REKLAMA
ZOOM NA SPÓŁKI

Szef PE: Na decyzje Ukrainy będziemy czekać do ostatniej sekundy

2013-11-20 13:33
publikacja
2013-11-20 13:33

Unia Europejska poczeka na wypełnienie przez Ukrainę warunków podpisania umowy stowarzyszeniowej nawet do ostatniej sekundy przed szczytem Partnerstwa Wschodniego w Wilnie - mówi PAP szef Parlamentu Europejskiego Martin Schulz.

"Nie jestem ani sceptykiem, ani optymistą" - powiedział Schulz pytany, czy Ukraina spełni postawione przez UE warunki.

Nikt nie wie, jaką strategię ma obecnie prezydent Ukrainy Wiktor Janukowycz, znajdujący się "w trudnej sytuacji pomiędzy Rosją a UE" - przyznał.

Szef PE nie jest zaskoczony naciskami Rosji na kraje Partnerstwa Wschodniego, planujące stowarzyszyć się z Unią. "To normalne, że mocarstwa próbują poszerzać swe wpływy różnymi metodami" - ocenił.

PAP: Na tydzień przed szczytem Partnerstwa Wschodniego w Wilnie wciąż nie wiemy, czy będzie on pełnym sukcesem i czy Ukraina stowarzyszy się z Unią. Czy traci pan nadzieję co do Ukrainy?

Martin Schulz: Nie, nie tracę nadziei. Wszystko jest otwarte do ostatniej sekundy. Trwa gra i nikt naprawdę nie wie, jaką strategię ma obecnie prezydent Ukrainy Wiktor Janukowycz. Moim zdaniem próbuje on grać do ostatniej sekundy. Nie mogę wykluczyć ani tego, że umowa stowarzyszeniowa z Ukrainą zostanie podpisana, ani tego, że jej nie podpiszemy.

PAP: Nie traci pan nadziei, a co z cierpliwością? Niektórzy europosłowie mówią, że czują się wodzeni za nos przez władze Ukrainy.

MS: Ważną zasadą w polityce międzynarodowej jest to, by nigdy nie tracić cierpliwości. Być może to dziwnie brzmi w moich ustach, bo każdy wie, że akurat ja nie jestem szczególnie cierpliwy.

PAP: Kiedy jednak nastanie ta ostatnia sekunda dla Ukrainy? Kiedy wysłannicy PE na Ukrainę Aleksander Kwaśniewski i Pat Cox przedstawią swój ostateczny raport nt. spełniania przez Kijów warunków stowarzyszenia?

MS: Wysłannicy PE przedstawią raport, gdy wszystkie możliwości zostaną wyczerpane. Mandat misji brzmi: zrobić jak najwięcej, aby rozwiązać sprawę byłej premier Julii Tymoszenko i otworzyć drogę do podpisania umowy stowarzyszeniowej. W tej chwili nie jestem ani sceptykiem, ani optymistą. Obserwuję, co się dzieje, i nadal uważam, że rozwiązanie jest możliwe.

PAP: Czy pana zdaniem wystarczy, jeśli ukraiński parlament przyjmie ustawę umożliwiającą leczenie Julii Tymoszenko za granicą, czy też oczekuje pan, że była premier znajdzie się w Niemczech przed podpisaniem umowy?

MS: Celem jest humanitarne rozwiązanie sprawy Julii Tymoszenko przed podpisaniem umowy stowarzyszeniowej. Taki jest mandat Kwaśniewskiego i Coxa, a mandat obowiązuje do szczytu. Według mnie misja powinna skończyć się do szczytu w Wilnie. Jeśli jednak konferencja przewodniczących PE postanowi ją kontynuować po szczycie, to mandat zostanie przedłużony.

PAP: Wydaje się jednak, że Julia Tymoszenko nie wyjdzie z więzienia przed szczytem w Wilnie. Jakich gwarancji oczekiwałby pan od prezydenta Wiktora Janukowycza, że będzie humanitarne rozwiązanie tego problemu?

MS: Nie chcę mówić o oczekiwaniach. Prezydent Janukowycz jest w trudnej sytuacji, pomiędzy Rosją z jednej strony a UE z drugiej. Wolę poczekać z komentarzami do ostatniej minuty. Próbujemy znaleźć rozwiązanie do szczytu Partnerstwa Wschodniego i nie ma sensu spekulować, co stanie się potem, bo to będzie wiadomo najwcześniej na samym szczycie.

PAP: Mówi się, że raport Kwaśniewskiego i Coxa będzie kluczowy dla decyzji UE o podpisaniu umowy. Czy powołując tę misję 18 miesięcy temu, spodziewał się pan, że odegra ona tak znaczącą rolę?

MS: Jako instytucja europejska próbujemy pomóc w demontażu blokady pomiędzy rządem Ukrainy a UE oraz w złagodzeniu napięć. Osiągnęliśmy wiele, ale nigdy nie gwarantowaliśmy, że osiągniemy pełen sukces.

