, którzy zostali zatrzymani i osadzeni w więzieniu.
W depeszy powiadomiono, że Turkmenistan, który graniczy z Iranem, odrzucił ponad 100 wniosków od ambasady USA w Aszchabadzie o zezwolenie na wjazd amerykańskich obywateli na terytorium tego kraju. Departament Stanu poleca obywatelom, by opuszczali Iran, wybierając inne trasy.
Nie wiadomo, ilu obywateli USA jest w Iranie. W przeszłości amerykańskie władze szacowały ich liczbę w tysiącach. Kraje nie utrzymują stosunków dyplomatycznych.
osk/ jm/




























































