Wisła Kraków po zwycięstwie 1:0 (1:0) nad broniącą się przed spadkiem Cracovią została na trzy kolejki przed zakończeniem rozgrywek piłkarskim mistrzem Polski. Jest to trzynasty tytuł w historii klubu; po raz ostatni pod Wawelem sukces świętowali w 2009 roku.
Stało się to, czego oczekiwano w Krakowie od początku rundy wiosennej, gdy bardzo wzmocniona zimą Wisła objęła prowadzenie w tabeli. Piłkarze holenderskiego szkoleniowca pobili rywali regularnością, mieli w rundzie rewanżowej znacznie więcej wzlotów niż upadków.
Ktoś, kto wygrywa rozgrywki na trzy kolejki przed końcem sezonu, jest bezdyskusyjnym mistrzem Polski. To trzynasty ogółem, a ósmy w erze Tele-Foniki tytuł dla Białej Gwiazdy. Jej właściciel Bogusław Cupiał będzie teraz oczekiwał upragnionego awansu do Ligi Mistrzów.
Rezultaty piątkowych i sobotnich spotkań ekstraklasy wpłynęły na nastawienie obu zespołów. Po zwycięstwie Śląska nad Bełchatowem wiślacy wiedzieli, że remis nie wystarczy im do zdobycia tytułu. Porażki Polonii Bytom i Arki Gdynia sprawiły zaś, że Cracovia z jednej strony miała szansę im odskoczyć, z drugiej zaś przyjechała na Reymonta wiedząc, że nawet porażka w derbach nie będzie dla niej tragedią.
To zdeterminowało przebieg pierwszej połowy. Przewagę miała Wisła. Ale nie angażowała w ofensywę wszystkich sił, ubezpieczając się przed kontrami Pasów.
- Musimy zwrócić na to uwagę, bo w ostatnich meczach Cracovia była niebezpieczna w tym elemencie gry - mówił przed meczem trener Białej Gwiazdy Robert Maaskant. Gospodarze wygrywali większość pojedynków w środku pola, byli też lepsi w starciach jeden na jednego. W ofensywie sporo zamieszania siał Patryk Małecki, sporą ruchliwością wykazywali się Maor Melikson i Andraz Kirm.
Jednak dla obrazu pierwszej odsłony ważniejsza była wyższość wiślaków na własnej połowie. Erik Čikoą znacznie lepiej wszedł w mecz niż Saidi Ntibazonkiza, a Dragan Paljić wyłączył z gry Alexandru Suvorova. W tej sytuacji Cracovia nie miał wiele do powiedzenia, gdy posiadała piłkę. Szybko ją traciła i jedyne zagrożenie stworzyła tuż przed przerwą z rzutu wolnego. Suvorov pomylił się o kilkanaście centymetrów, bo piłka odbiła się od zewnętrznej części słupka.
Więcej w "Przeglądzie Sportowym".
Marek Gilarski, współpraca Michał Guz
"Przegląd Sportowy"