Choć dotąd nie znaleźliśmy rozwiązania sprawy Tymoszenko, to przez minione 18 miesięcy działań misji Kwaśniewskiego i Coxa udało nam się wiele innych rzeczy, czego nawet się nie spodziewaliśmy. Czasem instytucji międzynarodowej, takiej jak Parlament Europejski, łatwiej jest rozwiązywać problemy, bo jest niezależna od rządów i dyplomatów. Mamy nieco większe pole manewru. Misja była "pilotażowym projektem" i będziemy jeszcze musieli ocenić, co się udało. Myślę jednak, że PE może być uczciwym mediatorem między skonfliktowanymi stronami.

Już powierzenie misji byłemu polskiemu prezydentowi, z doświadczeniem w relacjach z Ukrainą, było przesłaniem dla tego kraju. Zaś Pat Cox, były szef PE, uważany za osobę stojącą ponad podziałami, był sygnałem dla europarlamentarzystów, że nie chodzi nam o żadną polityczną grę. Chodziło o budowanie zaufania po obu stronach. I myślę, że to się powiodło. Wysłannicy PE nie dali się przeciągnąć na żadną stronę: ani na stronę rządu Ukrainy, ani na stronę rodziny i partii Julii Tymoszenko. To także ważne osiągnięcie.

PAP: Czy zaskoczyły pana niedawne groźby Rosji wobec krajów Partnerstwa Wschodniego, które planują stowarzyszyć się z UE?

MS: Nie. Nie mam złudzeń co do rosyjskiej polityki. Rosja próbuje rozszerzyć swoje wpływy, co nie jest zaskakujące, ale normalne. Wszystkie kraje to robią. Również UE rozszerza swoją strefę współpracy politycznej i gospodarczej i chce wciągnąć Ukrainę do wspólnoty demokracji. Nieporozumieniem jest jednak to, że Moskwa uważa umowy stowarzyszeniowe między UE a jej wschodnimi sąsiadami za skierowane przeciwko niej. Rosja zawsze ma wrażenie, że cokolwiek robimy, jest to wymierzone w nią. To błąd, ale takie zrozumienie sprawy z miejsca pociąga za sobą wrogie nastawienie i poczucie zagrożenia.

Gdy Rosja chce zapobiec, by jakieś kraje wydostały się spod jej wpływu, to zaczyna grozić, czy też raczej wygłaszać pewne oświadczenia. Ale nawet po tym, gdy Ukraina stowarzyszy się z UE, Rosja nadal będzie partnerem dla nas.

PAP: Jednak grożenie sąsiadom restrykcjami handlowymi albo wyższymi cenami gazu, jeśli podpiszą umowy z UE, nie jest chyba czymś normalnym?

MS: Międzynarodowe mocarstwa, takie jak Rosja, Chiny, USA czy nawet UE, próbują poszerzyć swoje wpływy różnymi metodami. Jeżeli np. USA szpiegują kanclerzy, premierów europejskich państw, to też chcą w ten sposób poszerzyć swoje wpływy. Mnie to nie zaskoczyło, tak jak nie zaskakują działania Rosjan wobec krajów Partnerstwa Wschodniego.

PAP: Jaki powinien być ostateczny cel programu Partnerstwa Wschodniego?

MS: Sąsiedzi UE, nasi wschodni partnerzy, są krajami europejskimi i powinniśmy spróbować wciągnąć ich we współpracę opartą na wartościach. Ale warunkiem stabilnej demokracji jest stabilność gospodarcza. Nawet w UE widzimy, że kryzys gospodarczy prowadzi do osłabienia instytucji demokratycznych. Dlatego gospodarcza współpraca w ramach naszej polityki wschodniej prowadzi też do stabilizacji demokracji w tym regionie. Taki powinien być cel Partnerstwa Wschodniego.

PAP: Czy wyobraża sobie, że któreś z państw Partnerstwa przystąpi do UE?

MS: Unia nadal będzie się rozszerzać, jednak w pierwszej kolejności - o kraje Bałkanów Zachodnich, które potrzebują co najmniej 10-15 lat. Nie mogę wykluczyć, że wschodni sąsiedzi będą kiedyś członkami UE, ale najpierw chciałbym, by podpisały umowy stowarzyszeniowe. Na razie to mi wystarczy do szczęścia, choć na przykładzie Ukrainy widzimy, że nawet ten cel niełatwo osiągnąć.

W Strasburgu rozmawiała Anna Widzyk (PAP)

awi/ akl/ ro/

Źródło:PAP
Tematy
Orange Nieruchomości
Orange Nieruchomości
Advertisement

Komentarze (0)

dodaj komentarz

Powiązane: Wojna w Ukrainie

Polecane

Najnowsze

Popularne

Ważne linki